MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Uczelnia, którą się kocha i wraca do niej z sentymentem. Absolwenci opowiadają o Uniwersytecie Morskim w Gdyni w 100-lecie jego istnienia

Szymon Szadurski
Studenci Uniwersytetu Morskiego rozpoczynają naukę podczas uroczystej inauguracji roku akademickiego nieopodal "Daru Młodzieży". Przysięgają też wówczas na sztandar szkoły, że będą wierni ideałom uczelni.
Studenci Uniwersytetu Morskiego rozpoczynają naukę podczas uroczystej inauguracji roku akademickiego nieopodal "Daru Młodzieży". Przysięgają też wówczas na sztandar szkoły, że będą wierni ideałom uczelni. Przemysław Świderski
Splendor, zaszczyt, ale także wysoki poziom, ciężka praca i twarde zasady, które, gdy zostaną wpojone, pozostają do końca życia. Tak absolwenci obchodzącego właśnie stulecie Uniwersytetu Morskiego w Gdyni wspominają edukację na tej uczelni.

Ani jeden z z naszych rozmówców nie żałuje, że zdecydował się studiować w tej szkole.

- To były naprawdę piękne czasy - słyszymy od absolwentów, tych bardziej i mniej znanych.

Wielu z nich podkreśla, że w swojej Alma Mater jest zakochana do dziś. Bardzo chętnie odwiedza jej progi, aby spotkać się, porozmawiać z byłymi wykładowcami. Dla absolwentów jest to sentymentalna podróż w przeszłość do miejsca, w którym rozpoczynali na poważnie dorosłe życie. Podkreślają, że dawniej Wyższa Szkoła Morska, potem akademia, a obecnie uniwersytet, ukształtowały ich charakter. Wielu z nich zapewniły też dobrze płatną pracę i możliwość zwiedzenia całego świata.

Poczucie przynależności do elitarnego grona

- To ciągle moja szkoła - tak wypowiada się o Uniwersytecie Morskim w Gdyni Andrzej Różański, były poseł, absolwent Wydziału Elektrycznego Wyższej Szkoły Morskiej.

Jak wspomina, za jego czasów w WSM, czyli pod koniec lat 70. ubiegłego wieku, nie lada wyczynem było samo zdanie egzaminów, umożliwiające podjęcie edukacji na tej uczelni.

- Selekcja wówczas była naprawdę ostra - mówi Andrzej Różański. - Ta uczelnia miała prawdziwą magię. Wielu jej wykładowców było legendami. Rozpoczynając studia miałem poczucie, że znalazłem się w elitarnym gronie.

- Wykładowcy nas „cisnęli” - dodaje Michał Pasieczny, burmistrz Rumi, absolwent Wydziału Mechanicznego uczelni. - Wymagania były, nie da się ukryć. Ale nie żałuję. Zasady wyniesione z WSM przydały mi się w dorosłym życiu, w sporcie i w pracy.

Michał Pasieczny, zanim rozpoczął karierę w samorządzie lokalnym, w barwach Arki Gdynia zdobył mistrzostwo Polski w rugby. Jest to dyscyplina sportu, gdzie liczy się hart ducha, nieustępliwość, współpraca i pomaganie kolegom z drużyny.

- Tego wszystkiego nauczyłem się także na studiach - mówi Michał Pasieczny.

Andrzej Różański podkreśla, że studentom uczelni już podczas praktyk na morzu wpajane są takie zasady, jak odpowiedzialność i współpraca.

- Kandydat na przyszłego oficera odpowiada za maszynę, czy obsługę radia - mówi były poseł. - Trzeba współpracować z innymi, podejmować odpowiedzialne decyzje. Do dziś pozostał mi ten nawyk. Zanim coś zrobię, wcześniej pięć razy pomyślę.

Za mundurem panny sznurem

Obowiązkowy strój, jaki nosili w czasach studiów absolwenci, był dla nich kolejnym powodem do dumy. Szybko zorientowali się też, że powiedzenie „Za mundurem panny sznurem” nie jest żadną przesadą.

- Chłopcy ze szkoły morskiej po prostu mieli wzięcie - śmieje się Andrzej Różański. - Oczywiście nie wszyscy i nie u każdej dziewczyny. Generalnie jednak to działało. Zresztą trudno się temu dziwić. Wiele kobiet nie ma nic przeciwko, aby wyjść za marynarza. To bardzo dobrze płatny zawód. Natomiast za czasów, kiedy ja studiowałem, małżeństwo z marynarzem oznaczało wręcz podniesienie statusu społecznego. My jeszcze jako studenci potrafiliśmy za praktyki otrzymać kilkadziesiąt dolarów. Na początku lat 80. ubiegłego wieku odpowiadało to w Polsce dwóm miesięcznym pensjom robotnika.

Andrzej Różański przypomina sobie, jak na pierwszym roku studiów zawitał na święta do rodzinnego Mogilna. Odziany był rzecz jasna w galowy mundur.

- Czułem, że rodzice są ze mnie dumni - mówi były poseł. - Na ulicy ludzie się za mną oglądali. Krótko mówiąc, noszenie munduru było dla mnie zaszczytem.

Studenci dysponowali też książeczkami żeglarskimi i mogli odbywać podróże zagraniczne.

- Świat stał przed nami otworem – mówi Andrzej Różański. - W tamtych czasach był to wielki przywilej. Uczelnia była też jedną z nielicznych w kraju, która w pełni zabezpieczała socjalne potrzeby studentów.

Widok z okna najlepszy w Polsce

Absolwenci szkoły morskiej jako jedną z jej zalet, którą z perspektywy czasu nazywają nie do przecenienia, wymieniają też słynny akademik przy ul. Sędzickiego. Ze względu na charakterystyczny, spadzisty dach, budynek ten od lat nazywany jest przez studentów „skocznią”. Stoi dosłownie kilkadziesiąt metrów od plaży miejskiej i niewiele dalej od morza.

- Nie sądzę, aby gdziekolwiek w Polsce był atrakcyjniej usytuowany akademik – mówi Wojciech, absolwent Akademii Morskiej z 2007 roku. - Widok na zatokę, plażę i bulwar Nadmorski robi niesamowite wrażenie. O wschodzie i zachodzie słońca potrafił wręcz zapierać dech w piersiach. Każdy, kto po ukończeniu studiów musiał opuścić ten wyjątkowy akademik, długo jeszcze za nim tęsknił. Zresztą także nasz Wydział Nawigacyjny mieścił się w bardzo prestiżowej lokalizacji, przy alei Jana Pawła II. Chodziliśmy więc na zajęcia spacerkiem przez plażę i marinę, podziwiając po drodze piękne jachty, nierzadko też atrakcyjne plażowiczki. Zawsze można było skoczyć na basen i się odprężyć. Pływalnia sąsiadowała z naszym wydziałem. Czego można chcieć więcej?

Maciej, absolwent tego samego rocznika, mówi, że wspólne wyprawy studentów ze „skoczni” na plażę, którą mieli dosłownie na wyciągnięcie ręki, integrowały akademicką brać.

- Był czas na ciężką naukę, ale także i zabawę - wspomina Maciej. - Stanowiliśmy naprawdę zgraną paczkę. Nie zapomnę tych wspólnych wypraw. Podczas studiów zawarłem przyjaźnie, które przetrwały do dziś.

Przygoda życia na różnych kontynentach

Przed studentami gdyńskiej uczelni zawsze były i nadal są otwarte możliwości, niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. To dla przykładu rejsy na jednostkach szkoleniowych, „Darze Młodzieży” i „Horyzoncie II”. Martyna, jedna z absolwentek, wspomina wyprawę na pokładzie drugiej z nich na Spitsbergen. Polarna wyspa oczarowała ją baśniowymi wprost widokami.

- Tam jest tak pięknie, że trudno to opisać słowami - mówi Martyna. - Trzeba to po prostu zobaczyć. Gdyby nie studia w Akademii Morskiej jest wątpliwe, czy kiedykolwiek zawitałabym w taki zakątek świata.

Inny student uczelni brał udział w zeszłym roku na „Darze Młodzieży” w jednym z etapów rejsu dookoła świata. Celem tego wyjątkowego przedsięwzięcia było uczczenie stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Zwiedził m.in. Wyspy Kanaryjskie, Senegal oraz Republikę Południowej Afryki. Podkreśla, że było to dla niego wyjątkowe przeżycie.

- Na zawsze zapamiętam wspólną pracę przy obsłudze żagli, radość po przypłynięciu do portu, czy delfiny podpływające pod sam dziób - mówi uczestnik rejsu. - Ogromne wrażenie zrobił też na mnie widok rozgwieżdżonego nieba, widzianego z oceanu.

Wśród partnerów nawet Rolls-Royce

Absolwenci podkreślają, że ukończenie Uniwersytetu Morskiego daje w zasadzie gwarancję uzyskania dobrze płatnego zatrudnienia. M.in. dlatego, że uczelnia ma podpisane umowy o praktyki z wielce szanowanymi pracodawcami. Dla przykładu jest to Rolls-Royce.

W murach uniwersytetu wykształciło się wiele znanych później osób. Marek Gróbarczyk, jego absolwent, obecnie minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, nazwał w zeszłym roku tę uczelnię „swoim oczkiem w głowie”. Legendarny kapitan Leszek Wiktorowicz po ukończeniu szkoły opłynął świat. Marek Klonowski, podróżnik, otrzymał statuetkę Kolosa za wyczyn roku, zdobycie Mount Logan. Brał też udział w wyprawie na słynny ośmiotysięcznik K2 w Himalajach. Andrzej Perepeczko jest jednym z najbardziej znanych, współczesnych pisarzy marynistów. Bogdan Kołodziejski ma na koncie liczne filmy dokumentalne i reportaże telewizyjne. Miron Babiak jako dowódca statku badawczego "RV Profesor Siedlecki" był jednym z pionierów polskich wypraw naukowych na wody antarktyczne. Za swoje wyczyny i odważną pracę w ekstremalnych warunkach pogodowych doczekał się tytułu Gdańszczanina Roku. Rafał Bruski dawniej był wojewodą kujawsko-pomorskim, obecnie pełni urząd prezydenta Bydgoszczy. Kapitan Tadeusz Jerzy Pszenny dowodził w przeszłości największymi, polskimi transatlantykami, w tym słynnym MS „Batory”. Dorota Arciszewska-Mielewczyk i Sławomir Nowak zasiadali dawniej w ławach Parlamentu. Tak można by jeszcze długo wymieniać.

- Potencjał uczelni można mierzyć losami absolwentów - podkreśla prof. Janusz Zarębski, rektor Uniwersytetu Morskiego w Gdyni. - Nasi absolwenci są bardzo dobrze przygotowani do pracy w obszarze gospodarki morskiej. Doskonale sobie radzą na rynku pracy. Nasza uczelnia jest społecznością morską, a ludzie morza związani są ze sobą wyjątkowo silnymi więzami. Współodpowiedzialność za drugiego człowieka na statku, świadomość, że wspólną pracą tworzy się jakość, ale też konieczność uzyskiwania kolejnych certyfikatów dalszego kształcenia powodują, że nasi studenci nie zrywają kontaktu z uczelnią. Są oni wciąż emocjonalnie związani z naszą Alma Mater. Wspólnie ze Stowarzyszeniami Absolwentów planujemy uroczystości jubileuszowe. Dbamy o naszych absolwentów i byłych pracowników organizując dla nich spotkania i wyjazdy integracyjne. Mamy również swój pierścień absolwenta, który podczas ubiegłorocznego Święta Szkoły wręczyłem jednemu z naszych znamienitych absolwentów - kapitanowi Zbigniewowi Sulatyckiemu. Pan kapitan Uchwałą Senatu z 20 kwietnia 2020 roku został również uhonorowany najwyższym wyróżnieniem akademickim - doktoratem honoris causa, który chcielibyśmy uroczyście nadać w dniu Święta Szkoły.

Uniwersytet Morski, lecz nie tylko dla panów

Przez długie dziesięciolecia gdyńska uczelnia miała opinię szkoły mocno zdominowanej przez mężczyzn. To się jednak dawno już zmieniło. Uniwersytet Morski stoi obecnie otworem także dla przedstawicielek płci pięknej. Jedną z pań, która z powodzeniem pobierała nauki na jego Wydziale Administracyjnym, utworzonym po przekształceniu Państwowej Szkoły Morskiej w WSM, jest wspomniana już wcześniej Dorota Arciszewska-Mielewczyk.

- Jestem dumna, że skończyłam tak szacowną uczelnię – mówi była poseł i senator, obecnie prezes Polskich Linii Oceanicznych. - Miałam szczęście do atmosfery i wykładowców. Okres spędzony w WSM wspominam niezwykle sympatycznie. Poziom nauczania był wysoki. Wykłady prowadzone przez takie autorytety, jak dla przykładu nieżyjący już niestety profesor Witold Andruszkiewicz, osoba wielce zasłużona dla całego środowiska akademickiego w Trójmieście, stanowiły prawdziwą, intelektualną ucztę. Do dziś lubię wracać do tej uczelni, odwiedzam ją przy różnych okazjach. Utrzymuję też kontakt z koleżankami i kolegami z WSM.

Tylko w zeszłym roku Uniwersytet Morski przyjął 1,5 tysiąca studentów. Niemal jedna trzecia z nich, a dokładniej 400 osób, to kobiety. Studiują nie tylko na Wydziale Administracyjnym, czy Przedsiębiorczości i Towaroznawstwa. Panie śmiało poczynają sobie także na kierunkach zarezerwowanych przez dziesięciolecia głównie dla mężczyzn. Kształcą się na Wydziale Mechanicznym, Elektrycznym, czy Nawigacyjnym. Coraz śmielej szkolą się na oficera morskiej floty handlowej. Choć oczywiście ukończenie nauki nie wiąże się wcale z koniecznością pracy na morzu. Jeśli tylko absolwentka ma ochotę, aby na co dzień być bliżej rodziny i dzieci, bez problemu znajdzie zatrudnienie na lądzie.

- Studia na Wydziale Elektrycznym nie muszą wiązać się z karierą oficera elektryka – podkreśla Zuza, jedna ze studentek. - Pracę można znaleźć także jako automatyk, projektant, czy programista.

Paulina, studentka Wydziału Przedsiębiorczości i Towaroznawstwa, ceni sobie możliwość udzielania się w kołach naukowych oraz przynależność do Chóru Uniwersytetu Morskiego.

- Umożliwia mi to rozwijanie mojej pasji, związanej ze śpiewem – mówi.

Absolwenci wracają i pomagają

Słowa rektora Janusza Zarębskiego, że absolwenci pozostają emocjonalnie związani z Uniwersytetem Morskim, w pełni potwierdzają sami zainteresowani. Kiedy tylko mogą, pomagają uczelni. Żyją jej sprawami.

- Zasiadając w Sejmie miałem wielką przyjemność uczestniczyć w pisaniu ustawy przekształcającej Wyższą Szkołę Morską w akademię – mówi Andrzej Różański. - Byłem zadowolony, kiedy do tego pomysłu udało się namówić większość posłów i projekt został przegłosowany.

- Będąc parlamentarzystką walczyłam o pozostawienie Studium Wojskowego przy mojej byłej uczelni - dodaje Dorota Arciszewska-Mielewczyk. - W tym o to, aby było dostępne także dla kobiet. Okazało się bowiem, że wiele pań wcale nie gorzej od mężczyzn, a czasami nawet lepiej, radziło sobie z wojskową zaprawą, ćwiczeniami fizycznymi i strzelaniem.

Absolwenci chętnie uczestniczą w uroczystej inauguracji roku akademickiego, która odbywa się w wyjątkowej scenerii. Studenci rozpoczynają naukę i przysięgają na sztandar na Molu Południowym. Tradycją stało się, że nieopodal, w Basenie Prezydenta, zacumowany jest „Dar Młodzieży”, biała fregata uznawana za jeden z najpiękniejszych żaglowców na świecie. Wielu absolwentów bawi się także podczas Wielkiego Balu Morskiego w auli uczelni. Jest to prawdziwe święto. Tradycje tego wyjątkowego wydarzenia sięgają zaś jeszcze przedwojennych czasów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mount Everest cały czas rośnie

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny