Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Poezji w Białymstoku

Alicja Zielińska [email protected] tel. 85 748 95 45
Na rocznicę rewolucji październikowej wystawiliśmy Majakowskiego na chór i orkiestrę. Widowisko tak się spodobało towarzyszom z komitetu, że chcieli, bym wstąpił do partii - mówi Zdzisław Dąbrowski.
Na rocznicę rewolucji październikowej wystawiliśmy Majakowskiego na chór i orkiestrę. Widowisko tak się spodobało towarzyszom z komitetu, że chcieli, bym wstąpił do partii - mówi Zdzisław Dąbrowski.
Zemsta, Śluby panieńskie, wieczory poetyckie - każdy spektakl był wydarzeniem. Chociaż grali amatorzy, to publiczność przychodziła jak na profesjonalnych artystów, sprzedawano bilety, zdobywaliśmy nagrody na ogólnopolskich festiwalach - opowiada reżyser Zdzisław Dąbrowski. Na przełomie lat 50. i 60. prowadził w Białymstoku Teatr Poezji. Tu swoje pierwsze kroki na scenie stawiał aktor Henryk Boukołowki i Teresa Torańska, późniejsza dziennikarka.

Zdzisław Dąbrowski, wybitny reżyser teatralny i radiowy, twórca ponad 500 słuchowisk, głównie z repertuaru klasycznego - od pięciu lat znowu mieszka w Białymstoku. - Po 40 latach wróciłem na Bojary, gdzie się wychowałem. Mieszkaliśmy przy Okopowej, to była boczna ulica od Piasta, której już nie ma. Tam spędziłem swoje lata dziecinne i młodzieńcze - wspomina. - Po maturze chciałem studiować polonistykę na UW, ale nie należałem do ZMP, więc nie mogłem być przyjęty. Poszedłem na KUL. Po I semestrze postanowiłem przenieść się do Warszawy, żeby rodzicom było lżej, bo brat studiował tu na Politechnice. Poszedłem do dziekana. To był 1950 r. Powiedziałem wprost, że jeśli powiem, że ze względów ideologicznych, to będzie to nieprawda. "Dziękuję, jest pan przyjęty" - usłyszałem. Tym dziekanem był profesor Tadeusz Manteuffel, wspaniały człowiek, wybitny historyk. Wtedy studia były dwustopniowe, miałem wysokie oceny, ale nie dostałem się na drugi stopień. Wróciłem do Białegostoku, bo tu dostałem nakaz pracy. Przez rok jako polonista pracowałem w LO TPD, na rogu Pałacowej i Ogrodowej, uczyły się tu dzieci prominentów partyjnych, nie czułem się tam dobrze, przeniosłem się do Liceum Sztuk Plastycznych. W tym czasie, po przymusowej przerwie, otrzymałem możliwość kontynuowania studiów i ostatecznie zostałem magistrem. Podjąłem wtedy pracę w liceum Zygmunta Augusta, a po dwóch latach zostałem wykładowcą Studium Nauczycielskiego.

Wówczas to Zdzisław Dąbrowski założył amatorski Teatr Poezji. Działał on przy Wojewódzkim Domu Kultury. Należeli do niego uczniowie, studenci. Teatr szybko zdobył uznanie nie tylko w Białymstoku. 13 kwietnia 1954 r. na Centralnym Festiwalu Zespołów Artystycznych Szkolnictwa Zawodowego w Warszawie za spektakl "Zemsta" Fredry dostał pierwszą nagrodę.

Przez Teatr Poezji przewinęło się wielu późniejszych naukowców. - Spotykaliśmy się często, bo dużo graliśmy. Ja ponadto wymagałem, by oni rozwijali się kulturalnie. Chodziliśmy na wystawy malarskie, na koncerty muzyczne. Bardzo zżyliśmy się ze sobą. Urządzaliśmy wyprawy rowerami za miasto, ogniska, w wakacje jeździliśmy na obozy do Ełku, do Augustowa.

- Jednego z chłopaków szczególnie pamiętam - uśmiecha się Zdzisław Dąbrowski. - Któregoś razu, dziewczyny powiedziały: "Proszę pana, taki jeden przychodzi na wszystkie programy, ale on źle mówi". Ja na to: niech przyjdzie do mnie. I faktycznie, miał wadę wymowy, posłałem go do laryngologa. Laryngolog stwierdził, że to niedowład podniebienia miękkiego, nic nie można zrobić. A ja się uparłem, wymyśliłem ćwiczenia. Pomogły. Chłopak dostał drugą nagrodę na ogólnopolskim konkursie recytatorskim. Został profesorem filologii francuskiej, pracuje na Uniwersytecie Warszawskim. Zbigniew Naliwajek. Utrzymujemy kontakt do dzisiaj. Jak czegoś potrzebuję po francusku, czy hiszpańsku, to dzwonię do niego.

Henryk Boukołowski od początku świetnie się zapowiadał. Miał dobrą dykcję, czuł tekst, był łatwy do prowadzenia. Ja wówczas miałem wykłady w Bibliotece Wojewódzkiej, o Żeromskim, Mickiewiczu i właśnie Henia wybrałem, by czytał fragmenty. Robił to znakomicie.

Teresa Torańska była bardzo wrażliwa. Nagrywałem z nią w radiu wiersz o matce. Żeby ją trochę poruszyć, zacząłem opowiadać jakąś wzruszającą historię i Tereska oczywiście się rozpłakała. Powiedziałem wtedy do reżysera: natychmiast nagrywamy, bo chciałem zachować to jej wzruszenie i barwę głosu. Bardzo ładnie wypadło. Po latach, już jako znakomita dziennikarka napisała o naszym teatrze duży artykuł w prasie ogólnopolskiej w Kulturze czy Polityce, nie pamiętam.

Kto jeszcze? Zdzisław Piotrowski, późniejszy profesor chirurgii grał Albina w "Ślubach panieńskich", profesor Jasiewicz ginekolog odtwarzał Radosta, a prof. Musiatowicz Wacława.

Oczywiście, wszechstronna wówczas cenzura czuwała, i my też odczuwaliśmy jej władzę. Na ogólnopolski konkurs recytatorski przygotowaliśmy poemat "Wit Stwosz" Gałczyńskiego. Z racji tego, że był tam fragment o ołtarzu, to nie pozwolono nam jechać. Ale mnie znano już w ministerstwie kultury jako takiego zwariowanego reżysera, więc otrzymałem zaproszenie i zespół pojechał na koszt ministerstwa. Dostaliśmy nagrodę. Za to później w Białymstoku już żadnej nagrody mi nie dano. A przy "Zemście" oberwałem za to, że nie skreśliłem zdania: "Zgoda, zgoda, Bóg wtedy rękę poda". Gorliwi aktywiści z ZMP omawiali to na specjalnym zebraniu. Szczęście, bez mego udziału, dowiedziałem się o tym po czasie.

Teatr Poezji trwał dopóki byłem w Białymstoku, od 1953 do 1961 r. Potem już miałem bardzo dużo zajęć, wykładałem w Studium Nauczycielskim, byłem kierownikiem literackim w Teatrze Lalek, reżyserowałem i jednocześnie zacząłem studiować reżyserię w Warszawie. Ale póki byłem w Białymstoku, to praca z młodzieżą sprawiała mi wielką satysfakcję.

Każdy spektakl Teatru Poezji był wydarzeniem. Sprzedawano bilety, publiczność tłumnie przychodziła. Dyskutowano o wystawianych sztukach.

Graliśmy przeważnie klasykę. "Śluby panieńskie" Fredry, "Powrót posła" Niemcewicza. Popularnością cieszyły się też wieczory poetyckie. Lechoń, Gałczyński, Broniewski. Majakowskiego przygotowałem na chór i solistów z okazji rocznicy rewolucji październikowej. Takie to były czasy, ale ceniłem go, to dobry poeta. Akademia była w Teatrze Dramatycznym. Widowisko tak się spodobało towarzyszom z komitetu, że chciano mnie na siłę wciągnąć do partii, obiecano, że będę kierownikiem literackim Teatru Dramatycznego, z prawem do reżyserii. Jakoś udało mi się wykręcić. Ale jak mi zaproponowano w "Kurpiach Zielonych" wyreżyserowanie baletu o Dzierżyńskim, zrozumiałem, że muszę uciekać. I wyjechałem do Warszawy.

Zdzisław Dąbrowski do dzisiaj zachował pamiętnik z wpisami swoich uczniów. To taka osobliwa kronika, zawierająca daty granych wspólnie sztuk, wrażenia z letnich wyjazdów. Rymowane dowcipne teksty, rysunki. I karykatura Mistrza. - Bardzo go cenię - mówi z sentymentem Zdzisław Dąbrowski.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny