Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Kot: Może i disco polo jest fenomenem

Justyna Paszko
Tomasz Kot zagrał Zbigniewa Religę w wielkim kinowym hicie "Bogowie"
Tomasz Kot zagrał Zbigniewa Religę w wielkim kinowym hicie "Bogowie" Tomasz Bolt
Popularny aktor Tomasz Kot zdradził nam, jakie ma plany na przyszłość, co sądzi o swoich rolach i dlaczego Białystok kojarzy z fantastycznymi ludźmi.

Kurier Poranny: Przedstawienie, z którym przyjechał Pan do Białegostoku, czyli „Sex Guru”, w żartobliwy sposób porusza tematy powszechnie uważane za tabu. Czy nie obawiał się Pan, jak odbiorą je widzowie?

Tomasz Kot: Na początku miałem raczej obawy, czy ta formuła i otwarty kontakt z publicznością będzie się sprawdzać. Wydaje mi się, że autor tego tekstu sprytnie to wszystko opakował. On jest przede wszystkim śmieszny.

Spektakl zakłada duży udział publiczności?

Pierwsza część jest bardziej wykładowa, natomiast druga to już jest taka gra z publicznością. Mamy od publiczności i pytania, i odpowiedzi. Zazwyczaj podczas drugiej części ludzie dogadują, mają własne propozycje. Ta gra za każdym razem przebiega inaczej. Pytania są inne. Jest też sporo improwizacji.

Czy publiczność w każdym zakątku Polski reaguje tak samo na spektakl?

Interesowało mnie, jak w różnych miejscach będzie odbierane to przedstawienie. I nie widzę absolutnie żadnej różnicy czy to na południu, wschodzie lub zachodzie. Natomiast mam taką refleksję, że różnica nie zależy od miejsca, w którym się występuje, tylko od wielkości widowni. Jeżeli żartujemy z seksu i jeśli na widowni jest mniej osób, to udział publiczność mamy tym skromniejszy. Im więcej osób, tym większy panuje luz. Kiedy ludzie są w większej grupie, czują się bardziej anonimowi, więc łatwiej im jest reagować.

A czy odnalazłby się Pan w codziennym życiu w roli mentora-seksuologa?

Mam to szczęście, że to, co robię jest tym, co chciałbym robić. Oczywiście są słabsze i mocniejsze dni. Jednak nigdy nie zastanawiałem się nad jakąś inną opcją albo alternatywną rzeczywistością, w której mógłbym się spełnić. Na początku oczywiście miałem takie dylematy. Gdy wybierałem zawód nie byłem pewny, czy coś z tego wyjdzie. Ale skoro to wszystko jakoś tak w miarę pozytywnie się układa, to bardziej „inwestuję” w aktualną profesję a nie w podróże wyobraźni po innych zajęciach. Wybierałem ten zawód przy dużym sprzeciwie najbliższego otoczenia i mam takie poczucie, że sam sobie to wyszarpałem i to jest moje. I w tym zostaję.

Jakie role najbardziej lubi Pan grać?

To zawsze tak działa, że jak dużo jest repertuaru komediowego, to człowiek tęskni za dramatycznym i na odwrót. To chyba zależy od okresów. Mam takie marzenie, żeby zagrać w superkomedii, po prostu. Jestem wielkim fanem tego gatunku, szczególnie filmów Barei.

Czy jakaś cząstka postaci, które Pan grał, zostaje z Panem na zawsze? Czy na odwrót: szybko i całkowicie otrząsa się Pan z tych ról?

Otrząsam się z nich szybko. Głównie po to, żeby nie zostawały we mnie żadne elementy fizyczne. Po roli w „Bogach”, grając już w „Sex Guru”, jeszcze przez miesiąc automatycznie się przygarbiałem. W „Bogach” grałem Religę przez trzy miesiące w zasadzie każdego dnia. Człowiek w końcu się do czegoś przyzwyczaja i oczywiście sama praca zostawia ślad. Staram się wyciągać wnioski i refleksje po roli, żeby coś ulepszyć w przyszłości. W sensie „to mógłbym zrobić lepiej, gdybym kiedyś miał podobne zadanie”. Tak było w przypadku ról Religi i Riedla. To był podobny mechanizm i osoby, które cała Polska zna, kojarzy i jeszcze niedawno były z nami. I nagle muszę się w kogoś takiego wcielić. Już po „Skazanym...” wiedziałem, czego szukać, czego nie robić, czego może być za dużo.

Jak przygotowywał się Pan do roli profesora Zbigniewa Religi?

Jeździłem do szpitali, spotykałem się z rodziną profesora. Poznałem też tych ludzi, w obecności których klinika w Zabrzu powstawała. To był bardzo długi proces. Miałem zaszczyt obserwować lekarzy na sali operacyjnej. To jest mistrzostwo, że się wsadza komuś ręce do klatki piersiowej i potrafi przyszyć żyłę do serca. Obserwowanie tego jest niezwykłym doświadczeniem. Plus treningi chirurgiczne. Syn pana profesora Religi mówił, że wtedy to było zupełnie coś innego, inne sprzęty, inna technika. Tam była olbrzymia adrenalina. Każda sekunda była walką o życie. Zawsze tak jest, przy każdej operacji, ale dzisiaj jednak są jakieś procedury, instruktaże, wiadomo co robić.

Jesteśmy w Białymstoku, więc nie mogę pominąć pytania o „Disco Polo”. Co Pan sądzi o filmie i dlaczego przyjął Pan tę rolę?

Jako aktor, który dba o swój rozwój bardzo mi zależało na tym, żeby spróbować tej przygody. Chciałem poznać aktorów, z którymi wcześniej nie pracowałem. Z bardzo wielu przyczyn miałem papiery na to, żeby z radością przystąpić do tego filmu. Jeśli słyszę, że film był beznadziejny, to się zastanawiam dlaczego? Przecież tam była praca. Byłem na miejscu i widziałem, że ci ludzie pracowali. Ja zresztą też. Nie można temu filmowi zarzucić jakiejś chałtury, skoku na łatwe pieniądze. Tam ktoś się bardzo postarał. Ja mam po prostu tak, że zagrałem w filmie, odreagowałem po „Bogach”. „Disco Polo” może nie zwaliło z nóg, ale to było ciekawe doświadczenie. Gdybym miał taką supermoc i gdybym wiedział, że każdy film, w którym zagram byłby superhitem, to grałbym tylko w hitach. To jest oczywiste. W przypadku „Disco Polo” jest tak, że mnóstwo znajomych mówiło mi „kurczę, nie spodziewałem się, że cały seans nóżka będzie mi latała”, natomiast inni mówili „stary, nie wiedziałem w ogóle, co to jest i z czym to się je”.

A co Pan sądzi o samej muzyce disco polo? Słucha Pan jej?

Może i jest fenomenem, ale mam tak, że pop i refreny strasznie mnie męczą. Tak jak większość repertuaru z popularnych stacji radiowych. Na co dzień słucham muzyki filmowej, alternatywnej.

Białystok kojarzy się z muzyką disco polo. Czy Panu też się tak kojarzył? Czy może miał Pan inne wyobrażenie o naszym mieście?

Białystok przede wszystkim kojarzę z fantastycznymi ludźmi, których znam, spotkałem na studiach. To są generalnie fajni ludzie.

Jakie ma Pan plany zawodowe na przyszłość?

Cały czas jestem w zdjęciach do filmu „Pokot” Agnieszki Holland. Szykuje się też kilka dużych rzeczy na wiosnę. Mam podobny rodzaj napięcia, jak przed „Bogami”. To będzie podobny kaliber. Trzeba będzie też dobrze przygotować się do roli, także fizycznie. Na przyszły rok planuję przygodę teatralną w zupełnie innym repertuarze. To będzie coś bardziej dramatycznego. Przyszły rok mam już zaplanowany. W tej chwili dzwonią różni ludzie z planami na 2017 rok. Ja się tego strasznie boję, bo czuję, że muszę już zwolnić ...(śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny