Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak zwana repatriacja. Polacy - wygnańcy

Adam Czesław Dobroński [email protected]
dla wielu Polaków było to wygnanie z rodzinnych stron
dla wielu Polaków było to wygnanie z rodzinnych stron Wojciech Wojtkielewicz/Archiwum
Polska ucieszyła repatriantów, ale niewiele miała do zaoferowania przybyszom. W Białymstoku przerażały ruiny, urząd repatriacyjny zachęcał do dalszej jazdy. Na zachodzie Polski miało być lepiej.

Około 15 kwietnia 1945 r. władze podstawiły wagony na torach stacji Bieniakonie, miejscowości wpisanej w życiorys Adama Mickiewicza.

Rodzina Przezdomskich zapisana była na wyjazd w Wilnie, ale ojczym Heleny (Lili) - mojej rozmówczyni - bał się, by go tam czerwoni nie cupnęli. Jako były białogwardzista miał z nimi porachunki jeszcze z okresu poprzedniej wojny.

Wagon był towarowy, kryty, z piecykiem w środku, bez dziury w podłodze udającej ubikację.

Przychodzące rodziny wrzucały do środka tobołki służące podczas jazdy za siedzenie i byle jakie miejsce do spania. W sumie uzbierało się ze 40 osób, w tym część bez papierów i ci ukrywali się za tobołkami.

Rodzina Przezdomskich wzięła ze sobą worek kartofli, worek mąki żytniej roztartej na żarnach, pięć kur w skrzyneczce. Pociąg ruszył, nikt nie miał ochoty na śpiew, nawet na głośne modlitwy. Ilekroć lokomotywa szarpnęła lub nagle hamowała piecyk odjeżdżał w kąt wagonu, a woda (zupa) z garnków wylewała się na podłogę.

Okazało się też, że trzeba podczas postojów kraść węgiel. Nie było z tym zbytnich problemów, wszak słusznego złodziejstwa nauczyli się wszyscy w "raju sowieckim". Niestety, musieli też obyć się bez mycia, a wszy mnożyły się jak szalone.

Na jednej ze stacji szerokotorowe wagony kryte zamieniono na normalnotorowe brudne węglarki, zatem bez dachu, a kwiecień - plecień napędzał deszcze, noce były zimne.

Ojczym czuł się już bardzo chory (zmarł w lutym 1946 r.), więc matka Natalia wzięła sprawę w swoje ręce i wraz z innymi kobiety podczas postojów robiły wyprawy "po dach". Na kolejnej stacji wypatrzyły duże kawały dykty.

Był to materiał na skrzydła do samolotów (kukuruźników?) i wartownicy zaczęli strzelać. Kobiety odniosły jednak sukces, udało się częściowo zadaszyć węglarkę. Zimno dokuczało 16-letniej Lili, choć miała na sobie wełniane pończochy domowej roboty i osobliwe buty, dzieło mamy plus sąsiada. Mama sama wyprawiła skórę cielęcą, a sąsiad wykroił z drewna podeszwy.
Polska ucieszyła repatriantów, ale niewiele miała do zaoferowania przybyszom. W Białymstoku przerażały ruiny, miejscowy Państwowy Urząd Repatriacyjny zachęcał do dalszej jazdy, na zachodzie miało być lepiej.

Tygodniowy postój wypadł w Bydgoszczy. Nikt nie wiedział na co tak długo czekają. Może na zmiłowanie Boże?! Dojechał tu pociąg z Wilna, ojczym odnalazł znajomego pana Hryniewicza. Ten nie miał wątpliwości, że trzeba jechać na Ziemie Odzyskane. Niemcy stamtąd uciekli, zostały domy i pola, trza brać co lepsze i zaczynać nowe życie. Gdzie dokładnie? Mapy nie było, w szkołach o tamtych ziemiach nie uczyli. Padło na Szczecinek.

Po trzech tygodniach podróży wymęczeni repatrianci wyładowali się na rampę. Był piękny słoneczny dzień, niedaleko od stacji stały całe dwu-, trzypiętrowe domy. Młodzi skrzyknęli się i pobiegli na zwiady. Lila znalazła kolorową filiżaneczką do herbaty, talerzyk i skarb nad skarby - szczotkę do zamiatania. Nie miotłę z witek brzozy, ale prawdziwie miejską szczotkę. Wymachując nią przybiegła do swoich. Ojczym natychmiast zrobił użytek z laski, krzycząc: To ja ciebie na złodziejkę chowałem! Co innego kraść słusznie u Ruskich, co innego u siebie. No, prawie u siebie.

Mama zażegnała ogniwo wojny domowej, zgodnie zaczęto szykować się do zasiedlenia. Mężczyźni przyszli jednak z wiadomością, że w domach nie ma wody i światła. A ponadto cholera wie, czy faszyści nie zostawili jakichś min. No to przesiedleńcy zostali na noc na rampie. Najbardziej martwiła się pani, co aż tu dowiozła fortepian. Pewnie rodowy.

Późnym wieczorem, mogła być godzina dziewiąta, nagle nadbiegli czerwonoarmiści, strzelali w górę, krzyczeli. Cywili zmroził strach, a potem to były już tylko łzy szczęścia i nastało powszechne całowanie.

Koniec wojny! Germańcy kaput! Rano zaczęło się przejmowanie zdobycznego mienia. Najwięcej cieszyli się państwo Hryniewiczowie, którzy zajęli piękną willę nad jeziorem, nawet zapraszali Przezdomskich do siebie na pięterko. Po miesiącu przyszli jednak "wyzwoliciele" i Wilniuków wyrzucili, bo to miał być obiekt wojskowy.

Przezdomscy zamieszkali skromniej, a i tak wygodniej niż dawniej. Któregoś dnia pojawiła się Niemka i błagała o pozwolenie wzięcia z piwnicy słoików z dżemem agrestowym, bo skończyły się jej wszelkie zapasy. Ojczym dobrze znał język niemiecki, przepytał zalęknioną właścicielkę i zezwolił.

Trzy miesiące później cała rodzina przeniosła się do Łobez (Łobza), gdzie był nie tylko domek, ale także miejsce pracy i stołówka. Tu już nikt nie miał wątpliwości, że II wojna światowa się skończyła. A czy wybuchnie trzecia?

W 1949 r. rodzina mojej rozmówczyni przyjechała do Białegostoku, zamieszkała w budynku przy ul. Kraszewskiego, potem przy ul. Sienkiewicza w pokoju, w którym podczas remontu trzeba było zerwać 16 kolejno na siebie nałożonych tapet!

Normalnością zapachniało w nowym bloku przy ul. Podleśnej. Mniej szczęścia miała właścicielka pobliskiego domku. Przedsiębiorstwo miało jej zbudować tytułem zadośćuczynienia siedzibę w rejonie ul. Prusa. Zbudowało, ale z płyty wiórowej, a oszukaną obywatelkę wyeksmitowała milicja.

PS. Mówiono repatrianci, w większości jednak były to osoby, które nie wracały do stron rodzinnych, a uchodziły z ojcowizny do Polski w obawie przed represjami.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny