Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tym białostoczanom się udało. Rok 2009 zakończyli z sukcesami.

Agata Sawczenko
Przemysław Makowiecki i Damian Kudzianowski. – Do głowy mi nie przyszło, że w 2009 roku otworzymy klubokawiarnię. Do dziś wydaje się mi to abstrakcją – mówi Przemysław (z lewej).
Przemysław Makowiecki i Damian Kudzianowski. – Do głowy mi nie przyszło, że w 2009 roku otworzymy klubokawiarnię. Do dziś wydaje się mi to abstrakcją – mówi Przemysław (z lewej). Fot. Wojciech Oksztol
Rok 2009 był dla wielu białostoczan pomyślny. Ma ono różne oblicza. To twarz mamy, bo urodziła córeczkę. Młodego, ambitnego chłopaka, który zrobił wystawę. Dwóch wesołych facetów, co zaczęli swój biznes.
Joanna Sienkiewicz: Lilka urodziła się w sierpniu. Wymarzona, wyczekana. Znajomi mówili, że zmieni się życie. I się zmieniło. Na fajniejsze.
Joanna Sienkiewicz: Lilka urodziła się w sierpniu. Wymarzona, wyczekana. Znajomi mówili, że zmieni się życie. I się zmieniło. Na fajniejsze.

Joanna Sienkiewicz: Lilka urodziła się w sierpniu. Wymarzona, wyczekana. Znajomi mówili, że zmieni się życie. I się zmieniło. Na fajniejsze.

Urodziła się 8 sierpnia. W 42. tygodniu ciąży - opowiada Joanna Sienkiewicz, szczęśliwa mama Lidii. - A czekaliśmy na nią już od połowy lipca. A ta nasza Lilka leniuszek nie chciała przyjść na świat.

Asia pamięta doskonale noc, gdy Lidia się urodziła.- W nocy mi ją przynieśli. A ja sobie myślę: Mówili, że dziecko kocha się najbardziej na świecie. Ale że aż tak?

Przyznaje, że trochę była przerażona. Jak sobie poradzi, jak to będzie, na zawsze razem. Ale od razu tę niepewność zastępowała radość. - Bo ta nasza Lilka to taka wyczekana, wymarzona - uśmiecha się Asia. Może o małej opowiadać bez końca:

- Lilka jest najsympatyczniejszą osobą na świecie. Jest totalnym moim przeciwieństwem, gdy byłam mała. A ona w tatusia się wdała. Na szczęście.
Prababcia Asi, po której mała Lidia dostała imię, zachwyca się, jaka ta jej prawnusia kontaktowa, jakie ma mądre oczy i jak pięknie marszczy czoło. Jakby rozmawiała.

Znajomi przestrzegali Asię, że jej życie zmieni się o 180 stopni. Czy się zmieniło?
- Chyba nie - zastanawia się młoda mama. - Robimy cały czas to samo, co robiliśmy. Byliśmy z małą na weselu. Na pizzy. U znajomych. Ona jest po prostu z nami, częścią nas samych.

Asia szczególnie lubi momenty, gdy przychodzi z pracy. Lubi przez chwilkę popatrzeć, jak Grzesiek, jej mąż, bawi się z małą. A potem razem oglądają filmiki, które nakręcił, gdy jej nie było w domu. - Jest po prostu fajniej. Mamy więcej nowych tematów do rozmów. To prawda, że cały świat kręci się wokół małej. Ale na nic bym tego nie zmieniła.

Marcel Borowski. 16 lat i pierwsza w życiu autorska wystawa fotografii. – To może podnieść samoocenę. Jak się z tego nie cieszyć.
Marcel Borowski. 16 lat i pierwsza w życiu autorska wystawa fotografii. – To może podnieść samoocenę. Jak się z tego nie cieszyć. Fot. Wojciech Wojtkielewicz

Marcel Borowski. 16 lat i pierwsza w życiu autorska wystawa fotografii. - To może podnieść samoocenę. Jak się z tego nie cieszyć.
(fot. Fot. Wojciech Wojtkielewicz)

Wyprawa roku

Marcel Borowski ma 16 lat. Fotografuje od półtora roku. Wtedy dostał od ojca jego stary aparat. Ojciec pokazał mu podstawowe rzeczy, potem fotografowania uczył się już sam.

Marcel nie porównuje się do ojca artysty. - Różnica klas - uśmiecha się.
Poza tym ojciec robi przede wszystkim fotomontaże. - A ja robię miejskie - wyjaśnia chłopak. Marcel bardzo się ucieszył, gdy koleżanka ze szkoły zaproponowała mu wystawę na Węglowej. Tym bardziej że wiedział, że mama zabiera go na wyprawę roku - miał jechać po raz pierwszy w życiu do Nowego Jorku. Umówił się z koleżanką, że sfotografuje tam graffiti.

I tak się zaczęła jego przygoda. Z jednej strony wielkie miasto, nowa kultura. Z drugiej - wycieczki, na które by się nie wybrał, gdyby nie postawił sobie konkretnego celu. Zapuszczał się w dzielnice murzyńskie, w odległe osiedla w poszukiwaniu ciekawych malunków. Obszedł nawet Harlem.

Fotografował wszystko: od ciężarówek, które były popisane, pomazane, po prace prawdziwych artystów. Najbardziej zaskoczyła go sztuka, która jest jeszcze w Polsce mało popularna. Malunki wykonane nie pędzlem, nie sprayem, ale wielkie płachty papieru z obrazem naklejane wprost na ścianę.

Potem była własna wystawa. - To też wielkie przeżycie. Ludzie podchodzili, uśmiechali się: o, to mi się podoba, to mi się podoba. Takie coś sprawia, że człowiek jest szczęśliwy - uśmiecha się Marcel.

Wymyślili i wygrali

- Siedzimy sobie przy tym stoliku, który na początku tego roku był jeszcze wirtualnym stolikiem - żartuje Przemek Makowiecki. Przemek razem z Damianem Kudzianowskim kilka miesięcy temu otworzyli klubokawiarnię Kopiluwak.

- Ta nasza przygoda od pierwszego momentu była tak abstrakcyjna, że nie dało się z niej nie śmiać. I jest abstrakcyjna do dziś - mówi Przemek.

- Jesteśmy ludźmi, o których można było powiedzieć wszystko, ale nie to, że są specjalistami od prawa budowlanego. A przy okazji Kopiluwaka staliśmy się nimi - dodaje Damian. - Ja jako polonista nie wyobrażałem sobie, że przez pół roku poznam tyle wspaniałych biurokratycznych labiryntów. I że przy okazji będę się jeszcze przy tym świetnie bawił. Wszystko się zaczęło od przetargu na lokal w centrum miasta. Miasto chciało mieć kawiarnię kulturalną.

- Więc spotkaliśmy się pewnego wieczoru i zaczęliśmy wypisywać, co nam tylko do głowy przyszło. Wiedzieliśmy, że urzędnicy w połowie punktują pomysł, a w połowie pieniądze. A ponieważ tych drugich nie mieliśmy za dużo, to postawiliśmy na pomysł - opowiada Przemek. - W środku nocy ssaliśmy z dwóch kciuków, każdy ze swojego, ile wlezie. Spisaliśmy to wszystko na kartkę. No i wygraliśmy.

- A potem to już nie mieliśmy innego wyjścia, jak tylko to, co wyssaliśmy z tych kciuków, zacząć realizować. Bo inaczej byśmy się nie wywiązali z twardych umów - dodaje Damian. Postawili na ludzi.

Każdy białostoczanin może zadecydować, jak będzie wyglądał Kopiluwak, co się tu będzie działo.

- U nas nie ma jakichś zwalistych scenografii. To miejsce otwarte stylistycznie, do którego zaprosiliśmy ludzi z dobrą energią, z pomysłami, na dobrą kawę. I właściwe przy kawie, przy stoliku, na serwetkach, rozrysowują codziennie pomysły. A my jesteśmy tylko od tego, by kiwać głowami - żartuje Damian.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny