Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uczniowie pomagają dziewczynce z Kenii

Julia Szypulska [email protected] tel. 85 748 74 25
Podczas imprezy zorganizowanej w szkole gimnazjaliści zachęcali do zbierania pieniędzy dla Sharon.
Podczas imprezy zorganizowanej w szkole gimnazjaliści zachęcali do zbierania pieniędzy dla Sharon. Anatol Chomicz
Sharon Kanana nie ma rodziców. Jej marzeniem jest skończyć szkołę. Ale za naukę w Kenii trzeba płacić. Pomagają jej uczniowie z Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 8 w Białymstoku.

Sześćset złotych. Tyle trzeba, żeby Sharon mogła spełnić swoje marzenie i opłacić za naukę w swojej szkole. Nieco ponad połowę tej kwoty uczniom ze szkoły przy ul. Żurawiej udało się już zebrać. Czasu jest mało. W Kenii rok szkolny zaczyna się bowiem w styczniu.

- Jeśli nie zbierzemy całej sumy, Sharon będzie musiała przerwać naukę, a to z kolei spowoduje zaległości - mówi Teresa Wysocka, nauczycielka bibliotekarka i inicjatorka przedsięwzięcia.

Dziewczynka poszłaby do szóstej klasy. Uczniowie ZSO nr 8 robią więc, co mogą, by tak się stało. Ostatnio zorganizowali w szkole dużą akcję. Kilkoro uczniów przebrało się za mieszkańców poszczególnych kontynentów. Przygotowali krótkie przedstawienie mające zachęcić kolegów do wrzucania datków na rzecz Sharon.

- W większości krajów mojego kontynentu dzieci nie mają pieniędzy nawet na jedzenie, czy ubrania, a o szkole mogą tylko pomarzyć - przekonywała jedna z uczennic, która uosabiała Afrykę.
- Ale te marzenia mogą się spełnić dzięki wam - uzupełniła inna.

Uczniowie zaczęli pomagać Sharon Kanana cztery lata temu. Właśnie wtedy doszło do adopcji na odległość i dzieci zaczęły zbierać pieniądze na edukację Kenijki. Kiedy datków jest więcej niż kosztuje szkoła, Sharon może dostać nowy mundurek albo dodatkowy posiłek. Tego rodzaju pomoc to dla Sharon jedyna szansa na zdobycie wykształcenia i lepsze życie.

Dziewczynka ma 11 lat. Wychowuje ją babcia. Gdzie przebywają jej rodzice - nie wiadomo. Kilka razy przysłała list do uczniów. Pisze, że modli się, by dzieci kontynuowały pomoc. Zdradza też, że lubi czytać książki. Niestety nauka sprawia jej trudność.

- Myślę, że to dlatego, że są te przerwy kiedy nie ma pieniędzy - przypuszcza Damian Proskień, uczeń III klasy gimnazjum.

Szkołę, do której uczęszcza Sharon prowadzą Siostry Misjonarki Świętej Rodziny. Chętnych do jej ukończenia jest więcej, niż miejsc. Wiele dzieci przychodzi do sióstr prosząc o posłanie ich do szkoły. Nie mają rodziców ani opiekunów. Żeby im pomóc powstał projekt adopcji na odległość. Objętych jest nim około dwustu dzieci. Sama nauka jest bezpłatna, natomiast trzeba zapłacić za książki, zeszyty, mundurki i egzaminy. Na to właśnie przeznaczane są pieniądze z adopcji.

Przy szkole jest internat. Dzień tu zaczyna się bardzo wcześnie, dzieci wstają już o godz. 5. Jest to czas na poranne douczanie. Później jest msza i śniadanie. Lekcje trwają od godz. 8 do 16 z przerwą na posiłek. A po godz. 19 lepsi uczniowie pomagają w nauce słabszym.

- Jeden nauczyciel uczy wszystkich przedmiotów, a klasa liczy aż 60 osób - opowiada Klaudia Żylińska. - U nas byłoby to nie do pomyślenia.

Szkoła pracuje w cyklach dopasowanych do afrykańskich pór roku, czyli od stycznia do marca i od czerwca do listopada. W pozostałych miesiącach dzieci mają wakacje. Wszystkie zajęcia odbywają się po angielsku. Tego języka uczniowie używają też podczas zabawy. Swoimi językami szczepowymi dzieci mogą się zaś posługiwać tylko w weekendy. Wszystko po to, by lepiej poznały angielski. Dzięki temu szybciej zdobędą wykształcenie i pracę.

Znacznie różni się od polskiego sposób nauczania takich przedmiotów, jak biologia, fizyka i chemia. Są one połączone w jedną grupę, a wiedza przekazywana jest w sposób praktyczny. Chodzi o to, by uczniowie umieli ją wykorzystać w konkretnych sytuacjach.

W Kenii nauka nie jest obowiązkowa. Są wprawdzie szkoły państwowe, ale uczęszcza do nich tylko ten, kogo na to stać. Są też znacznie lepsze szkoły prywatne. Zdarza się, że siostry misjonarki skierują tam wyjątkowo zdolne dziecko.

Sharon, podobnie, jak wiele innych kenijskich dzieci pochodzi z bardzo biednej rodziny. Stać ich jedynie na jeden posiłek dziennie, który składa się z gotowanej kaszy - odpowiednika naszej manny. Mieszkają w kiepskich warunkach, gdzie trudno zachować podstawowe zasady higieny. Nie sprzyja temu pora deszczowa, kiedy wszystko wokół zamienia się w błoto. Ludziom dają się też we znaki choroby - zwłaszcza malaria. Leki udaje się kupić właśnie dzięki pieniądzom z adopcji na odległość.

O tym, jak żyje Sharon i jej rówieśnicy uczniowie z ZSO nr 8 dowiedzieli się dzięki wykładom sióstr misjonarek. Jeden odbył się ostatnio. Słuchano go w całkowitej ciszy. A potem żywo komentowano.
- W Kenii ludzie są ciągle uśmiechnięci, mimo, że jest im ciężko - nie kryje podziwu Klaudia Żylińska. - Potrafią się cieszyć z najdrobniejszych rzeczy.

- Usłyszeliśmy o chłopcu, który dostał od jednej z sióstr cukierek. Polizał go, po czym schował z powrotem w papierek - opowiada wzruszona Ewelina Zakrzewska. - Powiedział, że chce się nim w domu podzielić z rodzeństwem, żeby i oni poznali jego smak.

- Życie uczniów w Kenii znacznie odbiega od polskich warunków. Dowiadując się o tym, człowiek docenia to, co ma - podsumowuje Damian Niewiadomski.

Kto chciałby dołączyć się do akcji młodych wolontariuszy, może skontaktować się Teresą Wysocką, ich opiekunką, tel. 85 741 69 23.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny