Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był wspaniały doktor

Adam Czesław Dobroński
Charinowie byli zamożną rodziną, prowadzili biznes w Białymstoku. Julian kształcił się we Włoszech, tam uzyskał dyplom lekarski, wrócił jednak w rodzinne strony.
Charinowie byli zamożną rodziną, prowadzili biznes w Białymstoku. Julian kształcił się we Włoszech, tam uzyskał dyplom lekarski, wrócił jednak w rodzinne strony. Fot. Archiwum
Na miejsce kaźni szedł z różańcem w ręku. Poprosił, by dano mu czas na odmówienie spowiedzi powszechnej. Po czym z godnością przyjął wyrok śmierci.

To doktor Julian Charin. Był Żydem. Jego mogiła znajduje się na cmentarzu w Topczewie, tuż przy grobie ks. Feliksa Zalewskiego, budowniczego kościoła parafialnego.

Ten tekst wywołał szeroki odzew. Wiele cennych uzupełnień i korekt wniosła Zenobia Wróblewska-Bocian, świadek tamtych wojennych zdarzeń.

Charinowie byli zamożną rodziną, prowadzili biznes w Białymstoku. Julian kształcił się we Włoszech, tam uzyskał dyplom lekarski, wrócił jednak w rodzinne strony. Początek wojny zastał go w Łapach. Gdy Sowieci w czerwcu 1940 r. pozamykali ludzi w wagonach na wywózkę do Kazachstanu, Julian podszedł do dowódcy i wyprosił, by podano wodę nieszczęśnikom. Za Niemca nadal leczył w szpitalu w Łapach ze znakomitymi wynikami. Miał wygląd aryjski, blond włosy, nienaganny polski akcent, dużą kulturę bycia i inteligencję.

Julian do Łap ściągnął także brata Wolfa i siostrę. Wolf był również przystojny, wysoki, zawsze ładnie ubrany, ale rysy twarzy zdradzały jego semickie pochodzenie. Zenobia zobaczyła go pierwszy raz, jak niósł kwiaty na grób żołnierza niemieckiego, naprzeciwko bramy do parku. Był zatrudniony przez żandarmów przy pracach porządkowych.

Julian w tym czasie zaprzyjaźnił się z Marią Kuzin, pielęgniarką, oddziałową w łapskim szpitalu. Pokochali się. W tym szpitalu leczył się ks. Zalewski, proboszcz z Topczewa. Ksiądz z Julianem przypadli sobie do gustu, wyznawca mojżeszowy zaczął przejawiać zainteresowanie wiarą katolicką. A może była to kontynuacja fascynacji z czasów włoskich? Może myślał o zawarciu związku małżeńskiego z Marią?

Wińscy

Pisałem o rodzinie pani Zenobii przed kilkoma tygodniami. To u nich ukrywał się brat Juliana - Wolf Charin. Po przejściu na emeryturę jej ojciec Zygmunt Wiński, inwalida wojenny, przeniósł się w 1937 r. z Białegostoku na kolonię Zalesie. Było to ładne gospodarstwo z dużym sadem. Jego żona Józefa i dzieci: Klara, Tadeusz oraz Zenobia zamieszkali w domku wynajmowanym w Łapach, u Romanów przy ul. Długiej (na Popłońcu). Zenobia widziała, jak harcerze żegnali wyruszających na front harcmistrza Stefana Kamińskiego i jego kolegę Henryka Dziemianowicza.

Kiedy zapadła decyzja władz okupacyjnych, by oddzielić Żydów od chrześcijan, bracia Charinowie mogli liczyć na pomoc przyjaciół. Prawdopodobnie Kamiński ostrzegł przed niebezpieczeństwem, a Maria Kuzin ukryła Juliana na strychu szpitala i stąd został on wywieziony poza Łapy. Dodajmy, że Stefan Kamiński wrócił szczęśliwie z wojny, został mężem Klary, siostry pani Zenobii, a szefowie konspiracji polskiej skierowali go do pracy na posterunku żandarmerii w Łapach (nie w Topczewie!).

Życie w ukryciu

Cała trójka Charinów - Julian, Wolf i ich siostra - znalazła się w ziemiance urządzonej w Godziebach, w lesie należącym do rodziny Roszków, o czym opowiedziała mi Franciszka Roszko. Kiedy w okolicy zaczęto mówić o ukrywających się Żydach, sołtys ostrzegł gospodarzy przed grożącymi im konsekwencjami. Trzeba było szukać nowej kryjówki.
Pani Zenobia pamięta, jak jesienią przyjechał do ich domu na kolonii Zalesie ks. Zalewski.

Ją, małą dziewczynkę, zainteresowała dwukółka, ale usłyszała też słowa księdza: "Panie Zygmuncie, ale ja mogę tylko zapłacić za wyżywienie, bo on nie ma nic". Na to ojciec odpowiedział: "To, co jemy, to będzie jadł i on". Na drugi dzień do śniadania zasiadł zapowiedziany gość. Wcześniej uścisnął dłoń gospodarza i się przedstawił: "Jestem Wolf". Pan Zygmunt mu przerwał: "Od dziś pan jest u nas Władysławem". Nowy domownik nie miał oddzielnej kryjówki, w razie potrzeby szedł do pobliskiego chlewka, wchodził na górę, gdzie leżało siano, i wciągał za sobą drabinę.

Pół kilometra od Wińskich, na innej kolonii, mieszkali Falkowscy. Do nich przywieziono Juliana Charina. Nie miał on tam dobrych warunków, więc Wińscy zapraszali lekarza na wieczory do siebie, karmili, ogrzewali. Któregoś dnia do Falkowskich przyjechała furmanka, Charin ukrył się w sianie, zasunął klapę. Powiedział, że modlił się wtedy do Matki Boskiej Hodyszewskiej, by pozwoliła mu przeżyć przynajmniej do dnia ochrzczenia. Potem poprosił panią Wińską, by poszła do ks. Zalewskiego, bo on tak długo zwleka z chrztem. I zapytał, czy zostanie jego matką chrzestną. Chrzest odbył się wkrótce, po cichu, w kościółku hodyszewskim.

Po kilku tygodniach od tego zdarzenia Zenobia zachorowała, pojawiły się dokuczliwe wrzody. Wtedy mama przygotowała świeże mleko i wysłała z nim córkę do Turów, którzy mieszkali jeszcze bliżej niż Falkowscy, na końcu wsi Sieśki. To tam już wówczas był Julian, dał chorej trzy zastrzyki. Po wrzodach nie pozostał ślad. Lekarz pewnie trafił do Siesiek z pomocą bardzo aktywnego ks. Zalewskiego, miał tam dobre warunki, był syty i nie marzł.

Siostra Charina, dziewczyna jak marzenie, w niczym nieprzypominająca Żydówkę, była w tym czasie pomocnicą gospodyni na plebanii w Hodyszewie. Nie musiała się ukrywać, akceptowano ją zgodnie jako Jadwigę, była już ochrzczona.

Tragedia

Niestety, pewnego dnia Turowie zapomnieli i nie poszli na nocną wartę. Rano zjawili się żandarmi. Julian Charin próbował się chować za łóżkiem. Zapytany, od razu przyznał się, że jest Żydem. Opowiedział żandarmom zmyśloną historyjkę, że przyszedł tu wczoraj wieczorem, gospodarze nie chcieli go przyjąć bez zgody sołtysa. On skłamał, że ma taką zgodę.

Niemcy wzięli na posterunek wszystkich, Turów trzymali kilka dni, ale uwierzyli w opowieść Charina i zwolnili gospodarzy.

Potwierdza się, że Julian Charin szedł 19 marca 1943 r. na miejsce kaźni z różańcem w ręku, potem poprosił o zwłokę na odmówienie spowiedzi powszechnej, z godnością przyjął wyrok. Ponoć od dawna był przekonany, że nie przeżyje wojny, i prosił swą ukochaną Marię, by pochowała go u stóp księdza Zalewskiego.

Jadącą furmankę z Turami i towarzyszącą im bryczkę żandarmów widzieli Józefa i Zenobia Wińscy oraz Wolf. Józefa wpadła w histerię, zaczęła krzyczeć, że teraz Niemcy ich wszystkich zabiją. Kiedy opanowała nerwy i wysłała córkę, by ta poprosiła Wolfa na śniadanie, jego już nie było. Prawdopodobnie poszedł do Białegostoku, dołączył do rodziców i narzeczonej w getcie i ożenił się. Był jednym z uczestników walk wybuchłych 16 sierpnia 1943 r. Kiedy skład wagonów zmierzających do Treblinki podjechał w pobliże stacji Racibory (skąd blisko było do Zalesia i Hodyszewa), Wolf wyskoczył. Połamał nogi, Niemcy go dobili.

Jadwiga po wojnie przyjechała do Białegostoku. Nie zastała tu nikogo z rodziny. Zdecydowała się na wyjazd do Palestyny. We Włoszech poznała Polaka, zawarli w kościele katolickim związek małżeński. A potem wraz z dziećmi wyjechali z Izraela do USA.

Grób

Cała ta historia zaczęła się od mogiły Juliana Charina na cmentarzu w Topczewie, więc do tej kwestii chcę wrócić. Pani Zenobia wprowadziła istotną poprawkę. Nie jest prawdą, że ciało zastrzelonego lekarza przeniesiono z Kęp na cmentarz. Ks. Zalewski zmarł w kwietniu 1946 r. i dopiero wówczas można było spełnić życzenie Juliana, by pochować go u stóp proboszcza. Maria Kuzin poprosiła Zygmunta i Tadeusza Wińskich, by przygotowali trumnę, o którą wcale nie było wówczas łatwo. Sama załatwiła formalności związane z ekshumacją.

Tę trumnę dobrze zapamiętała pani Zenobia, bo wystraszyła się okrutnie, kiedy nocą poszła do chlewka po wióry na rozpałkę (trzeba była przyjąć "leśnych") i zobaczyła w blasku poświaty cmentarny mebel. Brat Tadeusz wziął udział w przenoszeniu zwłok Juliana. Powiedział potem, że nie uległy rozkładowi. Zabity leżał z różańcem w dłoniach.

Zwieńczeniem zaś całej opowieści niechaj będzie opis sceny z domu Wińskich na kolonii Zalesie. Oto na kolację przyjechali szwagier Stefan Kamiński w mundurze niemieckim i ksiądz Zalewski w sutannie, przyszedł Żyd Julian Charin, zasiedli AK-owcy Tadeusz i Zygmunt oraz Wolf Charin. Pani domu powiedziała wówczas: "Tej kolacji nie zapomnę do końca życia".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny