Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Dramatyczny. Czego nie widać, czyli ciężkostrawna komedia omyłek

Anna Kopeć
Sztuka na szczęście jest przyzwoicie zagrana, co nie wywołuje u widza frustracji z powodu zmarnowanego czasu i pieniędzy.
Sztuka na szczęście jest przyzwoicie zagrana, co nie wywołuje u widza frustracji z powodu zmarnowanego czasu i pieniędzy. fot. Anatol Chomicz
Na karnawał Teatr Dramatyczny oferuje widzom farsę. To propozycja dla tych, którzy w teatrze szukają jedynie prostej, nieskomplikowanej rozrywki.

Sztuka w reżyserii Tomasza Leszczyńskiego i w scenografii Eleny Loli miała się wspinać na szczyty absurdu i groteski. Tymczasem białostocka wersja komedii brytyjskiego dramatopisarza Michaela Frayna "Czego nie widać" to raczej przeciętna farsa o życiu aktorów i zakulisowej rzeczywistości. Na szczęście przyzwoicie zagrana, co nie wywołuje u widza frustracji z powodu zmarnowanego czasu i pieniędzy.

Oto bowiem pewna trupa teatralna pod wodzą raczej nieudolnego reżysera przygotowuje spektakl na prowincjonalne tournée. Główny cel to nabicie kabzy na reklamie sardynek. Najpierw widz ogląda próbę (generalną, a może dopiero techniczną). Następnie tę samą scenę obserwujemy z perspektywy kulis. W trzeciej części widzimy ostatni wystawiany spektakl, a raczej tylko jego szczątki, które niezdarnie wręcz rozpaczliwie próbują poskładać aktorzy.

Klasyczny przykład "teatru w teatrze". Publiczność śledzi pracę aktorów i ich prywatne sprawy: problemy z zapamiętaniem tekstu, sceny zazdrości, rozliczenia finansowe, a nawet rękoczyny. I tak przez dwie godziny powtarzający się, nudnawy fragment sztuki w trzech różnych odsłonach. Intrygi, kłótnie, fascynacje, zazdrości i wzajemne sympatie i antypatie tworzą nieopisany chaos, który w kulminacyjnej scenie jakoś szczególnie widza ani porusza, ani bawi. Sytuację ratuje opadająca kurtyna.

"Czego nie widać" to dość umowna farsa, wypełniona marnymi grypsami jak opadające spodnie, nos "przypadkiem" roztrzaskany przez kolegę z zespołu czy kilkukrotne zapraszanie widzów na widownię. Tanie i po prostu słabe. Skąd taka popularność tego tekstu po obu stronach Oceanu Atlantyckiego? Doprawdy trudno ocenić. Fabularnie to żałosna parodia zakulisowego życia aktorów. zupełnie bezsensowna.

Krzyki, bieganina, trzaskanie drzwiami i kilku aktorów miotających się na scenie. Kompletny chaos. Na szczęście kontrolowany, a publiczność chwilami zdaje się nawet nieźle bawić. Trzeba uczciwie przyznać, że aktorzy (Arleta Godziszewska, Krystyna Kacprowicz-Sokołowska, Agnieszka Możejko-Szekowska, Monika Zaborska-Wróblewska, Bernard Bania, Franciszek Utko, Piotr Półtorak, Piotr Szekowski, Mateusz Witczuk) w tej komedii omyłek wypadają poprawnie. Trzymają tempo, sprawnie i z należytym dystansem wcielają się w kolejne postaci. Trudno jednak stwierdzić czemu mają służyć ich sceniczne popisy.

"Czego nie widać" to propozycja dla publiczności nastawionej na czystą, bezrefleksyjną rozrywkę. I taka pozycja powinna się obronić w każdym teatrze - a szczególnie w czasie karnawału. To wystarczające usprawiedliwienie. Ambitniejsi widzowie powinni się wystrzegać tego typu teatralnych przyjemności.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny