Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ujawniamy kulisy śmierci aplikantki. Kobieta była mocno pobita, prawnik podrapany.

Halina Chojnowska [email protected] tel. 85 74 89 545
Koleżanka Marty: Pod koniec grudnia postawiła Maćkowi warunek - albo ona, albo konkubina. Mężczyzna, na dokonanie wyboru, miał kilka dni.
Koleżanka Marty: Pod koniec grudnia postawiła Maćkowi warunek - albo ona, albo konkubina. Mężczyzna, na dokonanie wyboru, miał kilka dni. Fot. sxc.hu
To był chory związek - mówią znajomi zamordowanej aplikantki o jej romansie z Maciejem T. On był chorobliwie zazdrosny. - Będziesz spalona w mieście, nie zrobisz aplikacji - szantażował.

Marta K. miała 31 lat. Pochodziła z Białegostoku i tutaj próbowała ułożyć swoje dorosłe życie. Pomagali jej w tym rodzice.

Kupili mieszkanie na Starobojarskiej.

Była absolwentką prawa i pracowała w warszawskiej firmie, która zajmowała się dystrybucją lekarstw. Jej przełożeni mają o kobiecie bardzo dobrą opinię.

- Rzetelna i uczciwa - mówią. - Jesteśmy wstrząśnięci tym, co się stało.

Zdruzgotani są też przyjaciele Marty.

- Cieszyła się życiem - powtarzają. - Była wrażliwa, brzydziła się przemocą. Dbała o siebie i innych. Była skora do pomocy. Kiedyś na przykład, podczas służbowej wizyty w jednym z podbiałostockich szpitali dowiedziała się o kilkunastoletnim chłopcu, który był ciężko chory. Jego rodzice żyli w skrajnej nędzy. I z tej racji nie mogli spełnić marzeń przykutego do łóżka synka. Marta pojechała do szpitala, by go odwiedzić. Zawiozła prezenty i pieniądze. Później, gdy trochę wyzdrowiał, zabrała chłopaka na wycieczkę do Augustowa.

- Na takie gesty niewielu stać - podkreślają nasi rozmówcy. - Ale Marta taka właśnie była. Ona kochała ludzi.

Trzy lata temu postanowiła zrobić aplikację. Chciała być radcą prawnym. Trafiła do kancelarii prowadzonej przez adwokacką spółkę. Jednym z jej szefów był Maciej T.

To znany w Białymstoku prawnik. Ma 35 lat. Na koncie zawodowe sukcesy i nieudane małżeństwo. Jakiś czas temu związał się z inną kobietą. Mieszkał z nią i jej dzieckiem. Kobiecie podobno obiecywał małżeństwo. To samo zresztą, jak twierdzą nasi rozmówcy, deklarował Marcie.

- To nie był normalny związek - znajomi kobiety są zgodni. - Mecenas był bowiem chorobliwie zazdrosny. Śledził ją, niemal bez przerwy wydzwaniał. Gdy spotykała się z kolegami, robił jej karczemne awantury.

Nie stronił od alkoholu. Zdarzało się, że pijany przychodził do mieszkania Marty.

Gdy nie chciała go wpuścić do środka, walił w drzwi. Aplikantka otwierała je. Koleżankom tłumaczyła, że nie chciała dopuścić do skandalu.

Przyjaciele radzili, by jak najszybciej zakończyła tę znajomość. Takie rady nic nie dawały. Bo 31-latka podobno obawiała się o swoją prawniczą karierę.

- Maciej T. straszył ją, że będzie spalona - dodają nasi rozmówcy. - Bała się, że zablokuje jej wstęp do wszystkich białostockich kancelarii, nie będzie miała gdzie dokończyć aplikacji. Wiadomo wszak, że to wpływowy człowiek. Jego krewni pełnią bardzo ważne funkcje w białostockim wymiarze sprawiedliwości.

Nie przyjmowała sugestii znajomych, że może najlepiej będzie stąd wyjechać. Że aplikację może też robić w warszawskich kancelariach.

- Chyba, mimo wszystko, zależało jej na tym związku - zastanawia się koleżanka.
Podobno, w ostatnich dniach grudnia Marta postawiła prawnikowi warunek - albo ona, albo konkubina. Mężczyzna, na dokonanie wyboru, miał kilka dni. Decyzji jednak nie zdążył podjąć.

Nie przyznaje się do winy

Do tragedii doszło 2 stycznia. Dzień wcześniej Marta, w towarzystwie Macieja T. była na kolacji u swoich rodziców. Kobieta wypiła szklankę, może dwie piwa. Jej życiowy towarzysz natomiast nie stronił od butelki. Późnym wieczorem poszli do mieszkania poszkodowanej. Niewykluczone, że doszło tam do awantury i szarpaniny, a może nawet do bójki. Problem w tym, że dramat rozegrał się w czterech ścianach. W mieszkaniu, poza prawnikiem i jego ofiarą były tylko dwa koty.

O drugiej nad ranem Maciej T. zaalarmował pogotowie ratunkowe, że kobieta nie żyje. Lekarz próbował ją reanimować, na próżno.

Maciej T. został zatrzymany pod zarzutem zabójstwa. Miał blisko dwa promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Decyzją białostockiego sądu trafił na trzy miesiące do aresztu.

Mężczyzna nie przyznaje się do zabójstwa. W jego ocenie, jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, w grę może jedynie wchodzić nieumyślne spowodowanie śmierci. Prawnik twierdzi, że podczas uprawiania seksu zbyt mocno ścisnął Martę za szyję. Gdy zorientował się, co się stało, wezwał pomoc.

Pozostaje wiele pytań

Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci Marty było uduszenie. Kobieta miała też obrażenia wewnętrzne. Natomiast oględziny ciała wykazały także mnóstwo zadrapań i siniaków. Liczne, niewielkie zadrapania na ciele miał także Maciej T.

Co więc wydarzyło się feralnej nocy na Starobojarskiej - wyjaśniają organy ścigania. Na razie, pod uwagę biorą wszystkie możliwości. A więc także to, że w mieszkaniu doszło do awantury i walki. Chcą też ustalić, kiedy Marta K. dokładnie zginęła.

Ze źródeł zbliżonych do policyjnych dowiedzieliśmy się, że zebrane do tej pory materiały nie dają precyzyjnej odpowiedzi nawet na to pytanie. A jest ono niezwykle istotne. Pozwoliłoby ustalić, jak szybko Maciej T. wezwał pomoc. Być może, zanim to uczynił, obmyślił plan działania. Ustalił linię obrony - wersję, że udusił kochankę, kiedy się kochali.

Po zabójstwie sprawą zajmowała się białostocka prokuratura. Najpierw rejonowa, potem - ze względu na rangę i zainteresowanie opinii publicznej - okręgowa.

Na początku lutego rodzina zamordowanej kobiety wystąpiła o wyłączenie białostockich śledczych i przeniesienie sprawy gdzie indziej. Obawiała się, że miejscowi prokuratorzy, z uwagi na znajomość z prawnikiem i jego krewnymi, też prawnikami, mogą być nieobiektywni. Radca prawny jest znany w środowisku, ma wielu kolegów prawników. Wuj Macieja T. jest sędzią w Sądzie Okręgowym w Białymstoku. Żona wuja sędzią sądu apelacyjnego.

Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku, gdzie trafił wniosek, przychyliła się do niego. Głównie dlatego, by uniknąć podejrzeń o stronniczość.

Sprawa trafiła do prokuratury w Suwałkach. Ale ta także nabrała wody w usta. Milczenie tłumaczy dobrem prowadzonego śledztwa. Jedynie potwierdziła, że Marta została uduszona.

Potrzebny seksuolog

Końca sprawy jeszcze nie widać. Dowiedzieliśmy się, że prokuratura zamierza m.in. powołać biegłych z zakresu seksuologii i psychologii. Opinie mają dotyczyć zachowań Macieja T.

Interesów poszkodowanej rodziny pilnuje wynajęty przez nią warszawski prawnik. Niewykluczone, że będzie w imieniu rodziny dochodził od podejrzanego zadośćuczynienia. W grę może wchodzić nawet kilkaset tysięcy złotych.

- Nie odpowiem na to pytanie - powiedział nam mecenas Kajetan Królik, który jest pełnomocnikiem rodziców Marty. - Powiem tylko, że do zakończenia śledztwa jeszcze daleko, bo prokuratura musi wykonać szereg czynności. To potrwa.

Maciej T. przebywa w suwalskim areszcie. W ostatnich dniach marca prokuratura prawdopodobnie wystąpi o przedłużenie środka zapobiegawczego. Śledztwo bowiem trwać będzie jeszcze co najmniej trzy-cztery miesiące.

Prawnikowi, jeśli zostanie oskarżony o zabójstwo grozi kara nawet dożywotniego więzienia.

W przypadku nieumyślnego spowodowanie śmierci różnica jest ogromna. W grę wchodzi kara od 3 do 5 lat. Przy zastosowaniu ostrzejszej kwalifikacji z art. 156 kk - od 2 do 12.

Jeśli Maciej T. przekona do swojej wersji, może szybko cieszyć się wolnością. Odsiedzi połowę i postara się o warunkowe przedterminowe zwolnienie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny