Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tryptyk majowy

Tomasz Maleta
Anatol Chomicz
Patriotyzm przez najbliższe dni będzie ukazywany w różnych konotacjach. Jeszcze niedawno rwetes ten określano dychotomią: staroświeckość-nowoczesność. Jeśli dziś wydaje się, że jesteśmy w stanie w jasny sposób zdefiniować go na potrzeby najbliższych lat, to nic bardziej mylnego.

Co na dobrą sprawę świętujemy pierwszego dnia majowego tryptyku? Formalnie Święto Pracy, czyli święto państwowe ustanowione w 1950 roku. Gdy kilka lat temu rozgorzała dyskusja o przywróceniu w kalendarzu czerwonej kartki 6 stycznia (Trzech Króli), pracodawcy argumentowali, że polskiej gospodarki nie stać na kolejne święto państwowe - dzień wolny (nie zawsze te pojęcia są tożsame). Wydawało się, że stanie się to kosztem święta proletariatu odziedziczonego po poprzedniej epoce, w której niewiele miało wspólnego z radością, a wielu kojarzyło się z przymusem. Skoro tak szybko rozstaliśmy się z innymi reliktami dawnego systemu (np. nazwami ulic), czyż nie to samo powinniśmy uczynić z czerwoną kartką 1 Maja? Bo niby co mają dziś świętować ci białostoczanie, którzy są w gronie tych 13. proc. bezrobotnych? Radość z tego, że mają wolne każdego dnia? Albo ci, którzy za chwilę mogą już tego zatrudnienia zostać pozbawieni?

Współcześnie trudno znaleźć logiczne i historyczne uzasadnienie dla święta państwowego pierwszego dnia maja. Paradoks tym większy, że gdy trzy lata temu przez świat przetaczały się protesty oburzonych (pokolenie dzieci utraconego dobrobytu domagało się kapitalizmu z ludzką twarzą), którzy nie chcieli ponosić kosztów kryzysu zafundowanego przez banki, w Warszawie pod takim sloganem maszerowało zaledwie 200 osób. Czy oznaczało to, że Polacy nie chcą kapitalizmu z ludzką twarzą, tak jak kiedyś nie chcieli socjalizmu? A może po prostu tak samo jak kiedyś, tak i teraz tego dobrobytu po prostu, poza nielicznymi wyjątkami, nie doświadczyli? I może już nigdy nie doświadczą?

A jednak czerwona kartka w kalendarzu świąt państwowych ostała się przez 24 lata. Okazało się, że Polacy tak bardzo posmakowali w długim weekendzie majowym, że nie za bardzo byli skorzy pozbawiać się tej przyjemności. Poza tym trafiło się kalendarzowe i świąteczne usprawiedliwienie wolnego 1 Maja - jako dnia przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. W tym roku celebracja będzie szczególna, bo obchodzimy 10. rocznicę akcesji do niegdysiejszej eurowspólnoty węgla i stali (z obecnej perspektywy można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby dziś Unia miała decydować o rozszerzeniu, to być może nadal bylibyśmy na etapie raczkującym). Polska - jak długa i szeroka - będzie świętować na festynach, koncertach, jarmarkach. Jubileuszowego eventu nie zabraknie też na Rynku Kościuszki. Z 50-metrowej platformy będzie można podziwiać, jak zmieniło się miasto w ciągu tej dekady. A przecież miarą wielkości włodarza, samorządowca, polityka jest celibat od takiej celebracji. Nawet jeśli ma powody do dumy.

Złośliwością i niegodziwością byłoby twierdzić, że w ciągu tych lat w mieście czy regionie nic dobrego się nie wydarzyło. Zmienił się Białystok, zmieniło się Podlaskie, ale też uwidoczniły się nowe problemy: duże bezrobocie, słabość inwestycyjna, zapaść demograficzna. Pozostały też wzorce zachowań przejęte przez rządzących, a które wydawało się, że odejdą w niebyt wraz z końcem poprzedniej epoki. Tyle że lukrowanie w dawnym, pierwszomajowym stylu, rocznicy akcesji nie przesłoni wyzwań, przed którymi stoi miasto, region, kraj. Jak też swoistej schizofrenii: władze różnych szczebli świętują zupełnie coś innego niż to wynika z ustawy o święcie państwowym - dniu wolnym 1 Maja.
Może pora wyprostować ten stan i albo zmienić laudację tego święta, albo znieść je w ogóle, skoro większość nie czuje z nim żadnego związku, a już na pewno nie w duchu 1950 roku. Tylko jak by w tym drugim przypadku wyglądała wielka majówka Polaków? W tym roku szykuje się kolejny długi weekend (w ubiegłym roku była to niemalże dekada wolnego).

Dlatego może też nastała pora skończyć z inną fikcją w majestacie prawa i ustanowić 2 maja (Święto Flagi) nie tylko świętem państwowym, ale i dniem wolnym od pracy. Zapewne od razu podniosą się głosy, że Polski nie stać na kolejny dzień wolny. Problem w tym, że Polski nie stać na wiele innych rzeczy (łącznie z trwającym mniej więcej od dekady konfliktem politycznym), a mimo to są tolerowane. Zresztą, skoro po przywróceniu dnia wolnego 6 stycznia nic z kalendarza nie ubyło, to znaczy, że argument: "nie stać nas" - delikatnie mówiąc - pali na panewce (tym bardziej, że pojawiają się kolejne pomysły na wolne w Wigilię i Wielki Piątek). Przynajmniej dla tych, którzy są zatrudnieni, skończyłoby się żonglowanie urlopami, bo wielu podczas weekendu z majówką i tak nie będzie pracować. Tym bardziej, że zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego za święto przypadające w dzień wolny od pracy pracodawca musi dać pracownikom wolne. Tak jest w tym roku, bo 3 Maja wypada w sobotę. Naturalnym wydaje się, że to zadośćuczynienie nastąpi właśnie 2 maja - łączniku między wolnym 1 i 3 Maja.

I tu dochodzimy do sedna majowego tryptyku, w którym zapewne znowu usłyszymy tonację o państwowym świętowaniu epokowego wydarzenia w skali Europy sprzed ponad 200 lat. Jeszcze niedawno ten czas określała dychotomia: patriotyzm staroświecki - patriotyzm nowoczesny. Dziś te granice się zatarły. Jeśli wydaje się, że jesteśmy w stanie w dość jasny sposób zdefiniować go na potrzeby najbliższych lat, to nic mylnego. Jak mierzyć ów patriotyzm z powinnościami wobec państwa, miasta, gminy? Czy interes prywatny powinien przeważyć nad interesem wspólnym (np. sprawa odszkodowań za przejętą ziemię pod budowę obwodnicy Augustowa)? Dorzucać podpałki do grilla podczas upalnej, wielkiej majówki czy machając flagami marznąć w deszczu na pustym (jak w ubiegłym roku) Rynku Kościuszki? Inwestować tu i teraz czy może przenieść kapitał do innych zakątków Europy? Sprawując władzę stać po stronie mieszkańców czy bardziej hołdować dyscyplinie partyjnej, nawet w kwestii ułożenia krawężnika na ulicy? Tkwić we wschodnim regionie frontowym czy szukać bezpiecznej oazy gdzieś na Zachodzie?

Takie pytania z pozoru niepatriotyczne lub z gruntu rzeczy patriotyczne można mnożyć. Bo tak naprawdę co Polak, to inny patriotyzm. Tak na dobrą sprawę mamy 38 milionów patriotyzmów. Czy potrzebujemy takie swoistego wzorca? A jeśli tak, to kto ma prawo do jego określenia?

Dylematy rodem z pytań syna poety. Mimo że piosenka "Trzeciego Oddechu Kaczuchy" odnosiła się do epoki, po której w spadku otrzymaliśmy wolne 1 Maja, tak na dobrą sprawę jak ulał pasuje do współczesności: "Co jest lepsze w życiu tato, skończyć studia czy łopatą wrzucać węgiel do kopalni lub wyżymać mózgi w pralni", "Ile trzeba wydać na bochenek chleba, i czy można proszę taty taki chleb kupić na raty", "Czy to prawda mój ty stary, że na przykład taki Paryż, na każdym większym płocie, rozlepione bezrobocie?"

Doprawdy, nie trzeba nic w niej zmieniać. Co najwyżej, jeśli ktoś chce, może Paryż podmienić na Białystok czy Podlaskie. I pomodlić się za najwyższą ludzką rację, za umiłowaną patrię.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny