Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

T. Love - Old Is Gold (2 CD)

(dor)
T. Love – Old Is Gold
T. Love – Old Is Gold
"Old Is Gold" to swego rodzaju opus magnum dobiegającego 50-tki Muńka Staszczyka. A jednocześnie świadectwo fantastycznego opanowania rzemiosła przez muzyków i realizatorów.

Album rozpoczyna "Black & Blue", piosenka zrealizowana w manierze brzmieniowej lat 50. Przybrudzona saksofonowym noisem z zupełnie innej epoki. Staszczyk jest mroczny, lekko nieziemski, tylko specyficzny sposób wymowy zdradza, że to on, a nie wokalista Jesus Volt.

We "Frontline" grupa rusza w podróż jakby śladami Morphine. Nisko brzmiące tony saksofonu wciągają do wnętrza. To jakby pieśń drogi, oparta o teksaskie pojmowanie bluesa, z świetnym pianinem w tle, no i tekstem jakby inspirowanym "On the Road" Kerouaca. Cholernie plastycznym i muńkowym

Tytułowy "Old Is Gold" to najprawdziwszy rhythm and blues, jaki nagrywali pochodzący z Polski bracia Chess w Chicago. Niekoniecznie Muniek musi śpiewać "hey baby", ale on lubi takie mruganie okiem. A sam tekst to apoteoza największych gwiazd rock and rolla -od Chucka Berry po Joe Strummera i skwitowaną słowem stop śmierć Lennona. Do tego stylowe solo na gitarze i pomrukujący saksofon.

"Wieczorem w mieście - film" to bardziej dancingowa wersja rhythm and bluesa. Ale spokojnie - taka muzyka w USA nadal ma swoich odbiorców, a prężne wytwórnie bluesowe wciąż znajdują nowe talenty, które chcą tak właśnie grać. A na zakończenie przez chwilę mamy zgiełk godny The Rolling Stones.

Dopiero w piosence "Menora Bentz" T. Love wracają do swojego chuligańskiego brzmienia. Muniek jakby odzyskuje werwę, bo nawet w tekście zaczyna układać takie rymy, że aż krew krąży żywiej nie tylko od rockowo-punkowej rytmiki.

Przesterowana basówka grająca klasyczny walking otwiera "Syna marnotrawnego". Piosenka tyczy skutków zabawy z narkotykami, a opatrzona jest psychodelicznym brzmieniem lat 60. Gitara z wah wah, hałaśliwe blachy, elektronowe organy - ależ ci faceci złapali groove.

Dla odmiany, w "Jak nigdy" mamy i chórki, staranną aranżację drugiego planu i piosenkę w klimacie ballady blues-country. A i słowa o końcu miłości zaśpiewane są nie wprost przez magistra Staszczyka. Wielki talent.
Po czym zespół przechodzi już do jawnej afirmacji Johnny Casha. I muzycznej i słownej.

"Mętna woda" to następny rewelacyjny plastycznie obrazek. Muniek - mistrz lapidarnego słowa przed wrażliwym słuchaczem potrafi wyczarować cały świat i poprowadzić opowieść na poziomie filmu "Pat Garret & Billy the Kid".

Czasem na tym krążku tytuły mają podpowiedzieć źródła inspiracji. Tak jest na pewno w przypadku "Tamla Lavenda". Umówmy się - T. Love nie ma nic wspólnego z brzmieniem Tamla Motown, a Muniek, który bawi się w śpiewanie falsetem , bliższy jest Mickowi Jaggerowi w jego umizgach do disco niż czarnoskórym artystom, ale ta stylizacja ma niesamowity dźwięk. Słychać, że ci faceci są za pan brat z muzyką od urodzenia, a nie tylko odrobili lekcję z "oldies".

Wybrana na pierwszy singiel piosenka "Poeci umierają" to następny perfekcyjnie wyprodukowany hit T. Love. Staranne brzmienie, mnóstwo smaczków i tekst, w którym Muniek podkreśla, że nie jest zwykłym rock and rollowcem - chociaż nie mówi tego wprost. Długo jeszcze trzeba będzie czekać, by ktoś go potrafił zastąpić w polskim rocku.

Pierwszy album kończy teksańsko-countrowy "Stanley". Ma też w sobie elementy southern - także w tekście. Wszak amerykańskie Południe ma być ostoją tradycji, a bohater tej piosenki nosi przecież krzyż. Ta piosenka zawiera w sobie wielki ładunek emocji i fundamentalne pytania o Boga. Można przy niej bawić się jak w filmie Blues Brothers przy "Rawhide" , a można zanurzyć się w rozmyślaniach. Zależy czego oczekujemy od rocka.

Drugi krążek Muniek rozpoczyna od niebezpiecznego igrania. W piosence "Lucy Phere" bowiem rozmawia ze złym. Ballada rozpisana na fortepian, harmonijkę, countrowe gitary nadaje się i do słuchania i do przytulania, tyle że nie każdy musi chcieć padać przy takim tekście w objęcia. Tak czy inaczej - Staszczyk wielkim poetą rocka jest.

Z wiejsko-amerykańskich klimatów Staszczyk zabiera nas ze swoim gangiem do "Nowego Jorku". Co ciekawe, to ballada napisana bardziej w klimacie irlandzkiej szanty. A opowieść w prostych słowach zawiera historię imigrantów zmieszaną z historią USA.

W czasach, kiedy Muniek zaczynał swoją karierę, w Polsce za oryginalną płytę winylową trzeba było zapłacić często pół wypłaty. Kiedy w Polsce pojawiły się pierwsze płyty CD, amerykański robotnik, mógł sobie pozwolić na jedną po godzinie pracy, Polak po dniu. Może dlatego Staszczyk opowiada o swojej miłości do małych sklepików z płytami w piosence "Ostatni taki sklep". Przecież nawet w Polsce, kiedyś w sklepach spotykali się fani nie tylko po to, żeby wydawać pieniądze, ale też poznawać nowości, dzielić się informacjami, zwyczajnie pogadać ze sprzedawcą. Teraz wszystko jest w internecie, ale pogadać o muzyce już nie ma z kim.

W piosence "2005" T. Love Muniek snuje opowieść o miłości. Wytrawny poeta rocka po raz kolejny kreuje cały świat od początku do końca. Nie epatuje ekshibicjonizmem, dyskretnie zaznacza, że jest mistrzem rockowej piosenki.

Piosenka "Moja kobieta" to kolejny ukłon w stronę country rocka. Muniek w tekście nie oszczędza słuchaczom wulgaryzmów, ale są w pełni uzasadnione. Brzmienie uzyskane w studiu znów kojarzy się idealnie z amerykańskim graniem kowbojów.

Apogeum amerykańskiego wiejskiego grania to chyba "Country Rebel". Lekko wulgarny tekst to jakby country przefiltrowane przez estetykę The Clash. Nawet jeśli to tylko pastisz - to na koncertach może być naprawdę gorąco. Tylko panowie - akordeon musi być prawdziwy!

"Skomplikowany (Nowy Świat)" brzmieniem nawiązuje i do glam rocka lat 70. I do początków T. Love, kiedy tandetne organy i saksofon ubarwiały muńkowe śpiewanie. A tekst to po prostu kpina z portali społecznościowych. "Pier…ę fejsa" t o najmądrzejsze słowa tej płyty. Ale przecież trzeba tam być…

Za to "Modlitwie" Muniek znów wraca do miłości. W irlandzkich rytmach śpiewa proste słowa, które jak zawsze w jego wydaniu nie są banalne, a świetne unisono z saksofonem to kolejny smaczek tego krążka - oczywiście dla osób, które umieją słuchać.

"Henry Kadzidło" to tekstowe nawiązanie i do Casha i paradoksalnie do Nicka Cave. I po raz kolejny słychać, że zespół starannie aranżował każdą nutę. Smaczki perkusjonaliów, akordeon, ciekawe dęciaki i kilka gitar tworzy z tej countrowej i bardzo przebojowej gonitwy prawdziwe arcydziełko.

Dwupłytowe wydawnictwo kończy niemal gospelowe "Jeśli Boga nie ma tu". Co prawda brzmienie gitary bardziej przypomina erotyczne hity Marvina Gaye, ale Muniek po raz nie wiadomo który pisze tekst, który wchodzi do kanonu poezji polskiego rocka. A przy tym bez nadęcia, przypominają że jest tym samym rock and rollowym chłopakiem z Częstochowy co w latach 80., tyle że świadomym swojego miejsca na firmamencie życia.

T. Love nagrali płytę wyjątkowo dojrzałą i bardzo inteligentną. Przez najbliższe dwa lata z pewnością kolejne single trafią do uczciwych stacji radiowych, ale jeśli nie chcecie czekać - kupcie płytę jak najszybciej. Bo T. Love nie lubić się po prostu nie da.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny