Pani Regina Świderska z domu Białecka, bratanica Bolesława Szemiota z uśmiechem patrzy na stare zdjęcie. W otoczeniu licznej gromadki dzieci siedzą rodzice. To jej dziadkowie Elżbieta i Stanisław Szemiotowie. Białostocka historia rodziny zaczęła się od tego, że trzej bracia sprzedali posiadłość rodzinną pod Zabłudowem i przyjechali do Białegostoku - zaczyna opowieść. - Jeden z nich Stanisław kupił duży plac przy ul. Warszawskiej 95 i wybudował tam drewniany dom; założył sad i ogród warzywny. Rodzina szybko powiększała się. Żeby zapewnić byt i mieć fundusze na kształcenie ośmiorga dzieci, Stanisław zbudował obok drugi dom i zaczął zarabiać na wynajmowaniu mieszkań lokatorom.
Szczególną kartę w rodzinnych dziejach zapisał Bolesław, ich jedyny syn. Po ukończeniu gimnazjum w Białymstoku studiował w Instytucie Inżynierów Komunikacji w Petersburgu, uzyskując w 1917 r. tytuł inżyniera. Budował kolej transsyberyjską i prowadził inne budowle w Rosji. Gdy wybuchła I wojna światowa, zaczęły się w Polsce ciężkie czasy. Ojciec nie żył od 1912 roku, Bolesław jako jedyny mężczyzna w rodzinie czuł się odpowiedzialny za matkę i siostry. Postanowił zabrać je do Irkucka, gdzie wówczas mieszkał.
Jedna z jego sióstr, moja mama, Jadwiga poznała tam Stanisława Białeckiego, oficera Legionów a przedtem armii austriackiej internowanego w Rosji. Pobrali się i wrócili do Polski. Ja urodziłam się w 1922 r. w Białymstoku, ale ojciec, pochodzący z ziemiańskiej rodziny, uważał, że bardziej odpowiednim miejscem urodzenia będzie majątek Delejów pod Stanisławowem, gdzie mieszkaliśmy i takież miejsce zostało wpisane. Tam powodziło się nam znakomicie, ojciec, rolnik wykształcony w Dublanach pod Lwowem był dyrektorem dóbr ziemskich. W 1934 r. rozpoczął się kryzys gospodarczy, ojciec stracił pracę i przyjechaliśmy do Białegostoku.
W tym czasie wuj Bolesław Szemiot, mający pieniądze i własną firmę postanowił, że zbuduje matce i siostrom dom przy ul. Warszawskiej. Plac był wielki i bez problemu można było zmieścić na nim jeszcze duży dom. Niebawem stanęła murowana kamienica. Piękny to był budynek, piętrowy, z weneckimi oknami. Mieliśmy tam trzypokojowe mieszkanie o powierzchni 100 metrów, z dębowymi parkietami i stolarką; przestronne, wysokie pokoje, łazienki; krótko mówiąc - wysoki standard.
Bolesław Szemiot był już wówczas uznanym inżynierem specjalistą. Po 1918 roku, jak tylko Polska odzyskała niepodległość wrócił do kraju i rzucił się w wir pracy zawodowej. Prowadził wielkie inwestycje: elektrownie w Lublinie, w Chełmnie, lotnisko w Dęblinie, a także wiele obiektów użyteczności publicznej w Gdyni. W 1934 r. budował w Warszawie gmach Ministerstwa Poczt i Telegrafów a tuż przed wybuchem wojny jeszcze zdążył wykonać obiekty dyrekcji radomskiej.
Prywatnie też dobrze mu się powodziło. Jego żoną została Rosjanka Ksenia Wołyńska, śliczna i utalentowana śpiewaczka, której rodzinę bolszewicy wymordowali w czasie rewolucji październikowej. Byli szczęśliwym małżeństwem. Mieli jedynego syna - Juliana, mojego rówieśnika ( rocznik 1922). W czasie okupacji niemieckiej został aresztowany przez gestapo i wywieziony do Auschwitz, tam zginął. Polska Ludowa nie okazała się łaskawa dla Bolesława Szemiota, chociaż włączył się bardzo aktywnie w odbudowę kraju: budował dla ZUS sanatorium w Śródborowie, w Warszawie firmę Continental, gmach Telekomunikacji, siedzibę Ministerstwa Poczt i Telegrafów. Od 1 września 1945 r. do 1 sierpnia 1948 r. był dyrektorem Społecznego Przedsiębiorstwa Budowlanego w Szczecinie, które zajmowało się odbudową miasta ze zniszczeń wojennych. Niestety Polska Ludowa takich burżujów nie potrzebowała! Zmuszono go do ustąpienia ze stanowiska; skonfiskowano wille w Gdyni, w Warszawie i cały majątek. Bezpieka deptała mu po piętach. Musiał ukrywać się. I tak smutno zakończył w 1953 r. życie.
- Okropny los - mówi pani Regina. - Natomiast kamienica przy ul. Warszawskiej w Białymstoku, którą Bolesław Szemiot wybudował w 1936 r. przetrwała do 1970 r. Co prawda byliśmy w czasie wojny wysiedlani z niej zarówno przez okupantów niemieckich jak i rosyjskich ale skutecznie rozprawiła się z nami dopiero władza ludowa! Dom wszystkim się podobał i Niemcom, i Rosjanom, ale oni go nie zniszczyli! Był w bardzo dobrym stanie i mógłby stać do dzisiaj. Niestety dostaliśmy decyzję, że mamy opuścić posiadłość, bo miasto miało inne plany związane z tym miejscem. Rządziła komuna, własność prywatna się nie liczyła. - Nie mieliśmy wyjścia - mówi ze smutkiem pani Regina. - Zburzono wszystko, postawiono sklep PSS „Społem” i Młodzieżowy Dom Kultury. Po naszym majątku zostało tylko jedno drzewo, ale i ono niedawno podzieliło los kamienicy. Zostało ścięte.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?