Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Turośń Kościelna: Spółdzielnia socjalna receptą na bezrobocie

Aneta Boruch [email protected] tel. 85 748 96 63
Monika Niewińska (od lewej), Danuta Sadowska i Danuta Prześniak wierzą, że im się uda. Oprócz nich założycielami spółdzielni socjalnej z Turośni Kościelnej są też Barbara Dryl i Jan Nazarko.
Monika Niewińska (od lewej), Danuta Sadowska i Danuta Prześniak wierzą, że im się uda. Oprócz nich założycielami spółdzielni socjalnej z Turośni Kościelnej są też Barbara Dryl i Jan Nazarko. Wojciech Wojtkielewicz
Siedziały na rencie albo były bezrobotne. Niedawno skrzyknęły się, załatwiły dotację i utworzyły spółdzielnię socjalną. Cztery energiczne kobiety i jeden męski rodzynek z Turośni Kościelnej pomagają sobie i innym - opiekują się starszymi i niedołężnymi.

Danuta Sadowska na wózku jeździ całe życie. Miała siedem miesięcy, gdy zachorowała i od tego czasu jest osobą niepełnosprawną. Skończyła matematykę, ale jedyna praca, jaką udało się jej znaleźć, było chałupnicze szycie lekarskich fartuchów. Więc przez ostatnich siedem lat po prostu siedziała na rencie.

Wszystko zmieniło się, gdy powstał Podlaski Inkubator Ekonomii Społecznej, dzięki któremu pojawiła się możliwość zakładania spółdzielni socjalnych. Skorzystały z tego kobiety w Turośni Kościelnej i utworzyły Podlaską Spółdzielnię Socjalną "Razem".

Piątka z Turośni

Matką chrzestną pomysłu była Halina Sobolewska-Wildner, prezes regionalnego oddziału Towarzystwa Walki z Kalectwem. Początki nie były łatwe. Aby założyć spółdzielnię socjalną, musi być przynajmniej pięciu chętnych. Ale od czego znajomi i kontakty towarzyskie. I teraz Spółdzielnia "Razem" daje pracę dwóm osobom niepełnosprawnym i trzem bezrobotnym. Jeżdżąca na wózku Danuta Sadowska prowadzi biuro. Chodzący o lasce Jan Nazarko zajmuje się naprawami sprzętu RTV. A trzy panie zajmują się wykonywaniem usług w domach klientów.

Monika Niewińska codziennie odwiedza 93-letnią Mariannę Muszyńską w Zalesianach. Pali w piecu, sprząta, robi zakupy, pielęgnuje. A potem trzeba jeszcze tak po ludzku porozmawiać, posiedzieć i wysłuchać żalów.

- Jak ją ponacieram, nawet zwykłym balsamem, to od razu mówi, że już jej się żyje lepiej - opowiada o podopiecznej pani Monika.

Odstawione na boczny tor życia starsze osoby potrzebują towarzystwa, bo nie zawsze mogą liczyć na najbliższych z powodu różnych konfliktów. Ot, chociażby jedna z podopiecznych co prawda mieszka z synem, ale ten ani się do niej nie odzywa, ani nie zajmuje się nią.

Podopieczna Danuty Wrześniak też najbardziej potrzebuje towarzystwa, bo jest schorowana i całymi dniami siedzi sama w domu.

- Pomagam jej przynieść drzewo i węgiel. Przepiorę, posprzątam, pomogę ugotować - opowiada pani Danuta. - Ale najważniejsze to posiedzieć z nią i wysłuchać.

Bywało jednak i tak, że jedynym wyjściem okazywało się wezwanie pogotowia i umieszczenie starszej, opuszczonej osoby w domu pomocy społecznej.

Profil działalności, jaką sobie obrali spółdzielcy z Turośni wynikł z potrzeby. - Na naszym terenie nie ma żadnej instytucji, która zajmowałaby się opieką nad osobami niepełnosprawnymi i starszymi - tłumaczy prezes Danuta Sadowska. - A na terenach wiejskich jest to bardzo potrzebne, bo młodzi wyjeżdżają do miasta i wsie wyludniają się.
Spółdzielnia oferuje też inne usługi. Pracujące w niej panie za rozsądną cenę posprzątają mieszkanie, umyją okna, wypiorą dywany i wykładziny, a nawet wyprasują koszule. Na miejsce przyjedzie też złota rączka i naprawi sprzęt RTV czy AGD. Usługi i koszty ustalane są indywidualnie tak, by obie strony były zadowolone.

Żadnej pracy się nie boją

Praca w spółdzielni daje im wiele satysfakcji, bo - jak przyznają - mogą wreszcie pracować poza domem i zarabiać.

Danuta Prześniak szczerze już miała dość siedzenia w domu - przez 17 ostatnich lat zajmowała się tylko sprzątaniem i dziećmi. Trochę pracowała, ale młodo wyszła za mąż i od tamtej pory zajmowała się już tylko obowiązkami domowymi. Ma niepełnosprawną córkę i na początku miała przy niej trochę zajęcia. Ale gdy córka stała się bardziej samodzielna i poszła do szkoły, pani Danuta po prostu nudziła się w domu.

- Dzięki pracy w spółdzielni wychodzę z domu, spotykam ludzi, czuję się potrzebna tym starszym osobom - cieszy się pani Danuta. - To bardzo miłe uczucie - podkreśla i dodaje, że teraz jest nawet bardziej zorganizowana, niż gdy siedziała w domu. Niby miała dużo czasu, a bywały dnie, że nic jej nie chciało się robić. A obecnie tak sobie wszystko planuje i układa, że bez problemu ze wszystkim się wyrabia. I nawet ma jeszcze czas posiedzieć sobie i poczytać książkę.

- Spółdzielnia dała nam możliwość wyjścia z domu, kontaktu z innymi, poczucia się potrzebnym - dodaje Danuta Sadowska.

Jak w każdej pracy, tak i w tej trafiają się gorsze chwile, nieprzyjemnie zaskakujące sytuacje. Gdy Danuta Prześniak pojechała pierwszy raz z wizytą do podopiecznego, weszła do mieszkania i zobaczyła warunki, w jakich mieszka, była przerażona i bliska poddania się. Pomyślała, że nie poradzi sobie, przynajmniej psychicznie. Teraz już nic jej nie szokuje i jest odporna na to, z czym styka się w tej pracy. Ostatnio musiała posprzątać pomieszczenia po pożarze. - Na początku byłam przerażona, ale dzięki dobremu środkowi do czyszczenia poradziłam sobie - nie ukrywa Danuta Wrześniak.
Udowodniły, że jednak można

Spółdzielcy z Turośni przyznają, że pewnie nie zdecydowaliby się na tak śmiały krok, gdyby nie wsparcie, które dostali na start. To 80 tysięcy złotych dotacji inwestycyjnej na remont pomieszczeń, kupienie niezbędnego sprzętu, środków czystości i pielęgnacyjnych. Oprócz tego przez pół roku dostają tzw. wsparcie pomostowe na bieżące potrzeby: ZUS, zwrot kosztów paliwa, promocję. To całkiem sporo dla kogoś, kto dopiero zaczyna w biznesie.

Energiczną grupę z Turośni Kościelnej chwalą ci, którzy zachęcają do tego typu inicjatyw.
- Panie radzą sobie całkiem dobrze - mówi Edyta Kosakowska z Podlaskiego Inkubatora Inicjatyw Ekonomii Społecznej. - Muszą tylko jeszcze popracować nad promocją. W ich działalności za mało jest typowej reklamy, w związku z czym jeszcze stosunkowo mało osób wie o ich usługach.

Spółdzielnia z Turośni jest jedną z nielicznych, które powstały w Podlaskiem w ramach Podlaskiego Inkubatora. Oprócz niej działają jeszcze w Siemiatyczach i Piątnicy Poduchownej w powiecie łomżyńskim. A w tym roku czwarta powstaje w powiecie białostockim.

Eksperci twierdzą jednak, że ta z Turośni jest wyjątkowa i nietypowa. Bo tworzą ja osoby zagrożone wykluczeniem społecznym: niepełnosprawne, kobiety, które miały ciężką sytuację materialną i życiową oraz wcześniej nie mogły znaleźć sobie pracy.

- W tej spółdzielni przełamane zostały praktycznie wszystkie stereotypy i bariery, które istnieją na terenie naszego województwa - nie kryje zadowolenia Edyta Kosakowska. - I te środowiskowe, i te ze strony pracodawców, jak też instytucji zatrudnienia. Te panie udowadniają innym i samym sobie, że jednak można i że kobieta potrafi. Dzięki samozatrudnieniu będą mogły zrealizować się życiowo, finansowo i poprawią swoją sytuację materialną. Co bardzo ważne: podbudują poczucie własnej wartości. Pokazują bowiem, że warto działać i ponosić ryzyko.

Musi się udać

Założycielki spółdzielni socjalnej z Turośni są dopiero na początku drogi. Jak w każdej pracy, tak i w tej, zdarzają się problemy i trudności. Wspólnie udaje się im jednak je pokonywać.

Panie myślą nawet stopniowo o wychodzeniu ze swoją działalnością poza teren własnej gminy. Jeśli znajdą się chętni do pracy i zleceniodawcy, chętnie nawiążą z nimi współpracę.

Pełne werwy i chęci do pracy, z optymizmem patrzą w przyszłość.

- Musi się udać - nie ma wątpliwości Danuta Prześniak.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny