Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Wierszalin. Dziady – Noc Pierwsza

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Teatr Wierszalin Dziady - Noc Pierwsza
Teatr Wierszalin Dziady - Noc Pierwsza Andrzej Zgiet
„Dziady – Noc Pierwsza” to adaptacja części IV dramatu Adama Mickiewicza. Teatr Wierszalin przygotował spektakl w swoim charakterystycznym języku obrazu, dźwięku i dramaturgii.

Piotr Tomaszuk, szef Teatru Wierszalin, a zarazem reżyser przedstawienia, korzystając z oryginalnego zamysłu Adama Mickiewicza, akcję dramatu umiejscowił w domu unickiego księdza. Wielbiciele filmów grozy, czy klasycznych horrorów, śmiało mogą ustawiać się w kolejce po bilety na spektakl w Supraślu. Warstwa wizualna i muzyczna jest o niebo lepsza, niż w większości seryjnie produkowanych filmowych „straszaków”. Stali bywalcy Teatru Wierszalin ten język doskonale znają. Spróchniałe deski, rozpadające się meble, promienie światła przebijające się przez dziury w dachu, a może szpary w ścianach, wszystko niemal żywe, dyszące w mroku, rozdygotane przypomina scenerię klasycznego filmu grozy. Wszak dom nawiedzany przez duchy to motyw, który w filmowych horrorach jest nieśmiertelny jak sam strach.

W dramacie Mickiewicza upiór powraca do świata żywych w dzień zaduszny i rozpoczyna dyskurs ze swoim dawnym mistrzem – księdzem. Czy wzorem horrorów będzie też miejsce na egzorcyzmy, czy Piotr Tomaszuk wiernie trzyma się mickiewiczowskiej wizji, to już trzeba zobaczyć na własne oczy. Reżyserując swoich dwóch ulubionych aktorów – Dariusza Matysa w roli księdza i Rafała Gąsowskiego w roli cierpiącego Gustawa nie popełnia błędów. Ot choćby scena przebudzenia samobójcy, który wstając z mar trzyma fragment ramy czy futryny. Kiedy symbolicznie ją przestępuje, wchodzi w świat żywych i zaczyna snuć opowieść. Niełatwą, pełną bólu, opętania. Trudną, jak trudna może być miłość, przepełnioną nieszczęściem. Gąsowski momentami zachowuje się jak szaleniec, czasem zdaje się być całkiem rozsądnym interlokutorem. I znów skojarzenia z wybitnymi horrorami są nieuniknione, a jego rozliczne maski przypominają czasem choćby Jacka Nicholsona z „Lśnienia”. Mateusz Kasprzak, twórca scenografii, w przemyślny sposób pozwala także aktorskiemu duetowi Matys – Gąsowski ograć stojący w centralnym punkcie sceny niewielki stół. Nie zabraknie nawet symbolicznej sceny niemożliwego do rozerwania miłosnego łańcucha, a zarazem symbolicznego stryczka, na jaki skazują się zakochani. Ale jest też pełna komizmu scena z jodłą mającą być cyprysem, a przybierającą w ręku Gąsowskiego rolę psa.

Według zamysłu Piotra Tomaszuka, jego „Dziady” mają ukazywać rolę księdza w wychowaniu, zaprzeczać konformizmowi i dość prostej umysłowości, jaką w dramacie Mickiewicza reprezentuje duchowny. Dariusz Matys czasem jest wycofany, w innej scenie patrzy na widmo z ironią, kiedy jednak rozpozna w upiorze dawnego ucznia, dosłownie bierze go na swoje barki. Czy to tylko wyrzuty sumienia, czy refleksja, że nawet najlepszy duchowny nie jest w stanie pomóc szaleńcowi – to już kwestia jaką może przemyśleć widz, szczególnie ten głęboko wierzący. Kontrast między aktorami, zwieńczony finałową modlitwą księdza wraz z dziećmi do Matki Bożej stanowi piękny obraz, podkreślający metafizyczny wymiar dramatu.

Wracając do estetyki pop kultury. Odpowiedzialny za muzykę Jacek Hałas wykorzystuje klasyczne motywy horrorów. Wspólnie z Piotrem Tomaszukiem wykorzystuje dzieci, by wydawały niepokojące dźwięki, grają szprychy w kole od roweru, uderzenia zegara. Kiedy pojawiają się melodie, to nie tylko stylizowane pieśni cerkiewne, ale też w jednej z ich pobrzmiewają echa radosnych żydowskich tańców. I Adam Mickiewicz i Supraśl wszak od duchów Żydów też nie byli i nie są wolni. W horrorach często to dzieci widzą więcej niż dorośli. U Piotra Tomaszuka podglądają starcie ducha z materią, choć reprezentowaną przez duchownego. Ukryte za symbolicznymi szybkami bywają przerażone, ale też chętnie komentują niektóre sceny. Te zbiorowe miniaturki to też znak firmowy reżysera, a przy tym ożywiają momentami nieco rozwlekłe monologi napisane przez Mickiewicza około 1822 roku.

Jednak mimo upływu niemal dwóch stuleci, pomysł by zderzyć cierpienia nieszczęśliwego kochanka i wizję romantycznej miłości z racjonalizmem stanu duchownego okazał się być proroczy i ponadczasowy. A Piotr Tomaszuk przełożył go z właściwym sobie kunsztem na unikalny nie tylko w skali Polski język Teatru Wierszalin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny