Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był diabeł. Wdarł się do pełnego ludzi kościoła. Wielka plama krwi, krzyki i obłęd. Mężczyzna zadawał ciosy nożem

Marcin Jarosz
Na miejscu błyskawicznie pojawiła się policja oraz karetki pogotowia, które zabrały poszkodowane oraz napastnika do miejscowego szpitala. Ale pomocy trzeba było udzielić jeszcze kilku innym osobom, bo w szoku zasłabły.
Na miejscu błyskawicznie pojawiła się policja oraz karetki pogotowia, które zabrały poszkodowane oraz napastnika do miejscowego szpitala. Ale pomocy trzeba było udzielić jeszcze kilku innym osobom, bo w szoku zasłabły. Fot. sxc.hu
Młody mężczyzna, 25-latek, podczas mszy ranił nożem trzy kobiety. Potem nóż wbił sobie w gardło. Był pod wpływem amfetaminy. Na szczęście wszyscy żyją.

Staszów. Niedziela. Wstał, kiedy dochodziła szósta. Wyszedł z domu i chodził bez celu po centrum miasta, zatoczył kilka razy kółko dookoła rynku. Przed południem wyszedł znowu w to samo miejsce. Na rynku zobaczył, jak ludzie idą w stronę kościoła pod wezwaniem św. Bartłomieja. Od ratusza jest tam czterysta metrów. Poszedł za wiernymi…

Ksiądz z nim rozmawiał

Taki obraz wyłania się z relacji księdza Henryka Kozakiewicza, proboszcza parafii, której wierni przeżyli w kościele chwile grozy. Ksiądz jest jedną z niewielu osób, która rozmawiała z młodym mężczyzną.

- Wiem, że grozi mi niebezpieczeństwo, tak jakby ktoś na mnie polował, powiedział - relacjonuje rozmowę ks. Kozakiewicz.

Tej niedzieli kościół był pełny. Proboszcz od razu zauważył spóźnionego mężczyznę, bo miał na sobie marynarkę, a było bardzo gorąco. Ale po kilkunastu minutach 25-latek wyszedł z kościoła. - Był jakby podenerwowany, a potem znowu wszedł do środka - opowiada jeden z parafian. Z jego relacji wynika, że mężczyzna wyszedł z kościoła jeszcze raz. Było tuż po godz. 13. I znowu wszedł do środka, już po raz trzeci. Zatrzymał się przy prawym filarze podtrzymującym drewniany chór.

I wtedy w kościele rozległ się przeraźliwy krzyk. Tłum zaczął gwałtownie uciekać. Jedni w stronę ołtarza, inni w kierunku głównego wyjścia. Rozpętało się prawdziwe piekło
.
- W pierwszej chwili myślałem, że zawalił się drewniany chór. Ludzie biegli, nie patrząc na innych, wręcz się tratowali. Ktoś pchnął kobietę w ciąży tak, że upadła - mówi nam jeden z uczestników mszy.

Inny świadek, który usłyszał krzyki i wbiegł do kościoła, zobaczył obok prawego filaru leżącego człowieka z nożem wbitym w gardło.

- To był on. Wielka plama krwi, krzyki, obłęd - opisuje inny mieszkaniec Staszowa.

Po jakimś czasie okazało się, że wcześniej mężczyzna zranił jeszcze trzy kobiety, zadając im ciosy w brzuch i plecy. Zdołały wyjść z kościoła o własnych siłach. Na miejscu błyskawicznie pojawiła się policja oraz karetki pogotowia, które zabrały poszkodowane oraz napastnika do miejscowego szpitala. Ale pomocy trzeba było udzielić jeszcze kilku innym osobom, bo w szoku zasłabły.

- Przyszłam do kościoła, żeby się pomodlić, a zostałam ugodzona nożem - mówiła jedna z ofiar. Na szczęście okazało się, że rany kobiet nie są groźne.

Szaleniec uratowany

Dużo więcej pracy lekarze mieli z napastnikiem, który miał wbity w gardło nóż. Tylko dzięki błyskawicznej operacji udało się go uratować.

- Pacjent miał przecięte żyły, gdyby nóż trafił w tętnicę, nie zdążylibyśmy go ocalić. Przeszedł operację i jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo - mówił w niedzielę po południu Marek Tombarkiewicz, dyrektor Szpitala Powiatowego w Staszowie.

Wstępne badania wykonane w szpitalu wykazały, że 25-latek był pod wpływem narkotyku.

Okazało się, że od kilku dni zażywał amfetaminę.

- Wszystko skończyło się dla nas szczęśliwie i niech pan o nic nie pyta. Dosyć mamy wrażeń - mówił mężczyzna, który w niedzielę, około 16, wraz z synem przyszedł przed kościół. Okazało się, że jego córka podczas ucieczki zgubiła buty. Ktoś znalazł je przed wejściem do świątyni i położył na gzymsie. Dziewczyna do domu wróciła roztrzęsiona. Boso.

Człowiek, który wywołał tyle strachu, to rodowity staszowianin. Policja nie wiedziała o jego istnieniu aż do niedzieli. W szpitalu przez cały czas pilnowali go stróże prawa.

W poniedziałek, około 14, został przewieziony do Świętokrzyskiego Centrum Psychiatrii w Morawicy koło Kielc.

Wiadomo, że jest studentem IV roku socjologii na jednej z wyższych uczelni w Lublinie.

Wszystko przez prochy

- Wszystko wskazuje na to, że to był przypadkowy atak - mówią policjanci.

Komentarze i opinie o incydencie są różne. Od współczucia, przez lekceważenie tematu, aż po dość drastyczne sformułowania. W obronie 25-latka twardo stają sąsiedzi. - To nieprawda, że chciał samobójstwo popełnić. To jest dobry chłopak. Zawsze taki był. Uczył się, pracował. Był uśmiechnięty i kulturalny - mówią. - Sam by tego w życiu nie zrobił. Wszystko przez te cholerne prochy - twierdzi sąsiad.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny