Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzynastego w piątek!

Andrzej Lechowski
Przed wojną Izba Skarbowa znajdowała się przy ul. Mickiewicza. Teraz w tym budynku urzęduje wojewoda. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.
Przed wojną Izba Skarbowa znajdowała się przy ul. Mickiewicza. Teraz w tym budynku urzęduje wojewoda. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.
Wszyscy wiemy, że gorzej być nie może.Przecież właśnie w piątek zagniewany Bóg wygnał z raju Adama i Ewę.

W średniowieczu zaś piątki nazywano dniem katowskim, bo tylko w tym dniu tygodnia wykonywane były publiczne egzekucje. Tego by już wystarczyło aby uważać, bo jak pech, to pech. A tu na dodatek jeszcze trzynastego.

Ta niewinna z pozoru cyfra symbolizuje ruinę, katastrofę, śmierć. Przykładów na to jest mnóstwo. Mądry lud trzynastkę nazwał przeto diabelskim tuzinem. Ogólnie bowiem wiadomo, że w zlotach czarownic uczestniczyło 12 wiedźm i do kompletu szatan.

A może to tylko sobie wmówiliśmy? A może od niechybnego niepowodzenia tylko krok do sukcesu? Ano zobaczmy.

Jak wiadomo, pech jest indywidualnym doświadczeniem. Stał się on w 1937 r. udziałem panny Wiery Trochimowiczówny. Ta ponętna osóbka mieszkała sobie spokojnie przy ulicy Różańskiej. Spokój zburzony został, gdy w życiu Wiery pojawił się Mikołaj Aleksiejczuk. Zawładnął on jej uczuciami. Mało, że uczuciami i ciałem (obiecał ślub), to na dodatek ukradł swojej wybrance całą garderobę oraz, o zgrozo, gotówkę przeznaczoną na ślubną suknię. Po co były Mikołajowi potrzebne pieniądze, to wiadomo, ale po co kiecki i takie tam inne części, przecież chyba nie na pamiątkę? Pech to niewątpliwy, ale też i szczęście, że poszedł sobie z tym dobytkiem Mikołaj precz, bo mieć takiego męża!

Albo wydarzenie inne. Marcowego dnia 1934 r. panią Marię Chandowską potwornie rozbolały zęby. Bogobojna niewiasta próbowała złagodzić swą dolegliwość modlitwą do świętej Apolonii (to patronka tych, których bolą zęby - naprawdę!). Nie pomogło, musiała udać się do dentystki. W Białymstoku było ponad 60 gabinetów. Jaki przypadek sprawił, że Chandowska trafiła do doktor Jadwigi Kochówny, to i Święta Apolonia nie wie. Chandowska bowiem mieszkała na Giełdowej (to dziś Spółdzielcza, a Kochówna przyjmowała na Warszawskiej u wylotu Elektrycznej). I rozegrał się dramat. Najpierw rozległ się straszny, nieartykułowany ryk obolałej pacjentki, a później wszyscy w poczekalni usłyszeli same niecenzuralne słowa. Wizyta u dentystki zakończyła się w sądzie. Chandowska za obrazę lekarki dostała miesiąc aresztu (to pech), ale w zawieszeniu na 5 lat.

A jakie szczęście w tym samym 1934 r. miał niejaki Lewandowicz, gdy dopadł go pech pod postacią pana Malinowskiego - sekwestatora białostockiego urzędu skarbowego. Lewandowicz nie płacił podatków. Sprawa trafiła do egzekucji. Malinowski, nie mając żadnych innych przedmiotów do zajęcia, zajął Lewandowiczowi... dwie trumny. Jakież było zdziwienie urzędników oraz przechodniów, gdy pod gmach Izby Skarbowej na Mickiewicza (tu urzęduje dziś wojewoda) zajechała furmanka z trumnami. Kierownik egzekucji wzniósł oczy do nieba: "Malinowski, komu ja na licytacji sprzedam trumnę?" Co było robić? Wio z powrotem. I tak majątek (było nie było) wrócił do Lewandowicza. Uważajcie dziś Państwo, bo jak pech, to i w drewnianym kościele człowiekowi cegła na głowę spadnie, ale przy odrobinie szczęścia to...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny