To były sekundy. Zobaczyłem, że zerwane ramię pompy przygniotło ludzi. Krzyczałem, żeby szybko dawali dźwig. Jeden kolega miał rozbitą głowę, drugi leżał przygnieciony na plecach. Gdy do niego podbiegłem, Szczepan jeszcze żył - opowiadał w środę w sądzie Antoni M.
Jest jednym z pokrzywdzonych w katastrofie budowlanej, do której doszło 13 lutego na budowie bloku w Ignatkach. On także był na stropie, kiedy doszło do pęknięcia ramienia ogromnej pompy do betonu. Jemu nic poważnego się nie stało, ale jego dwaj współpracownicy zginęli.
Prokuratura uznała, że winnymi tej tragedii są operator pompy Henryk K. oraz Bogdan P., kierownik działu produkcji w firmie, która była wykonawcą inwestycji. Śledczy zarzucili pierwszemu, że naraził robotników na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Bo obsługiwał pompę, gdy w jej zasięgu byli ludzie. Bogdan P. odpowiada przed sądem za niedopełnienie obowiązków, które doprowadziło do śmierci dwóch osób. Prokuratura uznała, że oskarżony był odpowiedzialny za bezpieczeństwo pracowników, a pozwolił, by pracowali przy wadliwej pompie.
Według śledczych, przy obsłudze pompy może być obecny tylko operator, sterujący pompą z zewnątrz, a także osoba, która za pomocą węża kieruje strumieniem betonu. Robotnicy, którzy zginęli, wyrównywali zaprawę i mierzyli jej grubość, a powinni być poza zasięgiem ramienia pompy.
- Moi ludzie wiedzą, że trzeba być daleko od ramienia pompy. Ale operator sam stropu nie zaleje. Wszyscy, którzy tam pracowali, byli niezbędni - powiedział w środę właściciel firmy, w której pracowali pokrzywdzeni robotnicy.
Bogdanowi P. grozi pięć lat więzienia. Z kolei Henryk T. może trafić do więzienia na trzy lata.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?