Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Dramatyczny. Wszystko w rodzinie, czyli farsa w starym stylu

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Teatr Dramatyczny. Wszystko w rodzinie - premiera
Teatr Dramatyczny. Wszystko w rodzinie - premiera Jerzy Doroszkiewicz
Teatr Dramatyczny stawia na widza. Takiego, który nie przychodzi dla określonych aktorów, nie szuka odpowiedzi na ważne pytania. Chce się zabawić i za dobrze wykonaną rozrywkę gotów jest odpłacić śmiechem, oklaskami pomiędzy scenami i rzecz jasna – kupowaniem biletów. I to dla takich widzów Witold Mazurkiewicz wyreżyserował w Białymstoku „Wszystko w rodzinie”.

Widzieliście jaką ten aktor miał na plecach koszuli plamę potu? - wymieniali pomiędzy sobą uwagi widzowie po premierze spektaklu”Wszystko w rodzinie” białostockim Teatrze Dramatycznym. A ile musieli się nabiegać i tyle tekstu zapamiętać – kontynuowali na gorąco wymianę zdań po wyjściu z teatru. - To było takie głupie, że aż śmieszne – sumowali wyraźnie zadowoleni ze spędzenia ponad dwóch godzin w historycznym gmachu. Bo zobaczyli widowisko rzeczywiście zabawne, z dialogami, które czynią z widza osobę mądrzejszą od bohaterów sztuki, bo lepiej wtajemniczoną w pułapki, w jakie wciąga czasem jedno kłamstwo.

„Wszystko w rodzinie” wyreżyserował Witold Mazurkiewicz. Wcześniej w swoim macierzystym teatrze w Bielsku-Białej wystawiał „Mayday” Tegoż samego Cooneya, przetestował też na swoich widzach i najnowszą farsę, która weszła do repertuaru Teatru Dramatycznego. A że aktorów białostockiego teatru tez już rozpoznał i stworzył z nimi „Mayday” teraz tylko przesunął akcenty z jednych osobowości na inne. No i zatrudnił aż tuzin aktorów. Tym razem pierwszoplanową postacią jest Piotr Szekowski. To on musi udźwignąć ciężar zbudowania całej intrygi, później ogrywać coraz bardziej absurdalne kłamstwa, przekonująco bredzić bzdury, a przy tymczasem być ugrzecznionym dupkiem, a czasem chamskim doktorem, który najbardziej w świecie nie lubi starzejących się pielęgniarek.

A tymczasem znana nie tylko z „Mayday”, bo i przecież z fantastycznej roli Papkina Arleta Godziszewska ma do zagrania niewielką rolę pielęgniarki oddziałowej, za to robi to niezawodnie. Jej talent komediowy po raz kolejny ma okazję błyszczeć na scenie, podobnie jak komediowe oblicze Marka Cichuckiego. Przydzielona mu rola błaznującego lekarza stażysty jest zagrana z przymrużeniem oka, a jednocześnie ma szansę odgryzać się swoim interlokutorom w dobrze napisanych kwestiach. Tym razem podobnie jak Arleta Godziszewska, także Justyna Kruczkowska-Godlewska ma o wiele miej do zagrania, ale wiadomo – kiedy się pojawia – będzie zabawnie i z komediowym przerysowaniem. Na stałym poziomie pewnego wewnętrznego nerwu swoją rolę prowadzi Krzysztof Ławniczak. Musi być koturnowym szefem z tytułem szlacheckim i taki jest. Wszak to farsa, nie dramat. Dlatego też w farsowym kusym fartuszku, zawsze zadowolona z siebie i klaszcząca w dłonie budzi niekłamaną sympatię Monika Zaborska. Nie inaczej jest z Krystyną Kacprowicz- Sokołowską. Jej pomiaukiwania i odmładzające wyginanie ciała rysują kolejna wyrazistą postać drugiego planu. Marek Tyszkiewicz, główny gwiazdor „Mayday”, w roli dociekliwego, acz równie ograniczonego jak pozostali bohaterowie farsy, policjanta bardziej przypomina dowódcę z „Gałązki rozmarynu” niż brytyjskiego gliniarza, ale mam prawo się mylić.

Za to Franciszek Utko, regularnie pojawiający się w komediach, z „Kogutem w rosole” i „Mayday” na czele bawi niezawodnie. No, może tylko powtarzany kilkakrotnie greps z oblewaniem wodą z syfonu krocza policjanta nie należy do dowcipów najwyższych lotów, ale nie inaczej jest z powtarzaną informacją o hemoroidach i znacząco skierowanymi palcami u Szekowskiego. Publiczność zarykuje się ze śmiechu – a o to wszak w farsie chodzi. No to jeszcze na dokładkę dostanie scenę głośnego klepania po pośladkach Agnieszki Możejko-Szekowskiej. To ona jest farsową femme fatale i znakomicie radzi sobie z powierzonym zadaniem. Balansując od zawiedzionej mamy po wyuzdaną kochankę, w końcu okaże się niezłą łowczynią mężów, ale cicho sza, nie zdradzam finału. Szarżować do woli, niemal na wzór młodzieńczych i raczej idiotycznych ról Michała Koterskiego może Dawid Malec. Znamy go i z „Mayday”, i z sympatycznej komedii romantycznej „Motyle są wolne”. We „Wszystko w rodzinie” może wygłupiać się do woli, szczęściem zachowuje umiar.

Tym razem bardziej niż sławne trzaskające w farsach synchronicznie drzwi, Cooney, a za nim scenograf Tomasz Tobys, postawili na konstrukcję i znaczenie okna. I sceny z oknem w roli głównej chyba ogląda się znacznie lepiej niż przebieranki mężczyzn za kobiety na poziomie prowincjonalnej gali kabaretowej. Takie są wymogi farsy, ale nie każdego musi to śmieszyć – przepraszam. Za to jeśli ktoś chciałby się dopatrywać we „Wszystko w rodzinie” drugiego dna, może sobie wmówić, że to opowieść o przyjaźni. Bo tym fantastycznym przyjacielem, który podejmuje się kolejny raz (po „Mayday”) kryć kumpla jest dr Hubert Bonney, grany przez Sławomira Popławskiego. On jeden przejdzie podczas dwóch godzin śmiechu pewną metamorfozę, od zahukanego lekarza drugiego planu stanie się osobą, która odważy się pójść za marzeniem. I bynajmniej nie dla żartu.

Przed II wojną światową taki repertuar trafiał pod strzechy dzięki rozlicznym polskim filmom komediowym. Dziś, zdaje się z braku utalentowanych scenarzystów, którzy nie odpuściliby sobie żadnej kwestii, szukający świeżego i przebojowego repertuaru dyrektorzy teatrów muszą posługiwać autorami anglosaskimi, zresztą nieźle przełożonymi na polski. Czyżby nasze życie było mniej śmieszne? Szczególnie sceny rozgrywające się w pokoju lekarzy i pomiędzy personelem pomocniczym i lekarzami dałoby się chyba napisać u nas. A może lepiej nie? Zawsze to bezpieczniej pośmiać się z Anglików, szczególnie, kiedy kilka razy pod rząd ktoś na scenie symuluje seks homoseksualny, wzbudzając zresztą salwy rechotu.

Kto chce wyłączyć myślenie, a zobaczyć profesjonalnie skonstruowaną i zagraną farsę – śmiało może rezerwować bilety w kasie teatru. Niemal bezbłędna komedia omyłek to właśnie „Wszystko w rodzinie”.

Wszystko w rodzinie

Reżyseria, kostiumy, opracowanie muzyczne: Witold Mazurkiewicz Scenografia: Tomasz Tobys Inspicjent: Jerzy Józef Taborski Asystent reżysera: Marek Cichucki

OBSADA: Justyna Godlewska-Kruczkowska – Rosemary Mortimore Arleta Godziszewska – Przełożona pielęgniarek Krystyna Kacprowicz-Sokołowska – Matka Agnieszka Możejko-Szekowska – Jane Tate Monika Zaborska – Pielęgniarka oddziałowa Marek Cichucki – dr Mike Connoly Krzysztof Ławniczak – Sir Willoughby Drake Dawid Malec – Leslie Sławomir Popławski – dr Hubert Bonney Piotr Szekowski – dr Dawid Mortimore Marek Tyszkiewicz – Sierżant Policji Franciszek Utko (gościnnie) – Bill

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny