Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Hajto: Nie wszystkim pasuję

Z Tomaszem Hajto, trenerem Jagiellonii Białystok, rozmawia Tomasz Dworzańczyk
Trener Jagiellonii Tomasz Hajto sprawił, że białostocki klub mocno zyskał pod względem medialności. O żółto-czerwonych mówi i pisze się w kraju dużo częściej niż dotąd, właśnie w kontekście osoby szkoleniowca.
Trener Jagiellonii Tomasz Hajto sprawił, że białostocki klub mocno zyskał pod względem medialności. O żółto-czerwonych mówi i pisze się w kraju dużo częściej niż dotąd, właśnie w kontekście osoby szkoleniowca. Wojciech Wojtkielewicz
Na pewno remis w meczu z Widzewem to dla nas porażka, bo prowadziliśmy 2:0 i straciliśmy pewne, wydawało się, trzy punkty. Nie możemy się jednak załamywać - mówi Tomasz Hajto, trener Jagiellonii Białystok.

Kurier Poranny: Minął już Panu kac moralny po remisie z Widzewem?

Tomasz Hajto: Na pewno remis w tym meczu to dla nas porażka, bo prowadziliśmy 2:0 i straciliśmy pewne, wydawało się, trzy punkty. Nie możemy się jednak załamywać, bo pamiętamy, że tydzień wcześniej pokonaliśmy w dobrym stylu Lecha Poznań, więc nie zapomnieliśmy, jak się gra w piłkę. Szkoda, że nie potwierdziliśmy tego z Widzewem, ale to tylko jeden mecz z wielu. Za nami dziesiąta kolejka, a sezon kończy się po 30. Chciałbym, żeby patrzono na nasz zespół z trochę szerszej perspektywy.

Nie sposób uciec jednak od tematu zmian w meczu z Widzewem.

- Teraz wszyscy w tym upatrują przyczyn tego, że nie wygraliśmy, ale ja zwróciłbym uwagę, że na przykład drugiego gola straciliśmy ze spalonego. Tego nikt nie widział, ale po przebitce, kiedy Jakub Słowik wyszedł do dośrodkowania, zawodnik Widzewa był na ewidentnym spalonym. To był ostatni element w ciągu błędów, jakie zdarzyły się w tej sytuacji. Najpierw piłkę stracił Tomasz Kupisz, potem faulował Michał Pazdan, za co dostał drugą żółtą kartkę i w konsekwencji osłabił zespół przed ostatnią akcją. Potem pomylił się bramkarz, a na końcu sędzia liniowy.

Ale zgodzi się Pan chyba, że zawodnicy, którzy weszli na boisko w trakcie meczu nie pomogli zespołowi?

- Chciałem poprawić grę, która od początku drugiej połowy nie wyglądała za dobrze. Tomek Bandrowski źle wszedł w mecz po przerwie. Zanotował stratę, po której rywale stworzyli groźną akcję. Miałem w odwodzie Łukasza Tymińskiego, który bardzo pomógł nam w Poznaniu i stąd ta decyzja. Teraz wszyscy są mądrzy, ale jakby piłka po jego strzale w ostatniej akcji meczu, po rzucie rożnym, wpadła do siatki, to nikt nie mówiłby o złych zmianach. Co do zmiany Niki Dzalamidze, to on podszedł do ławki i powiedział, że nie ma już sił. Wszedł Damian Kądzior, młody chłopak, który wcześniej z Lechią Gdańsk wypadł dobrze. Tych młodych też przecież trzeba kiedyś ogrywać, dawać im szansę. Wszyscy tak robią, na przykład Adam Nawałka w ostatnim meczu Górnika Zabrze wpuścił na boisko dwóch 18-latków. Pytam się: kiedy jest na to lepszy moment, niż prowadzenie 2:0 u siebie?

Ten remis podobno wywołał wściekłość wśród działaczy klubu. Pewnie doszły do Pana już takie słuchy?

- Staram się być odporny na tego typu spekulacje, bo już słyszałem, że po meczu z Lechią byłem zwalniany, potem dla odmiany, po wygranej z Lechem, zrobiono ze mnie bohatera, który przeszedł do historii klubu, wygrywając po raz pierwszy z Jagiellonią w Poznaniu. Prawda jest taka, że jeśli ktoś myślał, że będziemy w pierwszej czwórce, to te oczekiwania były trochę na wyrost, zważywszy choćby na odejście Maćka Makuszewskiego. Mimo to wcale nie jest powiedziane, że na koniec w tej czwórce nie będziemy, bo za nami dopiero jedna trzecia sezonu. Na razie jesteśmy na dziewiątym miejscu, spadek nam nie grozi, a dystans do czołówki nie jest wielki.

Wielu ekspertów twierdzi, że potencjał zespołu jest większy niż zajmowane miejsce w tabeli.

- Mają do tego prawo, ale łatwo jest coś twierdzić, stojąc z boku i zgrywać mądrego. Nie mam nic przeciwko konstruktywnej krytyce, tylko boli mnie, że z jakichś względów trwa nagonka wobec mnie w różnych mediach, zupełnie nieobiektywna i pozbawiona rzeczowych argumentów. Naprawdę nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem. Widocznie Tomasz Hajto ze swoim sposobem bycia nie wszystkim pasuje.

Wróćmy do tematu Jagiellonii. Wiele razy powtarza Pan, że nie zmieni kierunku pracy. To jak to z tym jest? Idziemy w dobrą stronę?

- Oczywiście i jestem o tym święcie przekonany. Każdy trener na efekty swojej pracy musi trochę poczekać, a ja w Białymstoku nie przepracowałem przecież nawet jeszcze dwóch rund. Weźmy przykład Nawałki, który w Górniku jest już trzy lata, a w poprzednim sezonie też miał różne chwile i bywało, że jego zespół miał tylko punkt przewagi nad strefą spadkową. Powtarzam, że nam degradacja nie grozi i jesteśmy w trakcie budowy czegoś fajnego nie tylko na chwilę, ale na dłuższy czas. Nie chce mi się już nawet przypominać, że musiałem zmierzyć się z różnymi problemami, przykładowo zrobić odsiew inwalidów piłkarskich, których w Jagiellonii trochę było. Cały czas ten proces budowy zespołu trwa i to wszystko jest obliczone na to, żeby powstała drużyna, która w dłuższej perspektywie zapełni nowy stadion, na który przyjdzie 10 tysięcy kibiców.

Do przyjścia na stadion kibiców najłatwiej zachęcić dobrą grą i wynikami.

- Ale my staramy się grać w piłkę od początku mojej pracy w klubie, jednak ten proces wymaga czasu, dobrania odpowiednich wykonawców. U nas selekcja cały czas trwa. W przerwie między rundami będziemy czynić starania w celu pozyskania ofensywnego pomocnika i napastnika, żeby poprawić jakość gry z przodu. Na razie powstał fundament w postaci defensywy, jednej z najlepszych w lidze, bo jesteśmy w pierwszej trójce pod względem najmniejszej ilości traconych goli. Przegraliśmy tylko dwa mecze, czyli mniej od rewelacji ligi - Widzewa, który ma trzy porażki. Gdybyśmy zwyciężyli w tym nieszczęsnym ostatnim spotkaniu, to zbliżylibyśmy się do niego na dwa punkty. Ale taki jest futbol, że wszystkiego do końca nie przewidzisz. Gramy jednak dalej.

Wspomniał Pan o napastnikach. Oprócz Tomasza Frankowskiego w kadrze są Tomasz Zahorski i Ebi Smolarek. Co z nimi jest nie tak?

- Franek - wiadomo - ma swoje lata i powoli będziemy musieli rozglądać się za jego następcą. Dwaj pozostali mają zaległości - Zahorski wrócił po długiej kontuzji, a Ebi odstawał fizyczne, bo nie grał w piłkę pięć miesięcy, trenując tylko dwa razy na tydzień z jakimś amatorskim zespołem. Wystawiając Smolarka na Wisłę myślałem, że już jest gotów, ale okazało się, że to było za szybko. Ostatnio jednak sporo nadrobił w treningu interwałowym, biegał po lesie, dużo pracował nad motoryką. Niewykluczone, że właśnie on zagra od początku z Legią w Warszawie.

Obawia się Pan tego meczu?

- Jak każdego. W tej lidze można wygrać z każdym i z każdym przegrać. Na pewno musimy zagrać tak, jak w Krakowie, czyli zmobilizowani na sto procent i z żelazną konsekwencją.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny