Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzymamy kciuki za naszą Patrycję. Dziś w Vancouver startuje Patrycja Maliszewska.

Alicja Zielińska
Ewa i Jacek Maliszewscy, rodzice Patrycji, odliczają godziny do drugiego olimpijskiego występu córki w Vancouver.
Ewa i Jacek Maliszewscy, rodzice Patrycji, odliczają godziny do drugiego olimpijskiego występu córki w Vancouver. Fot. Anatol Chomicz
Białostoczanka Patrycja Maliszewska wyrosła na czołową zawodniczkę short-tracku w naszym kraju. Należała do światowej czołówki w gronie juniorek.

Jesteśmy potęgą w short-tracku

Jesteśmy potęgą w short-tracku

Białystok to najmocniejszy ośrodek short-tracku w kraju.

Nic dziwnego, że prawie cała reprezentacja Polski wywodzi się z tutejszej Juvenii.

Do niedawna młodzież po zakończeniu szkoły średniej uciekała do Opola, ale teraz może na miejscu kontynuować naukę na studiach i emigracja na południe Polski została zatrzymana.

Na krajowych zawodach we wszystkich grupach wiekowych prawie cały łup medalowy zawsze zdobywa Juvenia. Białostoczanie są też coraz bardziej widoczni na arenie międzynarodowej, chociaż przebić się wcale nie jest łatwo, mimo że short-track nie jest dyscypliną popularną. Do Koreańczyków, Chińczyków, Amerykanów i Kanadyjczyków jest białostoczanom coraz bliżej. Jeśli nie teraz, to może za cztery lata uda się wreszcie stanąć na olimpijskim podium.

Warto wiedzieć, że we wszystkich dotychczasowych igrzyskach Polskę reprezentowali wyłącznie zawodnicy Juvenii. Byli to kolejno: Maciej Pryczek (1998), Krystian Zdrojkowski (2002) i Dariusz Kulesza (2006).

Do Vancouver obok Patrycji Maliszewskiej pojechali także Paula Bzura i Jakub Jaworski. Wszyscy są nie tylko łyżwiarzami białostockiego klubu, ale i rodowitymi mieszkańcami naszego miasta. (kw)

Była też pierwszą Polką, której udało się awansować do finału ME. W 2008 roku zajęła 4. miejsce na dystansie 500 metrów.

Telewizor włączony non stop. Na ekranie turniej olimpijski. Nie może być inaczej.

Od tygodnia Ewa i Jacek Maliszewscy żyją igrzyskami. I chociaż pierwszy start ich córki Patrycji w Vancouver był pechowy, to przed nią jeszcze jedna szansa.

Musi się udać - wierzą rodzice.

Odliczali najpierw dni, a później godziny do występu Patrycji. Startowała w nocy, o 2.45 polskiego czasu. Nie było jednak mowy o śnie. Na ten moment czekali w wielkim napięciu.

Pani Ewa się uśmiecha. Nawet flagę Polski wyciągnęła, a sama ubrała się w strój w barwach narodowych. Jak prawdziwy kibic. A potem kciuki zaciśnięte, oczy wpatrzone w ekran i jedna myśl: żeby jej się powiodło.

- Ja z tatą krzyczałem: Szybciej, szybciej, Patrycja - wtrąca 11-letni Kuba, brat naszej zawodniczki.

- Dobrze jej szło, gdyby nie upadek, miała szansę wjechać druga i zakwalifikować się do ćwierćfinału - uważa pan Jacek. - W pierwszej chwili myśleliśmy, że ktoś ją popchnął. Ale na nagraniu wideo nic nie widać. Pewnie łyżwa jej się podchyliła, ileż to trzeba, ułamek sekundy.

- Kiedy Patrycja upadła, serce mi zamarło oczywiście - przyznaje pani Ewa. - Ale w tym momencie myślałam tylko o jednym, żeby córce nic się nie stało. Co tam wyniki, zdrowie najważniejsze. Na szczęście Patrycja wstała szybko i pojechała dalej.

Odetchnęli z ulgą. Cóż, pech. Pewnie, że szkoda. Pięćsetka to dystans Patrycji. Taki już jest sport, że wszystko może się zdarzyć. Jak w życiu, potrzebny także łut szczęścia. Tego akurat Patrycji zabrakło.

Zjadły ją nerwy

Wylosowała bardzo mocną ekipę. Czeszka - mistrzyni Europy, Chinka - olimpijka z Turynu. Sam komentator przed startem powiedział, że trafiła do najsilniejszej grupy przeciwników.

- Od razu najwyższa poprzeczka - ubolewa pani Ewa. - Zjadły ją nerwy. Pierwszy raz na takiej wielkiej imprezie. Już samo uczestnictwo to przeżycie. Wyjście na lodowisko, start. Ogromny stres. A i brzemię odpowiedzialności.

- Technika, wytrzymałość, szybkość, kondycja. W tym sporcie liczy się wszystko. Na dystansie 500 metrów zawodnicy jadą z prędkością do 50 km na godzinę. Jak sprinterzy - wymienia pan Jacek. - To ostra dyscyplina.

Jest wiele kontuzji. Patrycja też je miała. Naderwane ścięgna, parę razy gips. Całe szczęście, nigdy nie doszło do przecięcia łyżwą ciała. Bo to najgorsze. Wprawdzie łyżwiarze mają specjalne stroje, na szyi kołnierzyki zabezpieczające, ale wszystko może się zdarzyć.

Przygoda sportowa Patrycji zaczęła się od rolek. Dostała je, gdy chodziła do trzeciej klasy podstawówki. Bardzo szybko nauczyła się jeździć. Rok później miała już łyżwy. Widać było, że do jazdy ma smykałkę i zacięcie. Sprawiało jej to autentyczną radość.

Nikt nie musiał jej zachęcać, brała łyżwy i szła na lodowisko.

Gimnazjum i liceum o profilu sportowym w Zespole Szkół Mistrzostwa Sportowego okazały się naturalnym wyborem dalszej edukacji. Stało się oczywiste, że Patrycja będzie jeździć wyczynowo. Trafiła do białostockiego klubu Juvenia, o którym się mówi, że jest kuźnią talentów w łyżwiarstwie szybkim na krótkim torze.

Szybko wyrosła na czołową zawodniczkę w short-tracku w naszym kraju. Należała do światowej czołówki w gronie juniorek. Była też pierwszą Polką, której udało się awansować do finału ME. W 2008 roku zajęła 4. miejsce na dystansie 500 m - wylicza pan Jacek.

- Łyżwiarstwo stało się jej pasją. Bo jakże inaczej tłumaczyć to ogromne zaangażowanie. Wstawała o piątej i jechała na lodowisko. Potem szkoła, lekcje i znowu jazda. I tak codziennie. Kiedy uczyła się w podstawówce, zabierał ją trener, później sama chodziła. Po treningu przychodzi zmęczona, bez sił. Wystarczy godzina, dwie odpoczynku i już gotowa dalej jeździć.

Puchary, medale

W pokoju Patrycji na jednej ścianie cała półka pucharów. Na drugiej z drążka zwisa rząd medali z kolorowymi szarfami.

- 120 jest! Policzyliśmy z Natalką - chwali się Kuba. - Przed igrzyskami usiedliśmy i zaczęliśmy je przeglądać. Kuba jest bardzo dumny z siostry. Zdradza nam, że marzy, by tak, jak Patrycja, występować na wielkich zawodach.

- Z Natalką rozmawialiśmy, że fajnie byłoby, abyśmy kiedyś oboje pojechali na igrzyskach.

Bo młodsze dzieci państwa Maliszewskich: Natalka (gimnazjalistka) i Kuba (uczeń podstawówki), też jeżdżą na łyżwach. Mama z tatą również żyją łyżwiarstwem. Zresztą jak i inni rodzice łyżwiarzy. Chodzą na wszystkie zawody, które się odbywają w Białymstoku.

- Stajemy koło bandy i dopingujemy nasze dzieci ile sił w gardłach - śmieje się pani Ewa.

A jaka jest Patrycja na co dzień?

- Odpowiedzialna, ambitna - wylicza pani Ewa. - Od małego była poważna, aż za bardzo jak na swój wiek. Bardzo dobrze się uczyła. Gimnazjum skończyła z czerwonym paskiem. Spokojna, nigdy z nią nie było żadnych kłopotów. Nie wiedziałam, co to jest bunt młodzieńczy. Nie pamiętam sytuacji, by późno wracała, chodziła po imprezach.

- Ale ma jedną słabość - uśmiecha się mama. - Do butów. Uwielbia je kupować. I wcale nie sportowe. Eleganckie, na szpileczce.

- Jak prawdziwa kobieta - dodaje tata.

Po maturze Patrycja wybrała kierunek sportowy. Studiuje na AWF. Specjalność: oczywiście short-track. Ale nie jest powiedziane, że na tym poprzestanie.

- Marzy o medycynie - mówi pani Ewa.

A przed kolejną olimpijską szansą Patrycja stanie już dziś. W nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu będzie jechać na dystansie 1500 m.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny