Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Traktorem po Ameryce, czyli ursusem można zwiedzić świat

Jolanta Zielazna; [email protected]
Marcin Obałek na trzecim etapie Traktoriady. Amazonia Boliwijska, Rio Iniqua, departemanet La Paz
Marcin Obałek na trzecim etapie Traktoriady. Amazonia Boliwijska, Rio Iniqua, departemanet La Paz nadesłane/ Klub Globtroterów TOTUTOTAM
Kolumb szukał drogi do Indii, a wylądował na Karaibach. Oni też planowali wyprawę do Indii, a wylądowali w... Ameryce Południowej. Po jej drogach i bezdrożach polskim ursusem przejechali ponad 20 tysięcy kilometrów.

Goni go chęć zobaczenia świata

Marcin Obałek podczas festiwalu "Podróżnicy" na WSG w Bydgoszczy
Marcin Obałek podczas festiwalu "Podróżnicy" na WSG w Bydgoszczy Paweł Malinowski

Marcin Obałek podczas festiwalu "Podróżnicy" na WSG w Bydgoszczy
(fot. Paweł Malinowski)

"Przy okazji" zaintrygowali archeologów, bo odkryli nieznaną do tej pory kulturę w Boliwii. Zaliczyli niebotyczne Andy, wprawiali w zdumienie pograniczników, którzy nie wiedzieli, jak traktor zakwalifikować? Na wszelki wypadek do Peru ursusa nie wpuścili.

Duchem sprawczym i inicjatorem wypraw jest Marcin Obałek, poznaniak. Globtroter, któremu rozgłos przyniosła Traktoriada, która dała też początek wielu innym projektom. Choć ten na objechanie świata ciągnikiem okazał się - jak do tej pory -najbardziej medialnym przedsięwzięciem. Że to pomysł z gatunku dziwnych? Prawda. Niektórzy, jak to słyszą, pukają się w głowę.

Traktoriada - jak nazwali wyprawę ursusem - jeszcze się nie zakończyła. Za nimi etap Ameryki Południowej, ale planują następne. Kiedy? To się okaże.

Marcin Obałek mówi, że chęć poznawania świata, wędrowanie ma chyba we krwi. Zaczęło się od harcerskich wypadów w teren, obozów, później wędrówek w góry. - Poznaliśmy, co mamy wokół domu, chcemy zobaczyć, co jest dalej. Ta potrzeba nas goni. Chcemy więcej i więcej - wyjaśnia. Długie włosy, ciężkie buty, wygodny strój podróżnika, który nie jeździ w komfortowych warunkach. Ma zmyłkowy wygląd dwudziestokilkulatka.

Po maturze nabrał ochoty na Szkocję i najdalej wysunięty punkt Wysp Brytyjskich. W 1998 roku postanowił ze znajomymi zrealizować rowerową wyprawę do Indii. Istniało już stowarzyszenie "Czysty Świat", którego Marcin Obałek jest współzałożycielem. Zainicjowali je pracownicy naukowi poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
Do Indii chętnych było wielu. Na początku. Gdy okazało się, jak trudne i żmudne jest załatwianie, ustalanie, organizowanie - Marcin pojechał w końcu sam. Na dwa miesiące i już nie na rowerze.

Los zdecydował: Montevideo!

Nie ograniczył się do Indii, wojaże przeciągnęły się do siedmiu miesięcy, więc uczelnia (studiował wtedy zootechnikę) mu podziękowała. Nie tak się umawiali.

Ale właśnie podczas tej wyprawy narodził się pomysł podróży traktorem. - W Pakistanie, w dolinie Indusu, trafiłem na kierowcę ciągnika - opowiada. - Turban na głowie, z głośników przymocowanych do komina traktora leciało ostre "pakistańskie disco". A traktor to nic innego, jak nasz poczciwy C 330. Jak zobaczyłem, co ten człowiek z nim wyczyniał, to pomyślałem: Kurczę! Nawet samochód terenowy tego nie potrafi!

Wtedy był ten pierwszy przebłysk, że może by tak traktorem po świecie?
Od pomysłu do realizacji minęło kilka lat. Tyle zajęło szukanie sponsorów, wytyczanie trasy, organizowanie ciągnika (wypożyczyli z fabryki "Ursus"), załatwianie wszelkich pozwoleń.

Wszystko już było załatwione, ale atak z 11 września 2001 roku pokrzyżował plany. Nie wiadomo było, jak potoczy się wojna w Afganistanie.

- Był traktor, czas zarezerwowany na wyprawę gonił. Było albo-albo. Albo jedziemy, albo wszystko przepada - wspomina Obałek. Tylko dokąd? Europa odpadała, Ameryka Północna ich nie kręciła. Przez moment myśleli o Afryce. Ale i tam zaczęło się robić niespokojnie. Po Antarktydzie raczej traktorem jeździć się nie da, Australia za daleko. Została więc Ameryka Południowa. Zdecydowali, że zaczną tam, gdzie najpierw uda się załatwić transport ciągnika i zgodę na "zejście" na ląd. Los zdecydował, że ich przeznaczeniem był port Montevideo w Urugwaju.
I tak w 2002 roku zaczęła się Traktoriada.

Poszło "na żywioł", bo przecież wszystko było przygotowane na Indie.

Regiopedia.pl - encyklopedia regionu

Ursus vs mercedes. Ciągnik wygrał

To nie było tak, jak niektórzy sobie wyobrażają: wsiedli na traktor, objechali Amerykę i po wielu miesiącach wrócili do Polski.

Wyprawa odbywała się etapami, przerywana powrotami do kraju. - Traktor wyciąga maksymalnie 30 km na godzinę, ale średnia prędkość przejazdu była niższa - opowiada podróżnik. - W pierwszym sezonie przejechaliśmy najwięcej - ponad 5 tys. km. - Pół roku tu, pół roku tam. Traktor zostawał, ja wracałem do kraju, trochę postudiowałem, trochę popracowałem i wracałem do Ameryki. W pewnym momencie się zatraciłem: Gdzie ja akurat jestem? Przez te 10 lat uzbierało się łącznie 5 lat pobytu w Ameryce. Szmat czasu.

Ostatni etap skończył się w 2010 roku.
Kolejne ekipy (zwykle 4-maksymalnie 5-osobowe), zawsze z Obałkiem w składzie, pokonały ciągnikiem w sumie ponad 20 tysięcy kilometrów. Urugwaj, Argentyna, Boliwia, Chile. Tylko do Peru ursusa nie wpuszczono. - Sprawy formalne, nie było wiadomo, jak ciągnik zakwalifikować na przejściu granicznym - wspomina Marcin Obałek.

Problem z zakwalifikowaniem był na różnych granicach. Zawsze jednak po kilku godzinach (czasami nawet dzień cały na tych schodził) udawało się celników przekonać i ursus przejeżdżał na drugą stronę.

W Andach wspięli się nim na ponad 5 tys. metrów nad poziomem morza. - Myślę, że to rekord osiągnięty przez jakąkolwiek maszynę rolniczą - komentuje Marcin.

Aktualnie poczciwy ursus czeka na nich Comodoro Rivadavia w Argentynie. To cały czas ta sama maszyna, którą zaczęli podróż w 2002 roku. - Ciągnik sprawował się świetnie, pokonał trasę bez większych napraw, na jednym komplecie opon. Żadnej gumy nie złapaliśmy - podkreśla szef wypraw.

Początkowo mieli też z sobą ciężarówkę, mercedesa. - Na wypadek, gdyby traktor się popsuł, samochód miał nas wspomagać. Wieźliśmy dużo części zamiennych. Było jednak inaczej. To ciężarówka się rozpadła i i traktor ciągnął ja jako przyczepę.

Klątwa Tutenchamona nad Amazonką

Był czas, że wyprawa zawisła na włosku. Bo zakłady Ursus się przekształcały, upadały i w 2009 roku nowy właściciel zażądał zwrotu wypożyczonego sprzętu. A on kulał się akurat gdzieś po Ameryce. Tamta sprawa zakończyła się ugodą.

Podczas drugiego etapu podróżnicy w prywatnej kolekcji w Boliwii zauważyli przedmioty, które ich zaintrygowały. Opowiadano o nich legendy, jakoby pochodziły od Fenicjan, którzy mieli dopłynąć do Ameryki wieki przed Kolumbem. Podróżnicy sfotografowali je więc i wysłali zdjęcia znajomym archeologom.

Okazało się, że z Fenicjanami nie mają nic wspólnego, prezentują zaś nieznaną do tej pory kulturę z okresu przedhiszpańskiego.

Tak narodziła się Polska Ekspedycja Amazońska - kolejny pomysł stowarzyszenia "Czysty Świat". Od 2004 roku prowadzi regularne badania nad rzeką Beni w Amazonii boliwijskiej. Ich koordynatorem naukowym - i niezastąpionym kompanem - jak mówi Marcin Obałek - jest dr Andrzej Karwowski.

Do tej pory Obałek przygotował i prowadził cztery ekspedycje. Mają na koncie kilkanaście do tej pory nieznanych stanowisk archeologicznych z ciekawymi znaleziskami. Kolejna wyprawa planowana jest na przyszły rok.

Właśnie z pracami archeologicznymi wiąże się jedna z największych życiowych wpadek Obałka. - To było podczas pierwszej misji - wspomina podróżnik. - Pracowali u nas m.in. motorniczy łodzi, kucharka, pracownicy. Przy kolacji palnąłem o klątwie Tutenchamona. Wszyscy w śmiech: cha cha cha. Na drugi dzień dokopaliśmy się do pierwszych pozostałości grobów, jakichś kości, cmentarzyska. Zaczęliśmy to eksplorować. A na trzeci dzień nie został z nami ani jeden pracownik - Obałek, jak to opowiada, jeszcze dziś śmieje się z siebie. - Zostałem sam z ekipą! Plus tego taki, że nauczyłem się wtedy nawigować łodzią motorową po Amazonii, bo sternik też zniknął.

Nie zawsze ich ekipa była witana przyjaźnie. Niektórzy posądzali ich, że z grobów wyciągają złoto i diamenty. Kiedyś na granicy obrzucono ich kamieniami.
Na rzekach Amazonii panoszą się piraci, więc bez broni nikt tam się nie zapuszcza. - Na szczęście, odpukać, nie było takiej sytuacji, żeby kiedykolwiek przeciwko człowiekowi trzeba było broni użyć.

Z misji archeologicznej powstały publikacje naukowe. Z wypraw traktorem i konno (bo po Argentynie i tak podróżowali) setki zdjęć, ponad 50 odcinków filmu nakręconego dla poznańskiej telewizji. Narodziły się inne projekty, jak choćby "Z kopyta" czyli konno przez świat, klub globtroterów TOTUTOTAM (siedzibę ma w Białymstoku) i związane z nim festiwale podróżnicze TOTUTOTAM (Białystok, Krzyż Wlkp.). Relacje z tras, imprez i kolejnych pomysłów można znaleźć na www.traktoriada.org

Co robią między wyprawami? Przygotowują projekty edukacyjne, wystawy, zapraszani są na spotkania do szkół, pracują.
Od dwóch lat Marcin Obałek musiał przystopować. Wcześniej w podróżach towarzyszyła mu żona Monika. Teraz mają przerwę rodzinną. Dzieci łykają bakcyla podróży od najwcześniejszych chwil swego życia.

Czytaj e-wydanie »

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska