Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ulica Suraska. Tu czyhali złodzieje

Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Jarmolik Archiwum
Rynek Sienny i przylegające do niego uliczki: Młynowa, Mazowiecka i Suraska - w tych miejscach w Białymstoku czyhało wielu złodziei. Byli to potokarze, specjalizujący się w okradaniu chłopskich furmanek i miejskich dorożek.

Przedwojenni dorożkarze białostoccy używali bata nie tylko do popędzania swoich koni. Bardzo często ów bodziec służył im do odganiania różnych podejrzanych osobników, którzy ciągle kręcili się w pobliżu dorożek. Byli to tzw. potokarze, czyli złodzieje specjalizujący się w ściganiu rozmaitych rzeczy z jadących lub stojących furmanek i wozów. Hone Sybirski miał z nimi również nieraz do czynienia.

W mieście było kilka stałych rejonów działalności potokarzy. Wyznaczał je przede wszystkim zwiększony ruch pojazdów z końskim napędem. Polowanie na towar odbywało się na przykład bardzo często u wylotu dróg wiodących poza Białystok.
Na końcu takich ulic jak: Antoniuk Fabryczny czy Wasilkowska, którymi udawano się w kierunku Bacieczek, Supraśla bądź Wasilkowa, grasowały całe bandy złodziejaszków, czyhających na mniej uważnych woźniców.

Innym miejscem aktywności potokarzy były okolice dworca, zarówno na ul. Kolejowej, przy dworcu głównym, jak też na ul. Towarowej, gdzie mieścił się dworzec fabryczny, zawsze panował spory ruch konny. Kursowały tędy dorożki z pasażerami śpieszącymi się na pociąg, a także furmanki i platformy wożące rozmaite transporty do pobliskich składów.
Jednak tam, gdzie najwięcej okradano wozów, to był Rynek Sienny i przylegające do niego uliczki: Młynowa, Mazowiecka i Suraska. Tutaj pracowali przede wszystkim potokarze specjalizujący się w okradaniu chłopskich furmanek. Używali oni do tego sposobu prostego, acz niemal zawsze skutecznego.

Oto jeden z członków kilkuosobowej zwykle szajki złodziejskiej, zwykle jakiś niepozorny małolat, podchodził do siedzącego na wozie kmiotka i, z bezpiecznej odległości, poza zasięgiem bata, zaczynał go drażnić. Wyzywał, pluł, rzucał kamieniami.

Rzadko który woźnica potrafił utrzymać nerwy na wodzy. Zeskakiwał z kozła i trzymanym biczyskiem próbował dosięgnąć bezczelnego pętaka. Tymczasem gdy on zajmował się ratowaniem swojego honoru, wspólnicy prowokatora podkradali się od tyłu i chwytali z furmanki to, co wpadło im w ręce.

W sferze zainteresowań potokarzy mieściły się również dorożki jadące ulicą. Najpierw obserwowali oni uważnie postoje, zwłaszcza tam przy Rynku Kościuszki. Kiedy do dorożki wsiadał klient z dużą ilością pakunków, stawał się natychmiast obiektem dla złodziei. Śledzili więc cierpliwie jego jazdę, żeby w sprzyjającym momencie podbiec i dokonać kradzieży.

Kiedy potokarzom nie udawało się ściągnąć czegoś lepszego, zadawalali się nawet dorożkarskim batem. To był ich największy wróg. Niejeden ze złodziejaszków nosił na twarzy jego znaki.

Dlatego też nic dziwnego, że kiedy jeden z synów Sybirskiego, który zastępował właśnie ojca w kursach po mieście, odszedł na chwilę od stojącej na postoju dorożki, pozostawiony na koźle bat zniknął! Trzeba było jechać do domu po inny.

Tego dnia do pojazdu kierowanego przez Sybirskiego-juniora lepiej się było nie zbliżać. No chyba, że się było tylko uczciwym pasażerem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny