Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Dramatyczny. Romeo i Julia

Jerzy Doroszkiewicz
Na pierwszym planie Urszula Chrzanowska i Krzysztof Ławniczak
Na pierwszym planie Urszula Chrzanowska i Krzysztof Ławniczak Jerzy Doroszkiewicz
Wszystkowiedzący ojciec i matka nimfomanka to obraz rodziny równie współczesnej, co żyjącej w rozpuście w czasach Szekspira. Podobnie jak słudzy i krewni tryskający humorem na poziomie gimnazjalistów. „Romeo i Julia” to nie tylko najsłynniejsza miłosna historia, ale też świadectwo ponadczasowego kunsztu angielskiego dramaturga.

Białostocki spektakl wyreżyserowany przez Katarzynę Deszcz oscyluje pomiędzy interesującymi analizami destrukcyjnej i toksycznej rodziny, a dowcipami na poziomie buzujących hormonami nastolatków. Urzeka teatralnością, by za chwilę uderzać między oczy dosłownością, poprawiając sierpowymi melodii songów kojarzących się z rockiem prezentowanym przez zespoły Armia czy 2TM2,3.

Podobnie jest ze scenografią. O ile bardzo pomysłowe kostiumy autorstwa Andrzeja Sadowskiego podkreślają i czas oraz miejsce romansu gimnazjalnych kochanków z Werony, a ascetyczna scenografia rozświetlana projekcjami może się podobać (wyjątkiem mogą być fani Rogera Watersa i jego „The Wall”, dla których krycie się za murem jest zarezerwowane tylko dla jednego bohatera), o tyle niektóre wizualizacje wykorzystywane podczas pewnych scen są co najmniej niezrozumiałe. W antrakcie jedni widzowie dopatrywali się symboliki poruszających się ptaków, inni widzieli w pewnym momencie nalot kosmicznych spodków.

Generalnie pierwsza część z skąpaną we krwi bójką sług z domów Capuletich i Monteccich, a później pięknie ułożona, z całkiem skomplikowanymi zamianami partnerów scena zbiorowa balu maskowego potwierdzają słuszność zaangażowania do przedstawienia białostockiej choreografki Karoliny Garbacik i wybranych przez nią młodych tancerzy. Bardziej blado wypadają piosenki i pieśni. Świetnie na scenie współbrzmią ze sobą Piotr Szekowski i Katarzyna Siergiej, która ma jeszcze popisową rolę śpiewaną podczas libacji z Martą graną z należytym niani afektem przez Ewę Palińską. Zaś pani Capuleti kreowana właśnie przez Siergiej jawi się tu jako werońska nimfomanka. Najpierw gorąco romansuje z księciem Parysem (Szekowski w tej operetkowej roli został bardzo dobrze obsadzony), a kiedy okazuje się, że kochanek zostanie domownikiem, nie pogardzi praktycznie żadnym osobnikiem noszącym pantalony.

Zimny i daleki pan Capuleti to następna pełna dramatyzmu rola Krzysztofa Ławniczaka. Nie brak jej operowego patosu, ale też i zupełnie współczesnego wyrachowania i cynizmu.

Tradycyjnie w wypadku „Romea i Julii” najwięcej kontrowersji mogą wzbudzić postaci głównych bohaterów. Kiedy trafią na siebie na balu i zakochają od pierwszego wejrzenia zachowują się naturalnie niewprawnie, faktycznie jak gdyby byli gimnazjalistami. W takim uczeniu się uczuć, przede wszystkim samej komunikacji są szczerzy, a pomysł by balkon zastąpić oddalonymi miejscami na scenie, z niewielką różnicą wysokości i graniem do widowni jest bardziej przekonujący niż budowanie klasycznej dekoracji. Podobnie jak przeznaczenie przeźroczystej pochylni – w finale objawia się prawdziwy sens takiej stylizacji. Urszula Chrzanowska jako Julia śpiewa z niezłym dramatyzmem, paradoksalnie mniej przekonujący w roli pieśniarza do dość kiepskiego brzmieniowo karaoke, jawi się Rafał Supiński. Może bardziej tym razem skupił się na grze aktorskiej, a może po prostu melodie i aranżacje ułożone przez Piotra Lalę Lewickiego nie trafiły w jego gusta. I chyba nie tylko jego.

Ważną postacią szekspirowskiego dramatu jest ojciec Laurenty. Nie wiadomo, jakiego rodzaju zażyłość łączy go z młodym Romeo, ale Mateusz Witczuk gestami pożegnania sugeruje, że trudno mu się rozstać z przystojnym młodzieńcem. Szczególnie, że sam zdaje się być franciszkaninem „na glanc”, jeśli można zacytować nazwę sztuki z jedną z jego najlepszych ról w Dramatycznym. Dlaczegóż i on musi zaśpiewać w dramatycznym finale, wie tylko reżyserka. Mam wrażenie, że ten musicalowy wtręt rozmywa wymowę pojednania zwaśnionych rodów nad ciałami kochanków.

Wydaje się, że rozedrgani młodzi odtwórcy Romea i Julii mają szansę trafić do gimnazjalistów, a i starsi uwierzą w ich miłość od pierwszego wejrzenia. Kilka komicznych scen i dużo motywów muzycznych pozwoli dotrwać uczniom ery internetowych błyskotek do końca spektaklu. A jeśli przy okazji zakochają się w magii teatru, umowności scenografii, a jednocześnie umiejętności przekazania widzom wielkich i różnorodnych emocji, wrócą na kolejne spektakle. Ta premiera nie powala, ale daje nadzieję.

Teatr Dramatyczny przygotowuje premierę spektaklu "Romeo i Julia" wg Szekspira

Teatr Dramatyczny. Romeo i Julia. Premiera 2 kwietnia (zdję...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny