Usłyszę wycie syreny, ciągły sygnał przez trzy minuty, mam rzucić wszystko i uciekać z domu. Biec 800 metrów w kierunku parkingu zakładów stolarskich. Co będzie, jak nie zdążę? Tego już w instrukcji nie napisali - Jan Płatnicki pokazuje papier, który dostał od strażaków.
Płatnicki ojciec, Płatnicki syn, Szymczyk, Jurczenia, Kiejko, Ciruk… - mieszkańcy osiedla Buchwałowo w Sokółce. Ich też dotyczy instrukcja w sprawie zagrożenia. Bo wszyscy mieszkają naprzeciwko terminalu przeładunkowego firmy Barter SA.
Sąsiedzi tej firmy nie pamiętają już, ile skarg napisali. Zawsze z pytaniem, czy na sąsiadującym terminalu przeładunkowym zachowane są odpowiednie normy bezpieczeństwa.
A miało być tak pięknie
Kiedy Jan Płatnicki w 1964 roku zaczął budowę, naprzeciwko jego działki były tereny rolne. Do głowy mu nie przyszło, że dom, który postawi, stanie się przekleństwem dla całej rodziny. Dziś jego syn Tadeusz wraca z pracy, wchodzi na pierwsze piętro willi i z balkonu filmuje. Zgromadził już niezłą filmotekę, więc pokazuje nagrania wideo. Na jednym filmie dym nad składowiskiem węgla, na drugim kłęby pary.
- Jaka para, to gaz! - przekonuje Płatnicki. - Piszemy pismo, a potem okazuje się, że znowu rozeszło się po kościach, jak ten gaz w powietrzu, a my nadal siedzimy jak na beczce prochu - mówi pan Tadeusz.
Bo dobre czasy skończyły się przy ul. Buchwałowo 13 lat temu. Wtedy w bliskiej odległości od domów jednorodzinnych zaczął powstawać zakład betoniarski. Po kilku latach wyrosła w jego miejscu baza przeładunkowa gazu propan-butan, węgla i nawozów. Że takie sąsiedztwo to nie przelewki, dotarło do nich, kiedy po dwóch latach od uruchomienia terminalu pracownicy zakładów stanęli na ulicy i zatrzymywali samochody, aby nie jeździły, bo jest groźba wybuchu. A kiedy Białystok obchodził w tym miesiącu 20. rocznicę wykolejenia się cystern z chlorem, pobiegli do kiosku, bo zakład w Sokółce był w każdej gazecie - na mapie 14 miejsc objętych szczególną pieczą przez służby odpowiedzialne za miejsce narażone na wybuch na Podlasiu. W razie nieszczęścia strefa zniszczenia to 800 metrów. Do ich domów niecałe sto. - To czy ja zdążę dobiec na parking? - dopytuje Jan Płatnicki.
Umorzyli, choć było zagrożenie
Raz udało się ludziom zainteresować swoimi skargami prokuraturę, ale efekt był mizerny. Wprawdzie biegły z zakresu ochrony przeciwpożarowej stwierdził, że miało miejsce zagrożenie dla życia i zdrowia wielu osób oraz mienia znacznych rozmiarów, ale mimo tej opinii postępowanie umorzono.
Żadnych efektów nie przynoszą pisma do urzędu gminy. Wędrują do urzędników odpowiedzialnych za ochronę środowiska i do straży. Gmina Sokółka, która ma obowiązek sporządzać raport o oddziaływaniu na środowisko, też niczego złego nie może się dopatrzyć. - Zawsze jest wszystko OK - ludzie są pełni goryczy.
- A czy oni mają prawo to filmować? - pyta Stanisław Małachwiej, burmistrz Sokółki. - Po czyjej jestem stronie? My, gmina, jesteśmy po środku.
Burmistrza zastanawia, dlaczego protestuje tylko grupa mieszkańców, a nie wszyscy. - Są tacy, którzy nie protestują, którym sąsiedztwo firmy odpowiada. A my musimy pamiętać, że to duża firma, zatrudnia prawie dwieście osób - mówi burmistrz. Dlatego należy liczyć się z tym, że taki zakład, który znajduje się przecież na terenie przemysłowym, musi działać.
Na terminalu ma miejsce przeładunek, magazynowanie i dystrybucja gazu płynnego. Także węgla, cementu, drewna, nawozów mineralnych i soli technicznej. Jest on przystosowany do przeładunku towarów z wagonów szerokotorowych.
- I są ludzie, którzy nie chcą takiego sąsiedztwa. A my, gmina, jesteśmy między młotem i kowadłem. Niech piszą skargi, każą, wyślemy dalej - burmistrz rozkłada ręce.
Jego zastępca Piotr Bujnicki uważa, że gmina i tak wiele osiągnęła w negocjacjach z firmą Barter - mają postawić ogrodzenie, mają przestać składować węgiel, aby nie dochodziło do samozapalenia, na co skarżą się ludzie.
Nie musieli się budować...
- Przecież ta ziemia była przeznaczona na drobną wytwórczość i rzemiosło. Mieli świadomość, gdzie się budują. Najpierw powstawały zakłady rzemieślnicze, potem domy. Jeśli będą w Sokółce powstawały zakłady, to pewnie tam, nie gdzie indziej - dodaje Bujnicki.
Ulotki, jak zachować się w czasie zagrożenia, ludzie musieli podpisać. Na instrukcji są adresy domów, kto gdzie ma się ewakuować, gdy usłyszą ten trzyminutowy sygnał.
- Ja tego nie podpisałem. Nie miałem zamiaru, ale chyba przysłali potem instrukcję pocztą - opowiada Stanisław Szymczyk, który jest gotowy choćby zaraz spakować dobytek i przenieść się z rodziną w inne miejsce. Cena domu i działki do uzgodnienia.
Przed rokiem burmistrz Sokółki zorganizował spotkanie z szefami firmy. - Czego oczekujecie? Podajcie propozycję - powiedzieli do nas - opowiada Szymczyk. - Odparłem: Zapłaćcie, bo chcę się wprowadzić. Nie wiem, czy powiedziałem za wysoką cenę, ale miała być do negocjacji. Odpowiedzi nie ma do dziś.
- Jeden sąsiad powiedział nam, że dopóki będzie żył, to nam spokoju nie da. A ja nie wiem, skąd się te domki tutaj wzięły. Przecież to tereny przemysłowe - przypomina dyrektor oddziału Barter SA w Sokółce i odsyła do Białegostoku, do zwierzchnika.
Ale tutaj dobrych wieści dla ludzi nie mają, bo kryzys. - Przed rokiem rozmawialiśmy na temat wykupienia tych domów, ale to już nieaktualne. Padły propozycje ze strony mieszkańców, ile chcą odszkodowania, jednak nie były one poparte żadną rzeczową wyceną. A teraz sytuacja w gospodarce się zmieniła i to już nie jest temat - wyjaśnia Dariusz Wit vel Wilk, wiceprezes Barter SA. Obiecuje, że firma zbuduje wysoki płot, ograniczy składowanie węgla. - Ale terminal przeładunkowy to nie jest fabryka strzykawek. My się nie wyniesiemy! - kończy.
A ja wam pomogę!
Więc mieszkańcy poszli po pomoc do Janusza Biziuka. Kto to taki? W Sokółce każdy wie, a i w białostockich sądach nie brakuje prokuratorów i sędziów, co już go poznali. Wygrał sprawę z państwem polskim w Strasburgu, a ostatnio w Sądzie Najwyższym. To taki obywatel, co dochodzi sprawiedliwości, ale przede wszystkim łapie urzędników i sędziów na nieznajomości prawa. Większość prawników ma na niego alergię, bo jak już coś znajdzie i się uczepi, to do samego diabła pójdzie.
Biziuk wziął wszystkie papiery Buchwałowa i zaczyna drążyć. Pierwsze efekty są. Samorządowe Kolegium Odwoławcze podzieliło zdanie mieszkańców, że powinni byli być stroną w sprawie, kiedy gmina ustalała warunki zabudowy i zagospodarowania terenu pod przyszły terminal. Gmina się odwołała.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?