Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tutejsi na wygnaniu

Marcin Rębacz
Przedstawienie "Tutejsi” nie mogłoby powstać na dzisiejszej Białorusi. Zrealizowano je w Tykocinie. Zdjęcia zakończą się dzisiaj.
Przedstawienie "Tutejsi” nie mogłoby powstać na dzisiejszej Białorusi. Zrealizowano je w Tykocinie. Zdjęcia zakończą się dzisiaj. Fot. Marcin Rębacz
Profesor Spiczyń, specjalista od wszystkiego, uczy Mikitę Znosak języka polskiego. Mikita chce być przygotowany na każdą okoliczność.

W końcu nie wykluczone, że władzę obejmą Polacy.

Ćwiczenia mają głównie na celu utrwalenie polskich obelg. Spiczyń pyta: A jak będzie po polsku: "zgiń ty, przepadnij"? Mikita nie ma wątpliwości. Odpowiada: Idź pan do stu diabłów! Za Bug! Szczególnie to "za Bug" robi na profesorze dobre wrażenie.

Do pokoju wkracza wyraźnie rozradowana panna. Niesie ułańską lancę z biało-czerwoną flagą i podśpiewuje na pół po polsku, na pół po białorusku: "Ułani, ułani, malowane dzieci, nie jedna panienka za wami poleci".

- Panowie, gratuluję. Mam informację z pewnego źródła, że nasi są już w Mińsku.

- A nasi to kto, jeśli można wiedzieć? - pyta profesor Spiczyń.

- Jak to kto? Oczywiście Polacy.

Profesor pakuje swój tobołek i pospiesznie rusza do wyjścia. Indagowany przez Mikitę, mówi tylko, że musi natychmiast zaopiekować się swoim domem.

Od świtu do zmierzchu

Walery Mazynski, reżyser widowiska, jest zadowolony. Po kilku powtórkach scenę udało się nagrać dobrze. Ekipa pracuje od świtu do nocy, bo na nagranie całej sztuki mają tylko osiem dni. Mimo to czasami dublują w nieskończoność. Bywa, że piętnaście razy. Umówili się, że efekt ma być wysokiej próby.

- Mamy nadzieję, że będzie to znacznie lepsze niż telenowela - żartuje Dariusz Szada-Borzyszkowski, który opiekuje się realizacją przedstawienia z ramienia Telewizji Polskiej. "Tutejsi" Janki Kupały to pierwsza sztuka realizowana w konwencji teatru telewizji na potrzeby kanału TV Białoruś. Telewizja ta już w grudniu zacznie nadawać na teren Białorusi przygotowane w Polsce programy informacyjne, publicystyczne i kulturalne. Reżyserowania sztuki podjął się Walery Mazynski, jeden z najważniejszych reżyserów teatralnych współczesnej Białorusi, współtwórca Teatru Białoruskiej Dramaturgii, stworzonego w Mińsku na początku lat 90. Zdjęcia do "Tutejszych" kręcone są na Białostocczyźnie, głównie w Tykocinie.

Pięć lat bez pracy

Ostatni raz w teatrze na Białorusi Mazynski pracował pięć lat temu.

- Obecna sytuacja w moim kraju takim ludziom jak ja nie daje szans - mówi. - To stwarza ten problem, że nie mam możliwości zajmowania się sztuką, czyli tym, czemu poświęciłem swoje życie. Przede wszystkim dlatego, że u nas wszystkie teatry są państwowe i o tym, kto w nich może pracować, decyduje urzędnik. Resztę rozumiecie.

W Teatrze Białoruskiej Dramaturgii Mazynski wystawił między innymi "Karierę Arturo Ui" Bertolta Brechta, sztukę o gangsterze, który zdobywa władzę w państwie, by stać się supergangsterem na światową skalę. Podczas finałowej sceny mińska publiczność krzyczała "Żywie Biełaruś!".

- Pokierowałem swoim życiem i swoim rozwojem artystycznym tak, by zawsze utrzymywać możliwie największy stopień niezależności. Pracowałem nad tematami, które mnie osobiście pasjonowały - mówi reżyser.

Mazynski wystawiał w Mińsku wiele przedstawień, które nie podobały się władzom. Dlatego cały czas musiał walczyć o zachowanie samodzielności teatru.

- Jeszcze w pierwszych latach rządów Łukaszenki myślałem: Kiedy się wreszcie skończą te paskudne czasy? Teraz wiem, że te lata były najlepsze - mówi.

Ze sceną pożegnał się, kiedy urzędnik Ministerstwa Kultury, z właściwą dla tej administracji szczerością, powiedział mu, że nie może kierować placówką finansowaną przez państwo, skoro nie respektuje polityki władz.

- Rzeczywiście, nie respektuję - odpowiedział Mazynski. - Proszę mnie zwolnić, jeżeli uważa pan, że tak będzie uczciwie.

Urzędnik najwyraźniej tak uznał.

Po rozstaniu się z teatrem został listonoszem.

Wolny teatr na obczyźnie

Dla Dariusza Szady-Borzyszkowskiego praca nad "Tutejszymi" jest uczestniczeniem w wydarzeniu o charakterze historycznym.

- Czegoś takiego jeszcze nie było - mówi. - Białoruscy artyści nie mieli nigdy możliwości zrealizowania sztuki w takich warunkach, bez ograniczeń, jakie niesie ze sobą cenzura. Nawet Kupała miał wiele problemów po napisaniu "Tutejszych". My możemy pracować w atmosferze wolnej i spontanicznej.

Może gdyby w Białorusi publiczność miała szansę na kontakt z dramatami Janki Kupały, Mazynski zdecydowałby się na reżyserowanie w Polsce czegoś innego. Jednak tam, mimo iż w Mińsku istnieje Teatr Kupałowski, w ciągu roku organizowane są może dwa przedstawienia.

- I zazwyczaj pojawiają się kłopoty. Coś nie działa, dekoracja okazuje się zepsuta albo kurtyna nie chodzi - opowiada Mazynski.

Dlatego spektakle są odwoływane, przenoszone na inny, odległy termin, tak, by widzowie mieli jak najmniejszą szansę na ich obejrzenie.

- "Tutejsi" są utworem niezwykle dla mnie ważnym. W kontakcie z tą sztuką człowiek staje przed zadaniem rozpoznania samego siebie, podjęcia próby walki o ogólnoludzkie wartości, o swoją godność. Dopiero w następnej kolejności następuje potrzeba odnalezienia się w świecie, nawiązania właściwej relacji z ojczyzną, historią, kulturą, w której się urodziłeś i żyjesz - mówi Walery Mazynski.

Akcja "Tutejszych" osadzona jest w okresie upadku carskiej Rosji, przebudzenia narodowego na Białorusi, pojawienia się nadziei na stworzenie białoruskiego państwa. Był to czas upadku dyktatur i tworzenia się nowych, czas przemarszu różnych wojsk i potrzeby stałego odpowiadania sobie na pytanie, kim się jest. Według Mazynskiego, problemy te korespondują z dzisiejszą sytuacją na Białorusi.

- Jest jeszcze gorzej, bo przeżyliśmy nadzieję początku lat 90., zobaczyliśmy, że nasi sąsiedzi znaleźli swoje drogi rozwoju, poszli do przodu, a my pozostaliśmy samotni - mówi. - Jednocześnie trafiliśmy na system, który jest znacznie gorszy od tego, co zaznało nasze pokolenie pod koniec czasów sowieckich.

Tutejszość uniwersalna

Inscenizacja "Tutejszych" nie jest oczywiście wolna od nawiązań do chwili obecnej, choć Mazynski podkreśla, że sytuacja polityczna interesuje go w znacznie mniejszym stopniu niż kondycja duchowa białoruskiego społeczeństwa.

- Te skojarzenia są w pełni uprawnione - mówi. - Niewiele się u nas zmieniło przez te lata. Choćby odniesienia do naszej tutejszości. Tutejszość nie jest tylko znakiem rozpoznawczym Białorusinów. To bardziej uniwersalna kategoria. W każdym społeczeństwie jest grupa, która ma problem z rozpoznaniem swojej tożsamości. I, paradoksalnie, problem ten w wielu społeczeństwach dziś ciągle narasta. Dlatego można go rozpatrywać w odniesieniu do wszystkich narodów, choć oczywiście występuje to w różnej skali. U nas, niestety, w stopniu bardzo dużym.

Dla Mazynskiego sytuacja na Białorusi jest niezrozumiała i ma znamiona paranoicznego teatru absurdu. Jeśli społeczeństwo dręczone jest przez obcą władzę, ludzie potrafią sobie to wszystko jeszcze jakoś wytłumaczyć. Jeśli dręczy ich władza własna, która w założeniu powinna działać na rzecz rozwoju społeczeństwa, sytuacja staje się niezrozumiała, a ludzie czują się podwójnie pokrzywdzeni i podwójnie bezradni.

-To, co się dzieje na Białorusi, jest dla mnie paranoją i farsą jednocześnie. Mamy taką sytuację, że młody człowiek sądzony jest przez dorosłych ludzi w Mińsku za to, że dawał wyraz przywiązania do białoruskich wartości. I na koniec, w swoim ostatnim słowie, ten młody człowiek całkiem poważnie prosi o to, by go rozstrzelano. Tak, to jest tragifarsa - mówi Mazynski.

Śmiech burzy mury

Z drugiej strony, Mazynski przyznaje, że sytuację tę można interpretować tak, że ten młody Białorusin po prostu przestał się bać, że swoją prośbą śmieje się poważnemu sądowi w twarz. Bo to właśnie młodzież, która nie przeszła sowieckiej lekcji strachu, jest dla Białorusi największą nadzieją.

- Młodzież ma odwagę śmiać się ze strachu, a jak wiadomo, śmiech burzy mury - mówi Mazynski i przypomina, że w Mińsku do dziś każdy spektakl Kupałowski (jeśli się w końcu odbędzie) staje się młodzieżową demonstracją, czymś w rodzaju sztandaru białoruskiej niezależności.

W czasie spektaklu zawsze można usłyszeć ten zabroniony na Białorusi okrzyk: "Żywie Biełaruś", jako znak, że na widownię znowu udało się przedrzeć wywrotowcom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny