Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Biendzio miał trzynaście lat i musiał pracować w kopalni

Alicja Zielińska
Alicja Zielińska
Szczęśliwe dni z rodziną, przed wojną. Tadeusz Biendzio( z lewej)  z bratem i rodzicami.
Szczęśliwe dni z rodziną, przed wojną. Tadeusz Biendzio( z lewej) z bratem i rodzicami.
Wezwano mnie do biura. Myślałem, że czeka już NKWD. Przełożony jednak kazał usiąść, sekretarce polecił zaparzyć herbatę. Zapytał, czy jest mi ciężko. Miałem 13 lat, dostawałem 500 gramów chleba, pracowałem w kopalni po 12 godzin i miałem wyjście raz na miesiąc. Jak miało mi nie być ciężko? Te wspomnienia Tadeusza Biendzio pokazują, w jak strasznych warunkach przyszło żyć polskim dzieciom na zesłaniu w Związku Radzieckim.

Tadeusz Biendzio z mamą i bratem został wywieziony do Kazachstanu podczas drugiej deportacji w kwietniu 1940 r. Ojciec - ochotnik wojny polsko-sowieckiej w 1920 r., policjant został rozstrzelany przez Rosjan w kilka tygodni po napaści na Polskę. Tadeusz na równi z dorosłymi od razu musiał ciężko pracować na zsyłce. Miał 10 lat i pasł cielęta. Stado liczyło 150 zwierzaków, a on jeden. Wystarczyło, że nadleciał jakiś owad i zabzyczał, cielaki rozbiegały się po całym stepie. Ileż trzeba było się nabiegać, by zebrać je do gromady. Po popołudniu pędził w kolejkę, żeby dostać trochę mleka, przysługującego sybirakom na kartki.

Wyrzucał obornik z obory na wielką pryzmę. Kołchoźnicy ugniatali go nogami, kiedy wysechł, cięto ten nawóz na kawałki, by później wykorzystać na opał. Podlewał też pole znajdujące się na skarpie. Musiał wnieść po stopniach 200 wiader wody, to był wielki wysiłek jak na nastolatka.

W 1941 r. Niemcy napadli na Związek Sowiecki. W zesłańców wstąpiła nadzieja, że może uda się im wrócić do kraju. Niestety zaczęła się kolejna gehenna. Konie i traktory zabrano na front. Mężczyźni poszli do wojska. Na kobiety spadły wszystkie obowiązki, zbiory szły na front.

Tadek poprosił, by pozwolono mu pracować w stepie, by dostać przynajmniej miskę jedzenia. Woził zboże do stacji, odległość wynosiła 10 km. Jak wspominał, zwykle jechało kilka fur. Kombinował zawsze, aby ustawić się na końcu, następnie wyczekać moment, kiedy się zatrzymywali, wykopać dołek i napełnić go zbożem, żeby potem nocą pójść w to miejsce i wykopać te odrobinę ziaren.

Był pomocniczym w ślusarni. Pracował przy produkcji elektrod do spawania. Druty należało obtaczać w sodzie kaustycznej. Stamtąd przeniesiono go do działu, gdzie gotowano uszczelki z azbestowych sznurów. Co to oznaczało dla zdrowia, nie trzeba tłumaczyć.

W rejonie Aktiubińska, podczas ich zesłania wykryto złoża rudy niklowej. Zaczęto wydobywać rudę. Ruszyła budowa kolei, w ciągu dwóch miesięcy powstało miasteczko. Wielu Polaków pracowało w kopalni. Tadek dodał sobie trzy lata, żeby też się zatrudnić. Bo praca oznaczała chociaż minimum jedzenia. Któregoś razu o mało nie wpadł do kotła razem z szuflą. Wypompowywał wodę. I tak pracował na przemian miesiąc na nocną zmianę, miesiąc na dzienną. W nocy temperatura spadała do zera stopni, w dzień sięgała 45 stopni. Któregoś razu nie dopilnował jednej z pomp. Nadzorca zaczął straszyć łagrem. “Wezwano mnie do biura - opowiadał. - Myślałem, że czeka już NKWD. Przełożony jednak kazał usiąść, sekretarce polecił zaparzyć herbatę. Poczęstował ciastkami i zapytał, czy jest mi ciężko. Miałem 13 lat, dostawałem 500 gramów chleba, pracowałem po 12 godzin i miałem wyjście raz na miesiąc. Jak miało mi nie być ciężko? Dał mi wtedy kartkę - coś w rodzaju skierowania do warsztatu remontowego. Było już trochę lżej.

7 listopada 1945 roku podstawiono samochody. Nie był to jednak upragniony powrót do kraju. Okazało się, że nie wszystko jest załatwione. Znowu ich rozpuszczono po kazachskich rodzinach. Znowu nie mieli co jeść. Chodzili do Związku Patriotów Polskich, w siedzibie tej organizacji coś dostawali, ale i tak byli zaraz głodni.

Przetrwali tak do 2 marca 1946 r. Załadowano ich do wagonów. Wstąpiła nadzieja, że to nareszcie koniec gehenny. “Było zimno, 45 stopni mrozu. W nocy z 4 na 5 marca pociąg ruszył - opowiadał Tadeusz Biendzio. - Wszyscy się zerwali. Pomalutku jedziemy, potem coraz szybciej. Płacz, modły dziękczynne, do rana nikt nie spał. Zachowywaliśmy się tak jakby wszyscy poszaleli”.

Jechali przez Kijów, Lwów, Rawę Ruską, widzieli ogrom nieszczęść, które spowodowała wojna. Wreszcie wjechali do Polski. Radość była nie do opisania. Pociąg zmierzał na ziemie odzyskane, na zachód. “Chcieliśmy jechać do Białegostoku. Udało się dostać wagon, który był podczepiany pod różne pociągi i dotarliśmy szczęśliwie do Białegostoku. Wyładowano nas do Państwowego Urzędu Repatriacyjnego”.

Wspomnienia Tadeusza Biendzio przekazała jego córka Iwonna Górak. Spisała je Bogumiła Brzozowska z czasopisma Sybirak. Pan Tadeusz niestety nie doczekał ich druku. Zmarł 2 kwietnia 2003 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny