Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, że spomiędzy siedzeń wystaje nóżka - opowiada Piotr. To on, wraz z kolegą Kamilem, jako pierwszy pobiegł na pomoc ofiarom poniedziałkowego wypadku na torach przy Pułaskiego. Wyciągnęli z samochodu dziecko w foteliku. Dopiero potem do akcji wkroczyła straż pożarna.
To była chwila. Nagle usłyszeliśmy głośny trzask - opowiada Piotr. - Natychmiast pobiegliśmy w stronę torów. Na początku nie mogliśmy uwierzyć, że to wypadek.
Piotr ma 20 lat, Kamil 21. Obaj pracują w myjni samochodowej przy ulicy Pułaskiego obok przejazdu kolejowego. W chwili wypadku siedzieli akurat w pomieszczeniu socjalnym. Ale z pokoju widać tory kolejowe i słychać przejeżdżające pociągi. Nie sposób było nie usłyszeć uderzenia szynobusu w samochód.
Młodzi mężczyźni byli na miejscu wypadku już po kilku sekundach.
Poruszyła się nóżka
- Myśleliśmy, że w aucie są dwie osoby. Otworzyłem drzwi i wtedy zobaczyłem, że spomiędzy siedzeń wystaje nóżka - opowiada Piotr.
To była nóżka 3-letniej dziewczynki, która jako jedyna wyszła żywa z wypadku. Ale nadal walczy o życie w dziecięcym szpitalu klinicznym.
Siła uderzenia spowodowała, że fotelik rozpadł się na dwie części. Dziecko leżało między siedzeniami przykryte oparciem fotelika.
- Ogarnęła mnie panika i trzęsły mi się ręce - wspomina Kamil.
- Ktoś krzyczał z tłumu, żeby nie ruszać, że wszyscy na pewno nie żyją. Ale nóżka się poruszyła - opowiada Piotr. - Więc wspólnymi siłami wyciągnęliśmy dziecko z samochodu i oparliśmy je o oponę. Miało rozciętą głowę.
Pomogli, jak umieli
- Nie mogliśmy ruszyć tych osób z przodu, bo się baliśmy o kręgosłupy - dodaje Kamil.
Na miejscu wypadku zebrał się tłum ludzi, ale oprócz nich nikt nie ruszył z pomocą.
Chłopcy przyznają, że kiedyś w szkole uczyli się o udzielaniu pierwszej pomocy. Ale nawet przez myśl im nie przeszło, że znajdą się w sytuacji, gdy ta wiedza będzie tak bardzo potrzebna.
- Faktycznie, jak straż pożarna przyjechała na miejsce, to fotelik stał obok pojazdu - potwierdza Paweł Ostrowski, rzecznik białostockich strażaków. I to już strażacy profesjonalnie zajęli się dziewczynką: - Bo dziecko nie mogło oddychać - mówi Ostrowski.
Policja nadal wyjaśnia, czy matka i córka, która jechała z przodu, miały zapięte pasy. Piotrowi i Kamilowi wydaje się, że kiedy dobiegli na miejsce, pasy były zapięte.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?