Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragiczny wypadek w Suwałkach. Nagle nastała cisza...

Magdalena Kuźmiuk
Myślę, że kierowca chciał nas uratować. Zrobił co w jego mocy, żebyśmy nie wywrócili się do rowu – opowiada Kinga Dorał.
Myślę, że kierowca chciał nas uratować. Zrobił co w jego mocy, żebyśmy nie wywrócili się do rowu – opowiada Kinga Dorał. Fot. Wojciech Oksztol
Światła, gwałtowne hamowanie, huk. I zrobiło się tak ciemno - opowiadają ranni studenci. W sobotę, o godz. 5.15, autobus, którym jechali na uczelnie, zderzył się czołowo z busem. Zginęły cztery osoby: kierowcy obu aut i dwóch pasażerów busa. Do szpitala trafiło 11 osób.
To były ułamki sekund. Wszyscy byliśmy jeszcze senni, a przed nami długa droga. Aż trudno w to uwierzyć – wspomina Marcin Sieńko.
To były ułamki sekund. Wszyscy byliśmy jeszcze senni, a przed nami długa droga. Aż trudno w to uwierzyć – wspomina Marcin Sieńko. Fot. Wojciech Oksztol

To były ułamki sekund. Wszyscy byliśmy jeszcze senni, a przed nami długa droga. Aż trudno w to uwierzyć - wspomina Marcin Sieńko.
(fot. Fot. Wojciech Oksztol)

Powyrywało wszystkie siedzenia. Ludzie po prostu lecieli do przodu przez środek autobusu... Uderzyłam głową w siedzenie. Krew dosłownie chlusnęła. Wszędzie była krew... Na naszych kurtkach, na podłodze... - opowiada Joanna Wasilewska, studentka pedagogiki. To jedna z rannych w wypadku.

- Układałam się właśnie do snu. Dopiero wyjechaliśmy z dworca, a przed nami był taki kawał drogi. Nagle światła, gwałtowne hamowanie... Poczułam silne uderzenie. Raptem zrobiło się ciemno i taka dziwna cisza - wspomina Kinga Dorał. - Upadłam na podłogę i rozcięłam głowę o siedzenie. Wszędzie było pełno szkła. Miałam szkło w ustach i we włosach...

- Nie było paniki. Nikt nie krzyczał. Byliśmy spokojni. Wezwaliśmy karetkę i straż. Było strasznie ciemno. Oświetlaliśmy się komórkami. Pytaliśmy się nawzajem, co komu jest i kto jest przytomny - mówi Emilia Łowczyńska.

- Chyba nikt wtedy tak do końca nie zdawał sobie sprawy, co się właśnie stało - dodaje Marcin Sieńko. Tak jak inni w sobotę z samego rana ruszył w podróż do Białegostoku na zjazd. Nie dojechał.

Nie mieli żadnych szans

A było tak. Sobota, godz. 5.05. Autobus rejsowy rusza w ponad dwugodzinną podróż z Suwałk do Białegostoku. Za kierownicą 58-letni doświadczony kierowca. Za kilka miesięcy ma przejść na emeryturę. Wiezie kilkunastu pasażerów. Większość to zaoczni studenci białostockich uczelni. Jadą do szkół na zajęcia.

Jedni rozmawiają, drudzy powtarzają materiał na kolokwia, które za parę godzin mają pisać. Jeszcze inni piszą SMS-y lub układają się do snu.

Dochodzi godz. 5.15. Autobus mija znak wyjazdowy z Suwałk. Z naprzeciwka, z kierunku Augustowa, krajową "ósemką", dostawczym volkswagenem jedzie trzech mieszkańców Ełku. Prowadzi 47-latek, obok siedzi dwóch pasażerów: 26- i 28-latek. Auto wyładowane jest po brzegi odzieżą. Mężczyźni jadą na suwalski bazar.
Nagle kierowca busa traci panowanie nad pojazdem. Zjeżdża na przeciwległy pas. Ułamki sekund. Rozpędzone auto wpada wprost na autobus PKS. I wbija się w jego przód. Kierujący 47-latek nie ma żadnych szans. On i dwaj pasażerowie busa giną, zmiażdżeni.

Kierowca PKS-u też umiera na miejscu. Bus wbija się dokładnie w lewą stronę autobusu.

Znałam go z widzenia

- To było straszne! Widok naszego kierowcy był przerażający... Gdy podeszłam do niego, by mu pomóc, zobaczyłam martwego człowieka. Blacha była tak pogięta, że ledwo można było go dojrzeć. Nie mogę się otrząsnąć z tego widoku... - opowiada Joanna.

- Znałam go z widzenia. Często z nim jeździłam. Pracował z moim tatą. Gdy wsiadłam z rana, uśmiechnął się do mnie, kazał wygodnie siadać - wspomina Kinga. - Zadzwoniłam po strażaków. Powiedziałam im: "Przyjeżdżajcie ze sprzętem, bo człowieka trzeba wycinać!". Ratownicy już z zewnątrz widzieli, że on nie żyje. Że nie można mu pomóc - dodaje cicho.

Jedenastu pasażerów trafiło natychmiast do szpitala. Część z nich, po opatrzeniu ran, można było wypisać do domów. Wczoraj na oddziale chirurgii suwalskiego szpitala wojewódzkiego przebywało jeszcze siedem osób. Lekarze mają nadzieję, że dziś wrócą do domów.

Ranni: Kierowca nas uratował

- Stan jednej z pacjentek jest ciężki. Kobieta ma bardzo poważny obrzęk mózgu, uraz czaszki i części twarzowej. Możliwe, że przewieziemy ją do specjalistycznej kliniki w Białymstoku - tłumaczy doktor Szymon Bukowski z suwalskiego szpitala. - Reszta pacjentów czuje się dobrze. Ale są w szoku, bo na ich oczach zginęły cztery osoby.

W szpitalu rannych odwiedzają rodziny. Dla nich to też szok. - Odwiozłem Kingę jak zawsze na autobus. Zdążyłem tylko wejść do domu, położyłem się do łóżka. I telefon. Kinga dzwoni, że był wypadek. Byłem zszokowany. Przecież dopiero ją odwiozłem... - wspomina sobotni poranek Kamil Wasilewski, chłopak Kingi.

- Myślę, że ten kierowca nas jednak uratował. Mogliśmy wywrócić się do rowu. Wtedy na pewno gorzej by z nami było. Nawet nic nie zdążył do nas krzyknąć. To były ułamki sekund - zawiesza glos Kinga.

Inni ranni też widzieli, jak kierowca walczył z kierownicą po zderzeniu, żeby kolos nie wpadł do rowu.

- Czujemy się już lepiej. Wyjdziemy z tego - mówią studenci. Jednak wiedzą, że sobotnia tragedia na zawsze zostanie w ich pamięci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny