Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Frankowski - honorowy obywatel Białegostoku natychmiast

Tomasz Maleta
Tomasz Frankowski z Jagiellonią największe triumfy święcił w roku 20 10
Tomasz Frankowski z Jagiellonią największe triumfy święcił w roku 20 10 Anatol Chomicz
Warto podziękować kapitanowi żółto-czerwonych nie tylko podczas ostatniego spotkania ligowego. W końcu Tomasz Frankowski, jako jedna z najlepszych marek promocyjnych Białegostoku, zasłużył na ogólnomiejskie pożegnanie. Można też pokusić się o coś więcej.

Co zapamiętamy w Białymstoku po dobiegającym końca kolejnym sezonie piłkarskiej ekstraklasy? Zapewne zadziwiającą serię zwycięstw Jagiellonii (z Lechem, Legią) na wyjazdach późną jesienią i fatalną wiosnę, której najlepszym podsumowaniem jest bilans ostatnich czterech meczów: 0:12 (m.in. porażki u siebie z Lechem i Legią).
Nie sposób nie pamiętać też stylu prowadzenia Jagiellonii przez Tomasza Hajtę, który nie tylko dzięki stylizacji a'la Mourinho doczekał się porównań do portugalskiego szkoleniowca. Bo też trener żółto-czerwonych nie stronił od mocnych słów, które niejednokrotnie dolewały przysłowiowej oliwy do ognia. Tak jak wtedy, gdy tłumaczył dlaczego użył niecenzuralnej wiązanki pod adresem Luisa Henriqueza z Lecha, po której został na dwa mecze odsunięty od prowadzenia drużyny.

Zapamiętamy też haniebny incydent w Szczecinie, gdy kibol Jagiellonii opluł Ugo Ukaha, który razem z innymi piłkarzami podbiegł do sektora białostockich kibiców podziękować im za doping. Zapamiętamy też reakcję władz klubu i miasta, które błyskawicznie potępiły ten rasistowski wybryk, wyraziły solidarność z piłkarzem i jasno dały do zrozumienia, że nie będzie tolerancji dla takich zachowań. Jakże to odmienna postawa od tej, której byliśmy świadkami w maju 2008 roku. Wtedy nikt z klubu, ani z elity miasta obecnej podczas meczu z Legią nie próbował zdjąć wielkiego białego płótna wywieszonego na parkanie, które na oczach całego kraju obnażyło rodzący się mit wielokulturowości. Być może gdyby wtedy na stadionie i po incydencie inaczej się zachowano, nie byłoby późniejszych kryminogennych aktów o charakterze ksenofobicznym, które - w tak bardzo zdigitalizowanym współczesnym świecie - ukształtowały, niestety, stereotyp miasta.
Zapamiętamy też zapewne wiosenną prezentację Jagiellonii. Tym razem piłkarze pokazali się przed kibicami nie w galerii handlowej, ale na scenie nowej opery. Co prawda prawie pięć lat temu ówczesny prezes klubu mówił, że stadion to nie filharmonia, ale jak widać muzyka potrafi łagodzić nawet najbardziej skrajne obyczaje. Zwłaszcza wtedy, gdy wydobywając się z gardeł setek kibiców, może być swoistym testem akustycznym nowego gmachu. Co prawda nie był on projektowany do aż tak chóralnego śpiewu, ale z drugiej strony lepsze to niż nic.

Tyle że te zapamiętania po sezonie Jagiellonii w ekstraklasie, który wśród białostoczan - mimo całej mizerii polskiej piłki - budzi bardzo duży niedosyt, za rok, dwa przeminą. Czas jest nieubłagalny. Pozostanie jedynie to, co zapamięta historia: wyczyn Tomasza Frankowskiego, który wskoczył na podium najlepszych strzelców naszej ligi. I zapewne po wsze czasy. W końcu pierwsze przetasowana w tej prestiżowej statystyce nastąpiło - za sprawą kapitana Jagiellonii - dopiero po czterdziestu latach. Tyle minęło od chwili, gdy drugi w tej hierarchii Lucjan Brychczy zawiesił buty na kołku. Patrząc na potencjał naszej piłki, ligi i mechanizmy rządzące polskim futbolem trudno oczekiwać kolejnych zmian na liście najlepszych strzelców ekstraklasy. Tym bardziej że samemu Tomaszowi Frankowskiemu zajęło to ponad dwadzieścia lat. Choć trzeba przyznać, że gdyby nie lata spędzone na grze poza krajem i kilka przestrzelonych karnych, prawdopodobnie łowca bramek już dawno temu na zawsze zostałby najlepszym strzelcem w historii ligi.
Gdy dwa lata temu Tomasz Frankowski zdetronizował wówczas czwartego w tej klasyfikacji Włodzimierza Lubańskiego, napisałem, że warto pomóc naszemu zawodnikowi w poprawieniu osiągnięcia. Bo też otwierała się szansa na wyczyn wyjątkowy jak na współczesne realia polskiej piłki.

- Oczywiście chętnie bym mu podawał piłki, ale jakoś mnie w składzie Jagi nie widzą - napisał jeden z internautów. W zasadzie miał rację. Jedyne co mogliśmy zrobić, to dopingować, kibicować, dodawać otuchy po kolejnych pudłach z 11 metrów.
I choć w między czasie kapitanowi żółto-czerwonych przydarzały się kontuzje, czerwone kartki, to raczył nas kolejnymi golami. Warta podkreślenia jest też reakcja Tomasza Frankowskiego po skutecznym strzale. W odróżnieniu od innych współczesnych zdobywców ligowych bramek nie biegnie w szaleńczym zrywie w kierunku kibiców czy ławki trenerskiej, a spokojnym, wręcz majestatycznym krokiem, zmierza na swoją połowę. Nie ma w tym buty, pychy, czy lekceważenia. Widać natomiast bagaż ponad dwóch dekad zawodowego kopania piłki. A przecież nie brakowało goli, których nie powstydziłyby się największe gwiazdy światowej piłki. Jak chociażby ten 150. z sierpnia 2011 roku. Tamtej lewej pięty Tomaszowi Frankowskiemu pozazdrościłby sam boski Achilles. Czy też bramka zdobyta jesienią przy ul. Łazienkowskiej, gdy chwilę wcześniej "oszukał" Marko Sulera z Legii. A już reakcja po zdobyciu tej ostatniej, jak na razie historycznej, na zawsze zapisze się w annałach sportowego savoir-vivre i zasad fair play. Dziś już tak nikt nie potrafi dziękować.
Kapitan Jagi ma na swoim koncie 168 ligowych goli. Kibicom zapewne marzą się kolejne. By przekroczył kolejną dziesiątkę. Tym bardziej, że kilka miesięcy temu nawet wynik Lucjana Brychczego (182 gole - o cztery mniej od pierwszego w rankingu Ernesta Pohla) wydawał się w sprzyjających warunkach do pobicia. Teraz będzie to niezmiernie trudne. Nie tylko dlatego, że Jagiellonia wiosną zagrała znacznie gorzej. Co prawda Tomasz Frankowski już wcześniej dawał sygnały że jest to jego ostatni sezon w karierze, ale po wskoczeniu na podium najlepszych strzelców wydaje się to pewne jak amen.

Jeśli tak, to warto podziękować kapitanowi żółto-czerwonych nie tylko podczas ostatniego spotkania ligowego. W końcu Tomasz Frankowski, jedna z najlepszych marek promocyjnych Białegostoku, zasłużył na ogólnomiejskie pożegnanie. Lepszej okazji niż nadchodzące dni miasta nie ma. I to jest minimum, gdyby okazało się, że Tomasz Frankowski już teraz kończy karierę. Warto jednak pokusić się o coś więcej.

Do tej pory tytuł honorowego obywatela miasta przyznano 15 osobom. Pierwszym, już w listopadzie 1919 roku, został Józef Piłsudski. We wrześniu 1934 roku - Marian Zyndram Kościałkowski, wojewoda białostocki, a później ostatni premier II RP. W Polsce Ludowej tytuł ten otrzymała tylko jedna osoba: - rzeźbiarz Alfons Karny, którego uhonorowano w maju 1975 r. Po 1990 roku nasza Rada Miejska uhonorowała: Jana Pawła II, księdza Zdzisława Peszkowskiego, prezydentów Lecha Wałęsę i Ryszarda Kaczorowskiego, Jerzego Maksymiuka, biskupów: Sławoja Leszka Głódzia, Stanisława Szymeckiego, Wojciecha Ziembę, kardynała Henryka Gulbinowicza, Catherine Stankiewicz-von Ernst i Zygmunta Stankiewicza. Ostatnim, któremu rada miasta przyznała ten tytuł, był Ludwik Krzysztof Zaleski-Zamenhoff. Myślę, że w tym gronie nie powinno zabraknąć też Tomasza Frankowskiego. Wszak jest kwintesencją tego wszystkiego, co Białystok w piłce nożnej ma najlepsze.

Oznaczałoby to rewolucyjną zmianę filozofii przyznawania tego tytułu. Na swój sposób podobną do tej, która postulowała Order Orła Białego dla Adama Małysza. Nie za trzydzieści lat, u schyłku życia, ale właśnie w marcu 2011 roku, u schyłku jego kariery. Niestety, tak się nie stało. Szkoda, bo nie widzę, żadnych obaw przed takim krokiem ze strony prezydenta RP. Tym bardziej, że w ten sposób przekroczony zostałby swoisty Rubikon w przyznawaniu tego najwyższego odznaczenia.

Nie widzę też obaw, które mogłyby powstrzymać naszych radnych przed uhonorowaniem Tomasza Frankowskiego na zakończenie jego kariery tytułem Honorowego Obywatela Białegostoku. Wprost przeciwnie. Dostrzegam też inne przesłanki niż tylko te wynikające z futbolowych osiągnięć. W końcu kamienica u zbiegu Sienkiewicza i Rynku Kościuszki już na zawsze wryła się nie tylko w krajobraz centrum. Tak jak dziś mówimy pałacyk Beckera, pałacyk Cytronów, rezydencja Tryllingów, tak po wsze czasy do języka białostoczan weszło powiedzenie "kamienica Frankowskiego".

Jeśli radni, mimo wszystko mieliby wątpliwości przed podjęciem tej - bez wątpienia w sferze symboliki - rewolucyjnej uchwały, to zapewne pomogłyby im głosy na pożegnaniu kapitana - "Honorowy natychmiast". Bez względu na to, w którym miejscu na Ziemi w przyszłości osiądzie.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny