Witold Gombrowicz debiutując w 1938 roku sztuką "Iwona, księżniczka Burgunda" stworzył na tyle uniwersalny i niejednoznaczny tekst, że do dziś uwodzi kolejnych reżyserów. Bo to opowieść o władzy, wychodzeniu z płci, tejże płci walce. Ale też o rodzinie, skrzętnie skrywanych w szafie trupach i władzy mężczyzn i walce o nią kobiet. I też - o prawdziwej lub tylko wydumanej miłości. A skoro w finale jest zbrodnia - czy w ogóle miłość może istnieć?
Jaka jest "Iwona, księżniczka Burgunda" według Waldemara Śmigasiewicza
Waldemar Śmigasiewicz przygotowując spektakl w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie postawił na słowo i wizualny minimalizm. Kilka rekwizytów, kilka zastawek, jedna kanapa, rachityczne drzewko i wystarczy. Czy chciał zadbać, by widz nie uronił ani słowa z tekstu Gombrowicza? Niewykluczone. Dał przy tym zatrudnienie wielu aktorom, w dodatku starszego pokolenia. Odnajdują się w te sztuce świetnie - zresztą cała obsada znakomicie rozumie ideę gombrowiczowskiej przewrotności i niejednoznaczności.
Szczególną moją uwagę zwróciła tu muzyka autorstwa Mateusza Śmigasiewicza. Mroczna, niepokojąca - zapadająca w pamięć, bliska jakby melodiom pisanym przez Krzysztofa Pendereckiego. Poruszająca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?