Policja oskarża taksówkarza Romualda Horosza (zgodził się na publikację danych) o to, że w maju i czerwcu 2013 roku uszkodził zamek w skrzynce telefonicznej, z której korzystają taksówkarze stojący na postoju w centrum Sokółki. Sprawa trafiła do sądu.
- W maju, gdy po raz pierwszy zamek został zepsuty, byłem na postoju, ale tego nie zrobiłem. Natomiast, gdy doszło do drugiego uszkodzenia, nawet nie było mnie na postoju - bronił się Romuald Horosz. - Każdy wie, że telefon stoi na chodniku, więc praktycznie każdy mógł zrobić to, co zarzuca się właśnie mnie.
Horosz na postoju taksówek stanął w marcu ubiegłego roku. Jak twierdzi, od razu zapytał pozostałych taksówkarzy o możliwość korzystania z telefonu. Odesłany do Grzegorza G. miał usłyszeć kategoryczną odmowę. Próbował interweniować u burmistrza Sokółki. W odpowiedzi dostał pismo, w którym burmistrz stwierdzał, że nie jest organem kompetentnym do rozstrzygania tego sporu.
W czwartek przed sądem wszyscy taksówkarze zgodnie zeznawali, że żaden z nich nie widział kto psuł zamek. Ale wszyscy jako podejrzanego wskazują Romualda Horosza.
Konflikt trwa od sierpnia. Przedmiot sporu w centrum Sokółki stoi już od ponad 50 lat. Między taksówkarzami obowiązywała konkretna umowa: wszyscy, którzy korzystają z numeru zrzucają się na abonament.
Odkąd numer został przepisany na Grzegorza G., zasada kto płaci, ten korzysta została ograniczona tylko do kilku osób. Czterej taksówkarze nie są dopuszczani do aparatu. I stąd wziął się problem.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?