Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekła z więzienia w kuble na śmieci

Alicja Zielińska
Stanisława Zeliger pomogła w zorganizowaniu ucieczki.
Stanisława Zeliger pomogła w zorganizowaniu ucieczki.
Podczas ucieczki z obozu, Pani Zofia była schowana w kuble na śmieci. Dzięki temu udało jej się wydostać z więzienia.

Zbliżająca się kolejna, 66 rocznica zakończenia wojny skłania do refleksji i pamięci. Dziś artykuł z tej okazji ma dwa wątki. Jeden to przypomnienie wydarzeń z 8 maja 1945 roku, natomiast drugi, chociaż też związany z przeszłością, jest współczesnym odniesieniem do historii.

Zofia Żurawska do obozu w Niemczech została wywieziona w lipcu 1943 roku. Pracowała w fabryce amunicji w Treuenbrietzen. Z obozu przywiozła mały notesik z gęsto zapisanymi kartkami, a na nich piosenki i wiersze, które układała z koleżankami. Śpiew pomagał przetrwać głód, choroby i morderczą pracę, na którą była skazana z innymi więźniami. W styczniu 1945 roku udało jej się uciec z obozu. Artykuł o tych wydarzeniach zamieściliśmy przed trzema laty. Po jego opublikowaniu pani Zofia spisała swoje wspomnienia i niedawno wydała je drukiem.

Ucieczka z obozu była niezwykła, aż trudno uwierzyć. - Moja siostra też była na robotach przymusowych w Niemczech, za Lipskiem, w wiosce Leubnitz-Benewitz - opowiada pani Zofia. - Pracowała u gospodarza, pisała, że ma ciężko, ale nie chodzi głodna. Postanowiłam uciec do niej. Znałam trochę niemiecki. Było mi już wszystko jedno, aby tylko wydostać się poza lagier, a dalej wola boska, co los przyniesie. Do swojego planu wciągnęła przyjaciółkę Wacię. W zorganizowaniu ucieczki pomogła obu dziewczynom Stanisława Zeliger. Była najstarsza w sztubie, życzliwa dla wszystkich, nazywały ją mateczka. To ona załatwiła z mężczyzną, który wywoził śmieci z obozu, by mogły się ukryć w kubłach z odpadkami. Następnie po 20 km pieszej wędrówki dotarły do dworca, a stamtąd pociągiem, po wielu godzinach dostały się do miejscowości, gdzie pracowała siostra pani Zofii.

- Gospodyni była z niej zadowolona, to i nas przyjęto życzliwie. Powiedziałam, że uciekłam z Powstania Warszawskiego. Hilda nie dopytywała o nic więcej. Zostałam u niej. Jej mąż zginął na wojnie. Mijały dni, a ja czułam się coraz lepiej. Pracowałam przy gospodarce, doiłam krowy, chodziłam w pole. Hilda polubiła mnie. Kiedy dowiedziała się, że umiem szyć, posadziła mnie przy maszynie i szyłam ubrania dla niej i dla jej córki.

- Koniec wojny na zawsze pozostanie w mojej pamięci - mówi pani Zofia. - Jeszcze dzisiaj widzę przed oczami to wszystko, co się wtedy działo. Jaka byłam szczęśliwa, że nareszcie jest wolność.
Oto, jak to opisuje w pamiętniku. Wiosna 1945 r. Szyję sukienki. Obszyłam już gosposię Hildę, jej córkę Brigitte, a teraz szyję dla siebie, mojej siostry i Waci bluzeczki z białego jedwabiu na 3 maja. Ubierzemy się w te białe bluzki i czerwone spódniczki i razem będziemy chodzić po wsi. Teraz jesteśmy dumne, że jesteśmy z Polski. Cieszymy się i czekamy zakończenia wojny. Coraz częściej słychać strzały, front się zbliżał. Żal mi było gosposi, bo bardzo się bała Ruskich.

Ale my wychodziliśmy na ulicę wypatrywać żołnierzy. Wszędzie powywieszano białe flagi. Nawet w oknach i zagrodach, aby były widoczne z daleka. Niemcy pochowali się ze strachu w schronach.
Nadszedł ten wyczekiwany dzień. Nie pamiętam, piątek to był, czy sobota. Dla nas Polaków to było wielkie święto. Po rannej pracy i śniadaniu założyłyśmy nasze biało-czerwone ubrania i stałyśmy na ulicy czekając. Śpiewałyśmy polskie piosenki. Pogoda była wspaniała. Słonko świeciło, jakby też chciało podzielić naszą radość. Nagle zza wielkiego pagórka słychać ciężkie działa. Zobaczyłam łamiące się drzewa w ogrodzie i wjeżdżające jeden po drugim czołgi. Jechali nimi Amerykanie. Coś do nas krzyczeli, ale nie rozumieliśmy. Pamiętam, że jeden mówił po rosyjsku i rzucając czekoladę, krzyczał "Hitler kaput", wtedy pierwszy raz widziałam Murzyna.

Te ciężkie czołgi przesuwały się około dwóch godzin, a my w swoich biało-czerwonych strojach stałyśmy i rzucałyśmy w ich stronę kwiaty i płakałyśmy ze szczęścia. Żołnierze też z radością ocierali pot z czoła i zakurzone twarze, i niejednemu łza się w oku zakręciła. To był najpiękniejszy maj w moim życiu. Wszystko budzi się do życia, koniec wojny, mogę wrócić do Polski, do domu.

Dzień po dniu mijał. Byliśmy wolni. Rosjanin Kola, który pracował u Hildy, już po wejściu frontu poszedł sobie. Ja nie mogłam i nie chciałam, bo się bardzo zżyłam z moją gospodynią i nie chciałam jej tak od razu zostawić w tych trudnych chwilach. Hilda, chociaż Niemka, była dla mnie jak matka. Miałam co jeść, do pracy mnie nie poganiała. Czułam się jak córka. Zresztą żadne transporty nie kursowały. Linie kolejowe były nieczynne.

Jednak w sercu tkwiła tęsknota za rodziną, za moją mamą, która była dla mnie całym światem. Wiedziałam, że gdy tylko drogi zostaną otwarte, wrócę w rodzinne strony. Jesienią wyjechałam.

Szukam śladów po swojej cioci Zofii Fibakiewicz z obozu w Treuenbritzen

W fabryce amunicji w Treuenbritzen pracowała też Zofia Fibakiewicz. Ale ona nie przeżyła obozu. Zmarła na zapalenie płuc. Miała niespełna 18 lat. Rodzina nic nie wie o jej losach. Teraz po latach szuka o niej informacji siostrzenica.

"Kochałam swoją babcię bardzo mocno i obiecałam jej, że będę szukać Zosi i słowa dotrzymuję. Wróciłam z Treuenbritzen, ale poszukiwania nie dały rezultatu" - takiego meila napisała do "Porannego" Elżbieta Fridsberg ze Szwecji.

Artykuł o Zofii Żurawskiej pani Elżbieta przeczytała w internecie, właśnie szukając jakichkolwiek śladów po siostrze swojej mamy. Zofia Fibakiewicz została wywieziona na roboty do Niemiec jako 15-letnia dziewczyna. Pani Elżbieta dotarła do miejsca, gdzie znajdowały się łagry i do Treuenbritzen, gdzie więźniowie robili amunicję. Tam jednak niczego nie znalazła. Zrobiła zdjęcia byłego obozu w Zelterhof. - Teren jest ogrodzony, postawiono tam panele słoneczne, nie można wejść. Na drodze wciąż leżą łuski po nabojach, które produkowali więźniowie. Został cmentarz, był tam prawdopodobnie wykopany dół, do którego wrzucano zmarłych. Dowiedziałam się o tym od Wolfganga, który to wie z opowieści ludzi. Nie ma też szpitala, który wtedy istniał. Dokumenty zostały zniszczone - napisała w mailu.

Zofia Żurawska nie pamięta Zofii Fibakiewicz z obozu. - Zelterhof, gdzie przebywaliśmy, wyglądało jak miasto. Stały tam setki baraków. Byli tam Polacy, Rosjanie, Jugosławianie, Ukraińcy, Bułgarzy, Francuzi, Włosi.

Prośbę Elżbiety Fridsberg przekazujemy do naszych Czytelników. Może ktoś zna losy młodziutkiej Zosi Fibakiewicz, której nie dane było doczekać końca wojny.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny