Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na kobiety nie mam czasu

Redakcja
- Jak się Panu udaje przez tyle lat utrzymywać w światowej czołówce? Skąd czerpie Pan motywację do gry? - zapytaliśmy Waldnera w czasie Idea Polish Open.

"Król" tenisa stołowego - Jan Ove Waldner:

 35-letni Szwed Jan Ove Waldner jest najbardziej utytułowanym pingpongistą świata. Nie ma takiego trofeum, którego nie miałby w swojej kolekcji. Pierwszy wielki sukces odniósł w 1982 roku - w Budapeszcie jako szesnastolatek został wicemistrzem Europy juniorów. W 1989 roku w Dortmundzie zdobył podwójne złoto mistrzostw świata - w singlu i drużynie. Ma w kolekcji sześć tytułów mistrza świata (w singlu i drużynie), jest mistrzem olimpijskim z Barcelony i wicemistrzem z Sydney, ma dziesięć złotych krążków z ME, siedmiokrotnie wygrywał TOP-12, dwukrotnie zdobywał Puchar Świata. Dziennikarze prześcigają się w wymyślaniu mu przydomków: "Mozart", "Profesor", "Car" tenisa stołowego, kibice uwielbiają go oglądać. Przez wiele lat sportowej kariery nigdy nie zszedł poniżej poziomu, do którego nie pasowałoby określenie mistrzowski.
 - Po skończeniu szkoły podstawowej zdecydowałem, że gra w ping-ponga będzie moim zawodem. Sprawia mi olbrzymią przyjemność fakt, że po tylu latach gry wciąż jestem na topie. Wciąż mam ogromną motywację do uprawiania sportu, dostarczają mi jej kolejne zwycięstwa. Wciąż lubię ten dreszczyk emocji towarzyszący spotkaniom o wysoką stawkę. Można być najlepszym, jednak tak aktywne życie, jakie prowadzi zawodowy tenisista, może szybko wywrzeć na nim negatywne skutki. Duża ilość turniejów, mistrzostwa świata, Europy, igrzyska - to wszystko powoduje, że nie tylko ja, ale każdy zawodnik ma niewiele czasu na odreagowanie stresu po meczu. Ja staram się - myślę, że skutecznie - robić to zawsze. Myślę pozytywnie i po pojedynku, niezależnie od wyniku, staram się nie rozwodzić nad tym, co zrobiłem dobrze, a co źle podczas gry.
 - Nie miał Pan wobec tego w karierze momentów załamań, kiedy chciał Pan rzucić rakietkę w kąt i przestać grać?
 - Miałem takie momenty, zawsze kiedy nie udawało mi się zostać mistrzem Europy. Długo czekałem na ten tytuł. Takie chwile zwątpienia szybko jednak mijały, po dwóch, trzech tygodniach odpoczynku znów chciałem grać.
 - Jest Pan uważany za geniusza tenisa stołowego. Co bardziej decydowało o Pana sukcesach: talent do gry, czy praca?
 - Poczucie bycia utalentowanym może by złudne. Wydaje ci się, że masz talent i przestajesz nad sobą pracować. Praca jest ważniejsza niż talent, ale najlepiej, gdy to się uzupełnia.
 - W tenisowym światku jest Pan znany z zachowywania stoickiego spokoju przy stole. Jaki jest Pan w normalnym życiu?
 - Tenis to moja praca i przez lata gry udało się dopracować własnego stylu zachowania przy stole. Potrzebuję wtedy maksymalnej koncentracji. Poza stołem jestem bardziej żywiołowy, ale też raczej spokojny, staram się podchodzić do życia z lekkim dystansem, może nawet na luzie.
 - Jest Pan jednym z najbogatszych pingpongistów świata. Na co wydaje Pan pieniądze, może na kobiety?
 - Pieniądze nigdy nie były dla mnie ważne. Dobrze grałem, więc i dobrze zarabiałem, ale nigdy nie grałem dla pieniędzy. Teraz też się nimi nie zajmuję, moimi interesami zarządza specjalna firma. A wydawanie na kobiety to dobry pomysł...
 - Zwłaszcza, że nadal jest Pan kawalerem...
 - Tak, wciąż nie mam żony, za dużo podróżuję, nie mam czasu na poszukiwania.
 - A w golfa gra Pan nadal?
 - To moja ulubiona rozrywka, zresztą golfem zajmuje się cała szwedzka reprezentacja. Nie jestem najlepszym golfistą, ale bardzo lubię to robić, bo golf uczy koncetracji, ale i relaksuje. Chętnie spędzam też czas z moimi przyjaciółmi: tenisistą Bjoernem Borgiem oraz piłkarzem Thomasem Brolinem. Znakomicie się z nimi bawię.
 - Co zamierza pan robić po zakończeniu kariery?
 - Wynik turnieju olimpijskiego wskazuje na to, że chyba nie powinienem jeszcze o tym myśleć (śmiech). Choć może po mistrzostwach świata w przyszłym roku trzeba się będzie zastanowić nad przyszłością. Prawdopodobnie zajmę się interesami, będę reprezentował szwedzkie firmy na chińskim rynku. Pewnie w Chinach będę spędzał parę miesięcy w roku.
 - Pana pojedynki z Andrzejem Grubbą weszły do historii tenisa stołowego. Jak Pan podchodził do tych gier?
 - Mecze z Andrzejem wspominam jako te z gatunku najtrudniejszych, a jednocześnie największych wyzwań w moim tenisowym życiu. Zagraliśmy razem wiele spotkań i chyba niewiele się pomylę mówiąc, że każde z nich stało na odpowiednio wysokim poziomie, miało swoją dramaturgię. Każde z nich było też zupełnie niepodobne do poprzedniego. Myślę, że wspomnień z tych spotkań starczyłoby na sto lat.

Wysłuchała: MAŁGORZATA SYRDA-ŚLIWA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski