W razie wybuchu nasze domy zostaną zniszczone, a my wszyscy zginiemy. Chcemy tylko spokojnie i bezpiecznie mieszkać. Niestety od kilkunastu lat żyjemy w ciągłym zagrożeniu. Nie możemy już tak dalej żyć, czekając tylko na zagładę - mówi Tadeusz Płatnicki, jeden z mieszkańców Buchwałowa, osiedla bezpośrednio graniczącego z terminalem Saga firmy Barter.
Ich domy stoją zaledwie 40 metrów od terminalu. Według raportu bezpieczeństwa, poważna awaria zakładu może spowodować w takim promieniu skutki śmiertelne i zniszczenia.
Na terenie Sagi znajdują się cysterny z gazem oraz hałdy węgla i miału. Sąsiedzi terminalu boją się każdego wycieku gazu czy samozapłonu węgla. Dlatego postanowili walczyć.
W czerwcu do przewodniczącego rady miejskiej złożyli pisemną skargę na bezczynność burmistrza. Domagają się od gminy radykalnych kroków. W przeciwnym razie zaskarżą burmistrza do sądu.
- Do tej pory burmistrz nie zrobił nic, żeby nam pomóc. Wręcz przeciwnie, cały czas nam szkodził twierdząc, że nie mamy racji. Mamy już dość krętactw, obietnic i braku konkretów. Żądamy od gminy naprawienia naszej szkody - piszą w piśmie mieszkańcy.
Burmistrz Stanisław Małachwiej do sprawy podchodzi bardzo ostrożnie.
- Sytuacja na pewno jest bardzo poważna. Na razie rozmawialiśmy z radczynią prawną o skutkach takich roszczeń oraz o tym, czy mieszkańcy mają w ogóle podstawy prawne do wystąpienia na drogę sądową. Zastanawiamy się nad zatrudnieniem do tej sprawy kancelarii prawnej - mówi Stanisław Małachwiej.
Sąsiedzi Barteru tym razem mają w ręku poważne argumenty. Chodzi przede wszystkim o dwa wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego sprzed kilku miesięcy, które są już ostateczne i nie podlegają zaskarżeniu. Sąd orzekł, że decyzja o warunkach zabudowy dla firmy Barter została wydana z naruszeniem prawa.
Właśnie to orzeczenie otwiera mieszkańcom drogę do tego, żeby skarżyć gminę.
- To pokazuje, że zostaliśmy zwyczajnie oszukani i tylko dochodzimy swoich praw - nie ma wątpliwości Tadeusz Płatnicki.
Razem z kilkoma sąsiadami żąda od gminy, aby wykupiła domy i działki leżące w sąsiedztwie Sagi, które są najbardziej zagrożone. Nie wskazują oni jednak ani o jakie domy chodzi, ani nie przedstawili swoich roszczeń co do kwoty zadośćuczynienia.
- Ciągle mamy nadzieję, że uda się to jakoś polubownie załatwić. Jednak do sądu nie zawahamy się pójść - przekonuje.
Z kolei burmistrz mówi, że takie rozwiązanie może być trudne. Przede wszystkim ze względu na niejednoznaczne prawo w kwestii wypłaty odszkodowań w takich wypadkach.
- Ustawodawca nie precyzuje, jak postępować w takiej sytuacji. Możemy wypłacić odszkodowania, ale wtedy to burmistrz może mieć z tego tytułu kłopoty. Dlatego na pewno lepiej byłoby dla nas, gdyby sprawa znalazła swój finał w sądzie. Wtedy, jeżeli sąd orzeknie wypłatę odszkodowań, nie będzie co do tego wątpliwości i będziemy płacić - zapewnia Stanisław Małachwiej.
Sprawą Sagi zajmą się sokólscy radni. Najpierw trafi ona pod obrady komisji rewizyjnej, potem na sesję.
- Sprawę trzeba zbadać, dopiero wtedy będzie można powiedzieć coś więcej na ten temat. Mogę stwierdzić tylko jedno: nie ja to wszystko zacząłem, nie ja podpisywałem decyzje. To było za innego burmistrza i z inną radą, a my mamy teraz kłopot - komentuje sprawę Jerzy Kazimierowicz, przewodniczący rady.
Skargą mieszkańców radni zajmą się dopiero po wakacjach.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?