Opowiadanie historii to poważna sprawa. Wiedzą to doskonale tak zwani stand uperzy, czyli ludzie którzy będąc sami na scenie, muszą przyciągnąć uwagę słuchaczy, a dodatkowo ich rozbawić i nie być wygwizdanymi. Jeszcze poważniejsze jest z pewnością opowiadanie historii o historii. A ta sztuka udaje się już nie wszystkim. Przecież wiadomo - historia to przeszłość, nie wszyscy chcą się w tym grzebać. Gur Koren znalazł sposób, by w przezabawnej komedii przemycić i pradawny mit o dybuku, czyli zawładnięciu ciałem żywego człowieka przez ducha zmarłej osoby. Przy okazji pokazuje, jak można obrzydzić opowieści o holokauście, ale i jak pokazać tułaczkę i zagładę Żydów z perspektywy pojedyńczego człowieka.
Katarzyna Deszcz znakomicie trafiła z obsadą izraelskiej komedii traktującej w bardzo przewrotny sposób o holokauście. W roli stand upera i swego rodzaju szefa ceremonii, mogącego kojarzyć się też, z postacią z literackiego kabaretu, obsadziła Jakuba Snochowskiego. Jest w nim coś zawadiackiego, ale zarazem groźnego. Ma w sobie młodzieńczą energię, ale potrafi też odkrywać w sobie uczucia zgoła inne, niż tylko pożądanie zbuntowanych licealistek. Świetnie wprowadza widzów w mającą sprawiać pozory autentyczności historię, a później błyskawicznie rozszyfrowuje, dlaczego niegrzeczna licealistka dość obcesowo pyta go, dlaczego się jeszcze nie ożenił. I od tej chwili komediowa karuzela postaci rusza w szalonym roller coasterze.
Jest bezdomny żebrak, wielbiący marihuanę kolega ze studiów, jest fałszywe medium, zakochany w literaturze pięknej taksówkarz i kobieta lekkich obyczajów i grający niepoślednią rolę w scenariuszu gej o skłonnościach pamiętnikarskich. To oczywiście nie wszystkie z galerii postaci, które muszą zagrać Agnieszka Możejko-Szekowska, Dorota Radomska, Sławomir Popławski oraz Piotr Szekowski. Ten ostatni muzyką na żywo wspiera dramaturgię i wymowę spektaklu.
Co zostaje w pamięci? Śmiech, który towarzyszy zadumie, krótkie chwile grozy zagłady przeplatające się ze smakami dzieciństwa, sowieccy milicjanci na białostockim dworcu. Znakomicie poprowadzeni przez reżyserkę Popławski ze Snochowskim w kilkadziesiąt sekund odgrywają blitzkrieg, a sam Snochowski w innym fragmencie potrafi przekonująco zagrać, a zarazem wykpić sposób w jaki nie należy opowiadać o holokauście. Historia wkrada się dyskretnie w wizualizacjach Krzysztofa Kiziewicza, we wspomnieniach o smrodzie towarzyszącym żydowskim uchodźcom z okupowanej przez hitlerowców Polski na tereny zagrabione przez Sowietów. I o ich zmyśle przedsiębiorczości. W czasie II wojny światowej i już w latach życia na emigracji w powołanym po niej do życia państwie Izrael.
Kilka twarzy ma szansę pokazać Dorota Radomska (także przy dowcipnym wsparciu multimediów). Dość oczywiście została obsadzona Agnieszka Możejko-Szekowska, podobnie Piotr Szekowski. Ich talenty komediowe pod okiem Katarzyny Deszcz rozkwitają, szczególnie przy sprawnie przetłumaczonych kwestiach dialogowych. Prosty zabieg zamienia niewielką scenę w izraelskie miasto, przez które musi przebijać się taksówkarz. Porusza wyobraźnię i, podobnie jak wiele innych scen, pozwala na szukanie odniesień w historii popkultury.
"Chamisza kilo sukar", jak w oryginale brzmi tytuł sztuki Korena, to przede wszystkim lekko podana opowieść o poszukiwaniu korzeni. O tym, że w największym lekkoduchu może obudzić się ciekawość własnej przeszłości, a tęsknota za rodziną i dążenie do prawdy mogą wyzwolić niecodzienne poświęcenie. W sercu pozostaje lekka zazdrość, że Żydzi wierzą w dybuki i mają szansę na kontakt z bliskimi nawet po ich śmierci. Chociaż, jak jest - któż wie. Gur Koren opowiada o tym wszystkim bardzo przekonująco i z poczuciem humoru. Warto.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?