Już raz, w 2007 roku, skazał docenta na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Kardiochirurg odwołał się od tego wyroku. Sąd okręgowy wyrok uchylił i nakazał sprawę zbadać jeszcze raz. - Nie zostały wzięte pod uwagę wszystkie dowody - tak we wrześniu uzasadniał swoją decyzję.
Nie przyznaję się
We wtorek docent Hirnle znów zasiadł na ławie oskarżonych. Sprawa z czerwca 2005 roku zaczęła się od nowa.
To wtedy do gabinetu kardiochirurga weszła Joanna S. Podając się za córkę jednego z pacjentów, położyła na jego biurku kopertę z pięcioma tysiącami złotych. Banknoty były znaczone. Lekarz schował kopertę do szuflady. Pieniądze znaleźli policjanci. Hirnle został zatrzymany i oskarżony o przyjęcie łapówki.
- Nie przyznaję się do winy - powtórzył wczoraj, po raz drugi, przed sądem kardiochirurg.
Raz jeszcze opisał przebieg wizyty Joanny S. w swoim gabinecie. Przyznał, że schował kopertę do szuflady po jej wyjściu.
Dlaczego? Bo do gabinetu weszła kolejna pacjentka. Chciał uniknąć niezręcznej sytuacji.
- Koperta kojarzy się jednoznacznie. Później chciałem całą sprawę wyjaśnić - zeznał Tomasz Hirnle.
Samą prowokację nazywa próbą zdyskredytowania go jako lekarza i człowieka. I to przez współpracownika - doktora Wojciecha S.
Dla dobra kliniki
To on był inicjatorem kontrolowanej łapówki. Wynajął ludzi, którzy mieli wręczyć docentowi pięć tysięcy złotych. Dlatego wczoraj był pierwszym świadkiem. I jak zapewniał sąd, sama prowokacja była dla dobra kliniki. Słyszał bowiem od kilku osób, że Tomasz Hirnle bierze łapówki.
- Byłem zaufanym asystentem docenta. Ale mając dane o przypadkach korupcji w klinice, czułem się zawiedziony. Musiałem coś z tym zrobić - tłumaczył przed sądem.
Nawiązał więc współpracę z policją.
- Usłyszałem od nich, że albo znajdę chorych, którzy dali łapówkę i chcą zeznawać, albo znajdę osoby gotowe do prowokacji - mówił wczoraj Wojciech S.
I znalazł idealnych ludzi w Warszawie: rzekomego pacjenta, który faktycznie miał problemy z sercem, i jego niby-córkę, zatroskaną o los ojca.
Sam im zapłacił za udział w prowokacji. Ile? Dokładnej sumy nie pamięta. Dlaczego nie płaciła policja? - Nie potrafię odpowiedzieć, dlaczego sam im zapłaciłem - tłumaczył Wojciech S.
Przepraszam oskarżonego
Po nim na salę rozpraw weszli ludzie, którzy brali udział w prowokacji łapówkarskiej. Wszyscy, jako świadkowie.
Ale przed sądem zeznawał tylko Włodzimierz D., rzekomy pacjent. - Przepraszam oskarżonego, że dałem się wciągnąć w tę diabelską intrygę. Ale Wojtek obiecywał nam złote góry - tłumaczył mężczyzna.
A dokładnie 20 tysięcy zł. - Po wszystkim miał do nas pretensje, że źle wyszło. Nie chciał od razu zapłacić nam wszystkiego - przypomniał świadek.
W piątek o wręczaniu koperty opowie Joanna S. - kolejny świadek. Ale to nie będzie jej ostatnia wizyta w Białymstoku. Wszystkie osoby, które brały udział w prowokacji, są oskarżone m.in. o nieprawidłowości przy przygotowaniu całej akcji. Ich proces jeszcze się nie rozpoczął.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?