Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To była największa fabryka fałszywych pieniędzy na świecie. Białostoczanie podrabiali funty.

Radosław Poczykowski
Ważną częścią procederu fałszowania brytyjskiego funta było odpowiednie postarzanie banknotów poprzez moczenie, brudzenie, zgniatanie i dziurawienie cienkimi igłami.
Ważną częścią procederu fałszowania brytyjskiego funta było odpowiednie postarzanie banknotów poprzez moczenie, brudzenie, zgniatanie i dziurawienie cienkimi igłami. Fot. sxc.hu
Ważną część procederu fałszowania brytyjskiego funta stanowiło odpowiednie postarzanie banknotów. Zajmowała się tym specjalna brygada, która pieniądze moczyła, brudziła, zgniatała, a także dziurawiła cienkimi igiełkami.

W roku 2008 w zmaganiach o Oskara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny "Katyń" Andrzeja Wajdy ustąpił miejsca niemieckiemu obrazowi w reżyserii Stefana Ruzowitzkiego pod tytułem "Fałszerze".

Kanwą zwycięskiego filmu był autentyczny epizod z czasów II Wojny Światowej, kiedy to naziści, wykorzystując niewolniczą pracę Żydów w obozie Sachsenhausen uruchomili prawdopodobnie największą w dziejach fabrykę fałszywych pieniędzy. W fałszerskim procederze wzięło udział około stu czterdziestu specjalistów, wśród których znalazła się grupka białostockich drukarzy.

Ściśle tajna operacja "Bernhard" polegała głównie na produkcji fałszywych funtów brytyjskich. Fałszowano również, choć na znacznie mniejszą skalę walutę jugosłowiańską, dokumenty, znaczki pocztowe, a pod koniec działalności fabryki próbowano również podrabiać amerykańskie dolary.

Celem operacji było zalanie rynków wroga sfałszowanymi pieniędzmi tak, by wprowadzić na tych rynkach chaos i zdewaluować walutę. Chodziło także o finansowe wsparcie niemieckich służb specjalnych. Dodatkowo, produkowano też dokumenty wykorzystywane później w działaniach wywiadu. Inaczej niż opowiada film, trzonem operacji nie byli przestępcy, a wysokiej klasy specjaliści - artyści malarze, fotograficy, drukarze, introligatorzy, grawerzy, chemicy, księgarze, a także eksperci od papieru i farb.

Byli to europejscy Żydzi, wyłuskani przez Niemców z obozów zagłady. Wśród nich znaleźli się Żydzi z Niemiec, Czechosłowacji, Węgier, Francji, Belgii, Holandii, Norwegii, Danii, a nawet kilku radzieckich jeńców wojennych. Jednak najliczniejszą grupę stanowili Żydzi polscy, pośród których było też kilku białostoczan: Jechiel Platz, bracia Herszel i Moszke Kozak, Lejb Ziberski, Izaak Sukiennik, Nahum Zakrzewski i Rafael Rajzer.

Temu ostatniemu, Rafaelowi Rajznerowi zawdzięczamy niezwykle poruszającą i drobiazgową relację z zagłady białostockiego getta i tajnej operacji "Bernhard" w obozie Sachsenhausen. Do wojny Rajzner pracował jako drukarz w "Unzer Leben", największym białostockim dzienniku wydawanym w języku jidysz. Po napaści Niemiec na Związek Sowiecki w roku 1941 trafił do białostockiego getta.

Podczas Powstania w Getcie w sierpniu 1943 roku, a także długo po zakończeniu walk ukrywał się wraz z rodziną w wykonanym przez siebie schronie. Schron odkryła dopiero jesienią, siódmego dnia żydowskiego święta Sukkot, ekipa systematycznie czyszcząca ruiny getta ze wszystkiego, co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Zadenuncjowani do gestapo Rajnzerowie nie zostali jednak zastrzeleni na miejscu, ani nie wysłano ich od razu do zagazowania w obozie zagłady, jak czynili naziści jeszcze kilka tygodni wcześniej. Rodzina trafiła do białostockiego aresztu, gdzie Rajzer widział swoją żonę i dwójkę dzieci - syna i córkę, po raz ostatni. Znalazł się następnie na liście odtransportowanych do obozu Sztuthof. Przeszedł dalej, ocierając się wielokrotnie o śmierć, przez piekło kolejnych obozów w Auschwitz i Mauthausen.

Pod koniec wojny Rajzner trafił do KL Sachsenhausen. Zamknięto go w oddzielonym od reszty obozu bloku numer 19. Więźniom bloku zabroniono pod karą śmierci komunikowania się z osadzonymi z innych bloków, a nawet ze strażnikami. Jak pisze Rajzer, panowały tam znacznie lepsze warunki niż w poprzednich miejscach osadzenia: można było się wreszcie najeść, wykąpać, zapewniona też była opieka lekarska. Blokiem zarządzał opiekował się osobnik określony przez Rajznera jako uśmiechnięty intrygant Sturmbanfuhrer Kruger, chyba dość trafnie odegrany przez aktora w oskarowym filmie. Wkrótce Kruger zakomunikował więźniom główne zadanie im zlecone: wykonanie w krótkim czasie idealnych fałszywek brytyjskiego funta.

Produkcja wyglądała tak: do obozu przywożono gotowe arkusze papieru ze znakami wodnymi. Na nich, specjalnymi farbami drukowano nominały pięcio-, dziesięcio-, dwudziesto- i pięćdziesięciofuntowe. Proces wymagał przepuszczenia arkuszy przez drukarską prasę trzykrotnie: najpierw z zegarmistrzowską precyzją wygrawerowane matryce odciskały lekko rysunek funta, druga prasa pozostawiała głębszy odcisk rysunku w druku wypukłym, zaś za trzecim razem dodrukowywano numery serii.

Starano się przy tym naśladować procedury produkcji stosowane przez brytyjskie drukarnie wypuszczające prawdziwą walutę. I tak, z tego powodu zrezygnowano wkrótce z maszynowego cięcia arkuszy na rzecz oddzielania ręcznego, bo wywiad odkrył, że postępuje się w ten sposób w Wielkiej Brytanii.

Praca podzielona była między zespoły. Najważniejszy, z punktu widzenia powodzenia przedsięwzięcia był oddział kontrolny, który wyłuskiwał nie dość dokładne kopie brytyjskiego funta. Kontrolerzy niższego szczebla odrzucali zwykle trzy czwarte produkcji, pozostawiając jako "do przyjęcia" jedynie 25% banknotów. Następnie najbardziej doświadczony kontroler odrzucał jeszcze pewną część tak, że pozostawało zaledwie najwyżej piętnaście na sto wyprodukowanych funtów.

Co jakiś czas, by sprawdzić jakość kontroli robiono testy polegające na tym, że do najlepiej wykonanych podróbek dorzucano prawdziwe funty, które kontrolujący więźniowie mieli odszukać. Rzadko jednak zdarzało się, że udało się znaleźć prawdziwe pieniądze pośród fałszywych, co świadczy o wysokiej jakości wykonywanych fałszerstw.

W filmie fabularnym z roku 2007 znalazła się scena, w której niemiecki agent wchodzi do szwajcarskiego banku z walizką wykonanych w Sachsenhausen fałszywych pieniędzy i podejmuje udaną próbę założenia konta. Szwajcarscy specjaliści egzaminują wcześniej banknoty przez kilka godzin, po czym wydają ekspertyzę: "Banknoty są z całą pewnością prawdziwe".

W rzeczywistości sprawa przedstawiała się w sposób o wiele bardziej skomplikowany. Otóż ważną częścią procederu fałszowania brytyjskiego funta było odpowiednie postarzanie banknotów. Zajmowała się tym specjalna brygada, która banknoty moczyła, brudziła, zgniatała, a także… dziurawiła cienkimi igiełkami. Wykonywano małe otworki, gdyż w tamtym czasie Anglicy rzadko nosili portfele, a częściej spinali banknoty w pliki. Starano się by banknoty bardziej zużyte miały więcej otworków. By uniknąć wpadki, w akcjach w banku, podobnych do tej z filmu "Fałszerze" posługiwano się banknotami o różnym stopniu zniszczenia oraz mieszano je z pieniędzmi prawdziwymi.

Osadzeni próbowali sabotować produkcję. Wiedzieli, że przyczyniają się do przedłużenia trwania III Rzeszy. Na ile było to możliwe, starali się pracować jak najwolniej, czasem odrzucali jako nie dość dobre idealne podróbki. Byli świadomi, że unikają śmierci dzięki wykonywanej pracy, a także, że gdy tylko staną się niepotrzebni, zostaną zgładzeni jako potencjalne źródło wiedzy o fałszerskim procederze. Naziści, dlatego właśnie zdecydowali się powierzyć zadanie Żydom, aby później móc się ich jako mimowolnych świadków bez śladu pozbyć.

Większość ze stu czterdziestu fałszerzy dożyła końca wojny. Rafael Rajzner stracił jednak całą rodzinę i prawdopodobnie dlatego, a także z powodu poważnego uszczerbku na zdrowiu przeżył jeszcze zaledwie kilka lat. Zmarł w Melbourne w roku 1953 w wieku 56 lat.

Ostatni okres życia Rajzner spędził szczęśliwie u boku Gusty Schnall, wdowy, której bliscy również zginęli w Holocauście. Napisał też w tym czasie w języku jidysz książkę, będącą zapisem jego wojennych przeżyć, a także ważnym świadectwem zagłady świata białostockich Żydów.

Książka ta, wydana po angielsku w roku 2007, spotkała się w Australii z szerokim oddźwiękiem, a na jej podstawie powstał cykl audycji radiowych. Fałszerz mimo woli dał tym samym przejmujące świadectwo prawdzie, która nie powinna być zapomniana.

Korzystałem z książki Rafaela Rajzera i Henry'ego R. Lew "The stories our parents found to painful to tell", Melbourne 2007

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny