Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tatarska Jurta w Kruszynianach staje na nogi po pożarze, który strawił wszystko (zdjęcia)

mj
Od strasznego pożaru minął miesiąc, ale właściciele Tatarskiej Jurty nie załamują się i starają się dalej prowadzić swoją działalność
Od strasznego pożaru minął miesiąc, ale właściciele Tatarskiej Jurty nie załamują się i starają się dalej prowadzić swoją działalność Mieczysław Jurkowski
Od pożaru, w którym niemal doszczętnie spłonęła Tatarska Jurta w Kruszynianach upłynął już prawie miesiąc. Sprawdzamy jak sobie radzą po tej wielkiej tragedii jej właściciele oraz jakie mają plany na przyszłość

Mimo tej ogromnej tragedii jaka nas spotkała, musimy dalej żyć - mówi Dżenneta Bogdanowicz, współwłaścicielka Tatarskiej Jurty w Kruszynianach.

Rozmawiamy z nią blisko miesiąc po pożarze, który strawił niemal doszczętnie ich majątek. W weekend majowy,

z którym wiązali duże nadzieje oraz w przygotowanie którego zainwestowali wszystkie swoje pieniądze, zostali niemal z niczym. Wszystko runęło.

Przeczytaj koniecznie: Tatarsja Jurta doszczętnie spłonęła. "Pożar widać było z daleka". Straty na 1,5 mln zł (video, youtube, zdjęcia)

- Jak był jeszcze dym na tych zgliszczach zadaliśmy sobie pierwsze pytanie: co robimy? Z mężem byliśmy nieprzytomni, w ogóle nie ma o czym mówić - mówi łamiącym się głosem.

Ale jak podkreśla z dumą, dzieci stanęły na wysokości zadania. Bo sama nie wie, jakby się oboje z mężem podnieśli po tym pożarze. Siedemnaście lat ich pracy i oszczędności w kilka godzin przestało istnieć.

- Dzieci powiedziały: Mamusiu, jak to co robić? Karmimy ludzi. Nie możemy ich zawieść - opowiada.

**To też Cię zainteresuje:Tak dwie doby po pożarze wygląda legendarna Tatarska Jurta w Kruszynianach (zdjęcia)**

I tego samego dnia na tych zgliszczach wyciągnęły sprzęty. Szybko się okazało, że jej dzieci potrafią się odnaleźć w każdej sytuacji. Ta tragedia pokazała jak bardzo potrafią się zorganizować, jak są silni w rodzinie. Nikt nie musiał mówić co i jak, wszystko zostało momentalnie zorganizowane. Powstało obozowisko, gdzie razem wspólnie gotowali dla ludzi. Tych którzy do nich przyszli i których nie chcieli zawieść, bo nie każdy wiedział, co się tutaj wydarzyło.

Już pierwszego dnia okazało się też, jakie mają wsparcie w ludziach. Tych znajomych, ale też zupełnie obcych. Zaczęli przyjeżdżać do nich przyjaciele z całej Polski. Jeszcze tego samego dnia, jak się tylko dowiedzieli w nocy czy nad ranem wsiadali w samochód i nie patrząc na kilometry jechali do nich, aby wesprzeć ich nie tylko własnymi rękoma, ale też i pieniędzmi.

Więcej na ten temat: Piknik w Kruszynianach. Na pomoc Tatarskiej Jurcie (zdjęcia)

Bronisław Talkowski, przewodniczący gminy muzułmańskiej i cały zarząd stanęli na wysokości zadania i od razu pozwolili im korzystać z terenu obok Tatarskiej Jurty. Mogli się przenieść i znosić to, co udało się jeszcze uratować. A przyjaciele siedząc na trawie myli i czyścili te wszystkie przedmioty. Większość z nich niestety nie nadaje się dla gości.

- Oni byli razem z nami w tym nieszczęściu, ale to co się wydarzyło, to nas wzmocniło, pokazało również jakie zdanie ludzie mają o nas - podkreśla Bogdanowicz.

Niemal momentalnie na Facebooku, w dzwoniących telefonach, sms-ach pojawiły się głosy wsparcia. Przyjaciele założyli im konta pomocowe, gdyż pogorzelcy zwyczajnie nie mieli do tego głowy. Zorganizowali zbiórkę. Wiedzieli bowiem, że Tatarska Jutra to ich miejsce pracy: jeśli nie karmią ludzi to nie istnieją. Tym bardziej, że Bogdanowiczowie nigdy o nic nie prosili, sami starali się zarobić na siebie i pomagać innym w różny sposób. Teraz przyszedł moment, że sami bardzo potrzebują wsparcia.

- Chyba nigdy nie będę w stanie wymienić wszystkich osób, które nas wspomogły. Tych, którzy wspierają nas psychicznie i finansowo - mówi z wdzięcznością.

Wspomina znanych kucharzy z Warszawy, którzy wraz z jej córkami i zięciami gotowali posiłki. To nie byłoby możliwe gdyby nie udostępnienie im kuchni w Centrum przez gminę wyznaniową. Posiłki podawano najpierw pod zwykłymi namiotami, teraz mają udostępniony jeden duży namiot, który został przeznaczony na salę jadalną. Bez niego w deszczowe dni nie mogliby nic zrobić.

- Poszło siłą rozpędu i trwa to do dzisiaj. Dostaliśmy wędkę - mówi zadowolona.

Bez tej wędki nie mogliby myśleć o przyszłości. Teraz działają w miarę normalnie, na tyle na ile pozwalają warunki. Nie mogą np. jeszcze w weekendy karmić grup zorganizowanych, bo kuchnia jest niewystarczająca. Turyści wiedzą, że Tatarska Jutra spłonęła, ale wiedzą też, że mogą tu przyjechać i coś zjeść. Co prawda, na jednorazówkach, za co Dżenneta przeprasza gości, ale jak mówi, ludzie przyjmują to pozytywnie. Cieszą, że się podnoszą, że pracują i że się nie poddali.

- Jesteśmy silni, żyjemy, nie poddajemy się - zapewnia Dżenneta Bogdanowicz.
Wierzy, że Jurta się odrodzi i że będzie jeszcze piękniejsza.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto