Jako, że renesans odwoływał się wprost do antyku i tym tropem poszedł Grzegorz Suski. Z jednej strony postawił na minimalizm scenografii, operowanie przede wszystkim światłem, z drugiej na plastyczność scenografii i kobiecych postaci jako żywo przypominających antyczne rzeźby. A wszystko po to, by godzinne widowisko nie zamieniło się akademię ku czci. Dlatego trzy sceniczne Mojry, boginie losu, starają się uplastycznić kameralne i bardzo osobiste przecież odczucia, jakie Kochanowski zamknął w swoich trenach poświęconych zmarłej córce. I zgodnie z Hezjodem – jedna przędzie nici żywota, druga ich strzeże, a trzecia je przecina. Białostockie Mojry – Beata Chyczewska, Justyna Godlewska-Kruczkowska i Monika Zaborska nie tylko uosabiają nieuchronność losu, ale w jednej z piękniejszych scen będą matkami, utulającymi do snu dziecinę, żałobnicami, czy wreszcie posłankami dobrej nowiny. Wszystko z wykorzystaniem przestrzeni wokół małej sceny, z grą świateł, szczyptami dymu. Czasem ruszają w obłędne tańce, wykorzystując półprzezroczyste chusty, by innym razem smutno przesypywać najprawdziwszy piach. Przy tym otoczone stylizowanymi na antyczne kolumnami wyczarowanymi, a jakże światłem, i tkaniną.
Najważniejszą postacią spektaklu, która w dodatku musi udźwignąć cały ciężar rozpaczy i rozterek związanych ze stratą, jest Bernard Bania. Grzegorz Suski, idąc tropem strof Kochanowskiego, stara się przeprowadzić aktora od oszołomienia, poprzez ból, bunt, topienie smutku w alkoholu, po pogodzenie, a nawet w pewien sposób przepracowanie straty. Recytacjom towarzyszą melorecytacje i śpiewy Mojr – a to inspirowane muzyką renesansową Mikołaja Gomółki, a to żałobnymi lamentami rodem z Podlasia. Suski starał się zrobić wszystko, aby pisana z punktu widzenia XXI-wiecznego odbiorcy mocno archaicznym językiem poezja, była przynajmniej zrozumiała w intencjach dla odbiorcy, który może poza „wielkieś mi pustki uczyniła” niewiele wie o prawdziwej żałobie i cierpieniu po stracie ukochanego dziecka, a i z percepcją polszczyzny z czasów Kochanowskiego może mieć zwyczajnie problem.
„Treny” płyną przez małą scenę Dramatycznego w dobrym rytmie, pełne plastycznych scen, dramatycznych wyznań i chwil zadumy. Warte są konfrontacji ze znanym od lat, szkolnym objaśnianiem ich znaczenia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?