Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Dramatyczny. Exodus 2.0, czyli każdy może zostać uchodźcą (zdjęcia, wideo)

Jerzy Doroszkiewicz
Katarzyna Siergiej (z lewej) i Aleksandra Maj to  mocne punkty obsady spektaklu "Exodus 2.0"
Katarzyna Siergiej (z lewej) i Aleksandra Maj to mocne punkty obsady spektaklu "Exodus 2.0" Jerzy Doroszkiewicz
Gra, czy bliska przyszłość, echa przeszłości, a może zwykły żal, że historia niczego mieszkańców Ziemi nie nauczyła. I choćby potop, zawsze znajdą się ci, których będzie napędzała bezinteresowna nienawiść. „Exodus 2.0” to wieloznaczny, acz nie do końca jasny i udany spektakl wieńczący cztery lata pracy Agnieszki Korytkowskiej - Mazur w białostockim Teatrze Dramatycznym.

Wielkim wyzwaniem, i dla widzów, i, przede wszystkim dla aktorów, jest scenografia spektaklu. Wielka sadzawka z centralnie położoną wyspą wielokrotnie zmieni swoje symboliczne znaczenie, i nieraz zwyczajnie da w kość aktorom i aktorkom, którzy z poświęceniem będą w owej wodzie grać trupy, ludzkie zombie, wreszcie zażywać kąpieli ze spektakularnym myciem w czarnej od rozpuszczonego torfu wodzie, głowy. Pomysł Jacka Malinowskiego został wszechstronnie wykorzystany przez reżyserkę i chyba w pełni zaakceptowany przez aktorów.

Nie ma jednak róży bez kolców. Konia z rzędem temu, kto wyjaśni dlaczego szeptucha Praksena występuje uczerniona, w spódniczce ze słomy, obłożona jadalnymi darami, jakby była królową voodoo, albo jakąś szamanką z Ameryki Południowej. Biorąc pod uwagę, że do tej maskarady zaangażowano Ewę Palińską, dramatyzm jej roli gubi się w anturażu przypominającym przedwojenne polskie komedie z Bodo i Dymszą w rolach głównych. A przecież ta świetna aktorka samym głosem i interpretacją tekstu wprowadza w przestrzeń spektaklu tak wielkie emocje, że równie dobrze mogła pozostać za kulisami, miast zapraszać widzów do wyszukiwania post modernistycznych skojarzeń nijak mających się do pierwotnego tematu spektaklu.

Jak przyznał Artur Pałyga, o bieżeństwie w życiu nie słyszał, a swoją wiedzę zyskał z wnikliwych lektur i rozmów z reżyserką. Sama Korytkowska-Mazur przyznała, że kusiło ją pokazanie współczesnych perypetii uchodźców z perspektywy bieżeństwa. Jednak pisząc „Exodus 2.0” dramaturg posunął się znacznie dalej w czasie. Kiedy Aleksy i Andżelika wchodzą do gry, wczuwają się w świat i dusze uciekinierów, na scenę wkracza starzec, symboliczny Mojżesz, który przeprowadzi wędrowców przez pustynię, rozstąpi się przed nim morze, ale sam do Ziemi Obiecanej nie wejdzie. Oczytani i wierzący w Stary Testament oczywiście wiedzą dlaczego tak potoczyły się losy proroka, uważni widzowie wysłyszą podpowiedź z ust ukrywającej się w mroku i czarnej farbie szeptuchy.

Dzięki przekazom medialnym, o uchodźcach, ich losach, tragediach i odbiorze społecznym wiemy w 2016 roku znacznie więcej niż w 101-lecie exodusu mieszkańców tych ziem. Dostęp do mediów ma też rzecz jasna autor tekstu, dzięki czemu sceny opowiadające o rozterkach uciekinierów, ich postrzeganiu i przedstawianiu w mediach, wreszcie o powszechnej niechęci do obcych brzmią bardzo wiarygodnie. Symboliczni maszyniści wiozącego ich pociągu z miejsca lżą i poniżają obcych, nawet jeśli tylko wszyscy byliby uczestnikami tego samego LARP-u. Nie inaczej zachowuje się ekipa telewizyjna. Dopada ekranowe „mięso”, nie dbając o uczucia uciekinierów, zmusza do udziału w telewizyjnym show, a kiedy oni wreszcie przyjmują reguły medialnego kontredansa, porzuca ich, szukając następnego tematu, dogadzając sobie cateringiem z najlepszych restauracji.

Pięknie ograna scena odnalezienia fragmentów ludzkiej czaszki, czy wreszcie dramatyczna ucieczka przed symbolicznym pożarem, tworzą z niewielkiego koła z torfem, przestrzeń lasu, w którym można się zagubić, opuszczonych domostw, starych, spalonych chałup, czy wreszcie pasa ziemi granicznej. W wizjach dramaturga nie brakuje grobów, a kiedy osoby najwyższego zaufania, czyli strażacy odmawiają przepuszczenia uchodźców, a z wyświetlanej wizualizacji bucha ogień, gdzieś z tyłu głowy nie tylko majaczą wszystkie wojenne pożogi, ale też płonące podczas II wojny światowej stodoły. Tak, w „Exodusie 2.0” nie brak mocnych, przejmujących scen, kiedy umierający, wyrzuceni na brzeg rozbitkowie łapią uczestników podróży, czy też gry z a nogi, nie znajdując ratunku. Bo właśnie rozpamiętują swoje małe sprawy, wspominają, że ich dziadkowie nie wychylali nosa poza miejsce urodzenia, żałują fotografii, czasu straconego na wybieranie kolorów ścian. A obok umierają ludzie. Artur Pałyga nie tylko każe pochylić się nad problemem przymusowych migracji, ale też stawia pytania o istotę człowieczeństwa. Zdaniem prostych ludzi, człowiek to jest ten, który nie ucieka”. Jakim człowiekiem jest wolontariuszka, która zachwyca się pomaganiem wbrew polityce rządu, kim jest symboliczny pan Mączka, który chce kupczyć informacjami w zamian za odarcie uchodźców z resztek godności, odebranie im odzieży i pożywienia. Gracze nie dają się zatracić w zdehumanizowaniu – dzielą się chlebem mimo upokorzeń, które musieli pokonać i które pewnie jeszcze ich spotkają. A skoro następne osoby zakładają kostiumy i chcą wejść do gry, żywić można nadzieję, iż nie z pustej ciekawości, a z chęci współodczuwania losów uchodźców.

Gdzie w tej poruszającej wizji współczesnego świata znalazło się miejsce dla historii Polski, Podlaskiego, naszych ojców i dziadów? Przeważnie nigdzie. Pamiętam, kiedy na konferencji prasowej poprzedzającej premierę „Bieżeńców. Exodusu” zapytana dyrektorka Teatru Dramatycznego odpierała zarzuty o jednorazowość przedsięwzięcia między innymi zapewnieniami, iż w listopadzie zobaczymy część drugą, gdzie powrotom w rodzinne strony bieżeńców będą towarzyszyły filmowe retrospekcje ze scenami z tej z rozmachem zrealizowanej plenerowej inscenizacji, jakiej Podlaskie nie widziało i chyba prędko nie zobaczy. Niestety, ani Artur Pałyga tej inscenizacji nie widział, a i widzowie „Exodusu 2.0” nie mieli szansy zobaczyć nawet pół minuty z tamtej realizacji. Skąd mają wiedzieć, że dziennikarka Tatiana, która łaskawie przeprowadza wywiad z uciekinierami, w innym wcieleniu jest księżną Tatianą, która narzeka, że pociąg z bieżeńcami się spóźnił i „tyle zupy trzeba było wylać, bo skisła”. Deprecjonowanie pomocy, niesionej Polakom przez największą instytucję na terenach carskiej Rosji zwyczajnie razi.

Uchodźców z bieżeńcami miała też łączyć postać szeptuchy. Kiedy Aleksy znajduje fragment szczęki, później groby, opowiada o ludziach chowanych przy torach, szeptucha wraz z bezimiennym tłumem wykrzykuje „Wieczna pamięć”, jednak słowa panichidy tyczą wszystkich zmarłych, o jakich chcemy się modlić, nie tylko bieżeńców. Aleksy w opuszczonym domu znajduje stary pamiętnik, z którego dosłownie duka skrócony do postaci dwóch esemesów opis przyczyn bieżeństwa i jego charakteru. Znawcy historii wyłapią to bez pudła, podobnie jak poszukiwanie odebranych koni, osoby dalekie od fascynacji czasami pierwszej wojny światowej, mogą tego nawet nie zauważyć.

W spektaklu nie każda scena jest klarowna. Chciałbym wiedzieć, kim jest Aleksandra Maj, kiedy usiłuje symbolicznego samobójstwa topiąc się w nurtach wody podczas dialogu z szeptuchą, kim są młodzieńcy wyjadający dary z jej ołtarza. Czytelny jest jedynie przekaz modlitwy za żywych. Ale jak wspomniałem, dramatyczny głos Ewy Palińskiej z offu robiłby chyba większe wrażenie, niż jej „murzyńskość”. Trzeba przyznać, że po czterech latach pracy, Agnieszka Korytkowska-Mazur świetnie dobrała obsadę swojego pożegnalnego spektaklu. Idealnie trafiła z Moniką Zaborską-Wróblewską, wspomnianą Ewą Palińską czy trzymającą swój wyśrubowany poziom Katarzyną Siergiej. Cudowna Tatiana Aleksandry Maj z pociągu powróciła w postaci zmienionej nie do poznania dziennikarki z podobnym sukcesem. Jeśli nowa dyrekcja Dramatycznego postawi na klasykę, z pewnością i postura, i warsztat Franciszka Utki zapewnią mu mnóstwo pracy. Mniej rzucał się w oczy Grzegorz Falkowski, ale był to chyba zamierzony zabieg reżyserki. Czasem tylko pokazuje swoją dumę, rzucając kocem, kiedy łapie wolontariuszkę na odmówieniu mu prawa do bycia człowiekiem. W epizodach błysnął Patryk Ołdziejewski, świetnie czujący się w roli reżysera, plastycznie operujący ciałem jako pozbawiony koni, ogarnięty epilepsją, a może tylko bólem istnienia, bieżeniec.

Co się stało, się już nie odstanie. Kto widział „Bieżeńców. Exodus”, dowiedział się wiele o historii regionu, swoich sąsiadów, ale też przeżył wyjątkowe godziny, współuczestnicząc w wyjątkowym spektaklu. „Exodus 2.0”, oczyszczony z kilku grubych szwów i fastryga mających dowodzić wspólnych losów bieżeńców i uchodźców, byłby chyba lepszym spektaklem, szczególnie przy oryginalnej scenografii, niezgorszych kostiumach i choreografii. Za dużo nie zawsze znaczy lepiej.

Zobacz też:

Teatr Dramatyczny. Exodus 2.0 - próba przed premierą

Teatr Dramatyczny. Exodus 2.0, czyli współcześni uchodźcy (z...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny