Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarasewicz: Białystok nie jest tolerancyjny

Marta Gawina
Nic się nie zmieni, jeśli nie będzie wiedzy. Zaczynać trzeba od szkół
Nic się nie zmieni, jeśli nie będzie wiedzy. Zaczynać trzeba od szkół
Ludzie atakują rzeczy, które im przypominają własną rodzinę, własne kompleksy - uważa Leon Tarasewicz, polski malarz białoruskiego pochodzenia

Kurier Poranny: Wczoraj napisaliśmy, że studenci z zagranicy spotykają się w naszym mieście z agresją. Tylko dlatego, że mówią innym językiem. Wiele osób czuje się obrażonych stwierdzeniem, że Białystok jest miastem nietolerancyjnym. A co Pan sądzi?

Leon Tarasewicz: Białystok nie jest tolerancyjny. W tym mieście została przerwana ciągłość kulturowa. Nie ma już ludzi, którzy mieszkali tu do wojny, którzy tworzyli bardzo wielowarstwową tkankę kulturową. I, jak mówi pan Lechowski, chyba tylko 30 nazwisk się powtarza. Pozostali to ludzie, którzy przyjechali tu z okolicznych miejscowości. I ich nietolerancja najczęściej wynika z niewiedzy.

Najbardziej nietolerancyjni w Białymstoku są neofici. Ci ludzie atakują rzeczy, które im przypominają własną rodzinę, własne kompleksy. I starają się być bardziej papiescy niż papież.

Pana zdaniem, białostoczanie nie akceptują inności, bo są skądś? Bo leczą kompleksy?

- Dokładnie tak. Ja mam przykład z 1988 roku. Jadąc w pociągu Białystok - Warszawa, rozmawiałem po białorusku z moim kolegą. Wszyscy pasażerowie wyszli ostentacyjnie z przedziału. A potem jedna pani powiedziała mi, że jestem niekulturalny, bo nie rozmawiam po polsku. Zapytałem tę panią, skąd jest. Okazało się, że pochodzi z miejscowości sąsiadującej z moją. Bo prawda jest taka, że można jechać w Warszawie i rozmawiać w innym języku i nikt nie wyjdzie z przedziału.

Czy tylko Białystok ma problem z akceptowaniem inności?

- Nie. Takim miejscem jest też Przemyśl, gdzie jest wyraźny kompleks ukraiński, wyraźny wróg. Debilizm do tego dochodzi, że na przykład rozebrano kopułę w świątyni unickiej. Była to drewniana kopia kopuły watykańskiej bazyliki. To już przykład takiego wybitnego kompleksu. Takim miastem było też Opole, ale tam jakoś się uspokaja. Ponieważ, poza władzą, niemiecko-polska sprawa się prostuje. Ale także w Gdańsku wyłażą wszelkie ksenofobie. To również miasto, gdzie wszyscy skądś przyjechali.

O Warszawie też mówi się, że wszyscy są skądś.

- Ale tam tego nie ma. Warszawa jest miastem, gdzie można być skądś. Tam można zapomnieć o swej przeszłości. W Warszawie jak ktoś jest inny, to na salonach może być lepiej postrzegany. Nawet na przyjęciach para homoseksualna może trzymać się za ręce.

Wcześniej wymienił Pan miasta przygraniczne. Nietolerancja to tylko ich problem? Przecież od lat zamieszkują je mniejszości narodowe.

- W tych miastach politycy wykorzystują kompleksy ludzi i specjalnie nakręcają nietolerancyjną koniunkturę. Żeby mieć efekt. Ale z wielkim optymizmem obserwuję tereny przygraniczne niemiecko-polskie, gdzie mam wielu przyjaciół. Bez polityków życie sobie spokojnie płynie. Strachy Klossów odchodzą w zapomnienie.

To co można zrobić, żeby podobnie było na Podlasiu?

- Trzeba dać wiedzę. Tak się składa, że my, Białorusini, wiemy wszystko o Polakach, a Polacy nic nie wiedzą o Białorusinach, mają tylko różne fobie. Gdyby była wiedza, inaczej by się rozmawiało. Trzeba zacząć od szkół. Tu powinny być informacje o innych narodach, kulturach, językach.

Dziękuję za rozmowę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny