Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztuka, ulica, cyganeria. Białystok 2020

Tomasz Maleta
Akcja Twój Pomysł Białystok 2020 jest najlepszym momentem do rozpoczęcia dyskusji, jaka za kilka lat będzie miejska kultura. Nadal w mezaliansie z promocją czy może już po rozwodzie? Nastawiona na masową rozrywkę czy niszowe formy sztuki awangardowej? Zbiurokratyzowana czy całkowicie obywatelska?

KULTura opery i KULTura młodych - stałe wartości, które przez ostatnie lata determinowały spojrzenie na białostocką kulturę. W przypadku opery potwierdzeniem tego kanonu było chociażby to, że jest bodajże jedyną inwestycją, którą tak solidarnie realizowały wszystkie rządzące do tej pory w województwie siły partyjne. Nie bez kozery możemy powiedzieć, że wizja muzyki poważnej złagodziła obyczaje o politycznym rodowodzie.

Jeśli chodzi o KULTurę młodych to była nieformalną wizytówką miasta, by w końcu znaleźć trwale miejsce w strategii rozwoju Białegostoku. Do tego stopnia, że każde wejście na żywo na ogólnopolską antenę prywatnej czy publicznej stacji telewizyjnej rodziło pytanie: No dobrze, a gdzie w tym mieście się podziali ciut starsi jego mieszkańcy? W praktyce najbardziej widocznym symbolem kultu młodości był taniec nowoczesny i przekonanie, że Białystok jest jego przysłowiowym zagłębiem. Sztuka ulicy teleportowana na sceny stała się, wraz z operą, trwałą wartością białostockiej kultury.

Obok nich nie brakowało zmiennych wartości, które odnosiły się do krótkoterminowych wydarzeń, zazwyczaj w ciągu jednego roku, by w następnym ustąpić miejsca kolejnym. Nie da się jednak ich oceniać bez odniesienia - w dłuższym horyzoncie czasowym - do tych constans. Te z kolei zawsze będą warunkowały aspiracje kolejnych sezonów artystycznych. Tyle że po latach trwałe wartości wypełniły się, choć w zupełnie odmienny sposób.

Dzieło zwieńczone

Opera Podlaska i Filharmonia działa już ponad rok. Z nieprawdopodobnej - jak na Białystok roku 2004 - idei Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego została, choć nie bez przeszkód, klasyczną instytucją kulturalną. Stała się nie tylko symbolem miasta, ale też jego atutem wizerunkowym czy kartą przetargową w konkursach i rankingach. Magnesem przyciągającym artystów, biznes, polityków. Co prawda wciąż wojewódzka, ale przez tak mocne zakotwiczenie w krajobrazie miasta najbardziej białostocka z białostockich. Rocznie wspierana przez miejski samorząd dwumilionową dotacją w formie wykupienia usługi kulturalnej.
Na pewno przez wiele lat sen powiek będą spędzały koszty związane z funkcjonowaniem gmachu przy Odeskiej. Ale zarówno od osób nim zarządzającym teraz i w przyszłości, jak i nadzorujących ich polityków, mamy prawo wymagać takiej transparentności, by z dobra wspólnego nie stała się wasalnym. Bez wątpienia po tym premierowym sezonie operowym możemy powiedzieć, że paradygmat, który przez dekadę ogniskował środowiska kulturalne, towarzyskie oraz partyjno-samorządowe, dopełnił się. Podobnie jak KULTura młodych przez taniec.

Jej eksplozja zaowocowała nieprawdopodobnym wysypem różnego rodzaju szkół. Powstawały jak grzyby po deszczu, niemal dosłownie przy każdej ulicy. Z jednej strony umasowienie edukacji pozwoliło młodym adeptom na bliski kontakt z tańcem, z drugiej zdjęło z tej formy sztuki aureolę wyjątkowości i elitarności. Wciąż jesteśmy postrzegani przez resztę kraju jako stolica tańca nowoczesnego, zapewne z wielu turniejów nasi tancerzy przywiozą laury, nie zabraknie też widowiskowych pokazów i przedstawień. Jednak już chyba bez takiej dynamiki, świeżości, by nadal być kołem zamachowym miastotwórczej roli kultury. Młodzi dorośli, niektórzy wyjechali, inni marzą, by po latach zmagań z wolnorynkowymi realiami krzewienia edukacji znaleźć się pod skrzydłami samorządu. Tym samym Białystok stoi przed wyzwaniem szukania nowych wzorców.

Ciszej nad tą trumną

Wydawało się, że takim naturalnym przejściem będzie urzeczywistnianie wartości i wizji, które zwieńczyły pomysł ubiegania się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. To, czy były szanse, by wygrać z innym miastami, to oddzielny temat. Jednak należało oczekiwać, że zgłoszony projekt i strategia jest na tyle realna i zrozumiała co najmniej dla białostoczan, by mogli się z nią utożsamiać i wcielać w życie w następnych latach (nawet w przypadku przegranej w konkursie). Dziś niewiele wskazuje, by tak się stało.

Czyżby inkorporacja do przestrzeni kulturalnej i tożsamościowej Romów była na tyle innowacyjna, co niezrozumiała? Mimo deklarowanej wszem i wobec otwartości i wielokulturowości? A może burzyła utarty od lat schemat funkcjonowania miejskiej kultury, który wyznaczał rytm kalendarzowych imprez od stycznia do grudnia?

Próżno szukać odpowiedzi na powyższe pytania. Nie sposób bowiem odnieść wrażenia, że spuściznę po strategii ESK 2016 traktuje się dziś w myśl zasady: ciszej nad tą trumną.

Od dwóch lat Białystok buduje swój wizerunek przez połączenie kultury z promocją miasta. Ten mezalians, przypominający ogólne stwierdzenia brzmiące jak z przemówienia wyszkolonego PR-owca, w praktyce sprawdza się połowicznie. Z tym wiąże się też filozofia tworzenia i przekazu kultury i jej miastotwórczej roli: skoncentrowanej na profesjonalnych instytucjach wspartych machiną biurokratyczno-logistyczno-finansową czy obywatelskiej, inicjowanej przez mieszkańców. Przy udziale owych ośrodków animacji kultury (w tym magistratu), ale często nie z nimi w roli głównej.

Powyższy dylemat od lat obecny jest w białostockim dyskursie. Co więcej, już w strategii na bycie eurostolicą kultury, obie wizje starano się pogodzić przenosząc punkt ciężkości na tą drugą. Poniekąd utopijnie, bo nie da się tego zrobić bez rozbudowanego mecenatu, a z nim od lat jest krucho w Białymstoku. W zasadzie ogranicza się on do finansowania przez samorząd, sporadycznie przez rząd (przykładem tegoroczna Podróż na Wschód, jednym z jej elementów była parada lampionów - na zdjęciu). I tym samym uzależnia instytucje kulturalne od jednego źródła pieniędzy. Co prawda istnieje sponsoring prywatny, jednak białostocki kapitał nie jest na tyle silny, by zastąpił ośrodki publiczne w roli św. Mikołaja. Rzadko się zdarza, by impreza miała tylko jednego sponsora (zazwyczaj jest to konglomerat firm z różnych branż). Jeszcze rzadziej, by widniał on w nazwie imprezy. I dlatego każdy wyjątek od tej reguły zasługuje na chapeau bas! (bez wątpienia jest nim festiwal Original Source Up To Date).

Na awersie energii i zaangażowania obywatelskiego szukającego nowych form wsparcia zawsze tliło się potencjalne zagrożenie: na jak długo starczy jeszcze sił i nadziei, by nie przyszło znużenie i zniechęcenie?. Szczególnie wtedy, gdy przy braku sponsorów prywatnych, pojawił się przysłowiowy miecz Damoklesa w postaci odcięcia dotacji bądź braku większego wsparcia ze strony samorządowych donatorów. Wątpliwości te były mocno uwypuklane przy okazji rozdzielania pieniędzy na ogólnomiejskie konkursy dla stowarzyszeń, fundacji czy podczas debaty o sensie organizowania w mieście festiwalu Pozytywne Wibracje. Skrajni pesymiści twierdzą, że bez większego zaangażowania ze strony samorządu niektóre obywatelskie, często niszowe przedsięwzięcia, skazane są na upadek. Podobnie jak wiele innych wcześniejszych inicjatyw. Ci bardziej nastawieni optymistycznie uważają, że nie jest tak źle, bo jak się społecznicy uprą, to są w stanie postawić na swoim. Choć mają świadomość, że to, co robią, jeszcze nie do końca zostaje ulokowane w oficjalnym obliczu wizerunkowym Białegostoku.

Oddech polityki za plecami

Bo to jest właśnie druga strona dyskursu o pieniądzach przeznaczanych na kulturę. Te, jeśli zsumujemy fundusze przeznaczone na instytucje miejskie i konkursy dla podmiotów z tzw. sektora pozarządowego, oscylują dziś w granicach 33 mln zł. To mniej więcej tyle samo, ile w tym roku miasto wyda na koszty obsługi długu publicznego. Jedni powiedzą, że to najlepszy dowód na to, by pieniędzy na kulturę było więcej. Inni - pamiętając, że w swoim czasie prezydent stał się sygnatariuszem Paktu dla Kultury - powiedzą, że wcale nie jest ich mało. Tym bardziej, że czasami można odnieść wrażenie, że władze miasta nie do końca wiedzą na co je przeznaczają. Najlepszym dowodem było pytanie zadane prezydentowi przez mieszkańca os. Mickiewicza podczas jednego ze spotkań w ramach cyklu wizyt na osiedlach. Białostoczanin prosił o więcej imprez kulturalnych w swojej dzielnicy. - Nie rozumiem dlaczego ich nie ma, przecież na kulturę przeznaczamy prawie 30 mln - odparł lekko zafrasowany gospodarz miasta.

Zapewne sposób rozdysponowania pieniędzy w miejskiej kulturze stanie się jednym z gorących tematów zbliżającej się kampanii wyborczej. Już wcześniej ze strony niektórych liderów opozycji pojawiły się głosy o audycie miejskich instytucji kulturalnych. Ważne, by w tej politycznej batalii, zapewne także przy udziale dobrze zorganizowanych - zwłaszcza w świecie internetowym - grup nacisku, nie umknęło to najważniejsze: Co powinno być lepiszczem białostockiej kultury? Na czym powinna opierać swój wizerunek, by mogła skutecznie promować miasto, a zarazem sama czerpała z tego marketingu? Ile powinno być w niej kultury przez duże K, a ile potocznej rozrywki przez duże R. To, że synteza - tych dwóch wartości z przeciwległych biegunów jest możliwa - udowodniła właśnie KULTura młodych przez taniec.

Za późno na teatr, za słabi na film

Skoro nie udało się z dziedzictwem strategii ESK 2016, to wydawało się, że tym nowym filarem, na którym oprze się kultura w sprzężeniu zwrotnym z promocją, będzie teatr. Białystok ma bogate tradycje zarówno, jeśli chodzi o sceny instytucjonalne, jak i niezależne. Z jednej strony teatr dramatyczny oraz teatr lalek wsparty Akademią Teatralną i udziałem w Unii Miast Lalkarskich, z drugiej dziedzictwo takich przedsięwzięć jak Kompania Doomsday, Hotel Malabar, Teatr K3, grupa Coincidientia czy wreszcie przegląd Białysztuk, który w poprzednim miesiącu, niestety, dokonał swojego żywota. Być może, gdyby miasto wcześniej zdecydowało się na ten paradygmat teatralny, festiwal nie zszedłby na stałe z afisza. Podobnie jak wiele wcześniejszych inicjatyw, które razem ze swoimi twórcami przeniosły się do innych miast. Jeśli nadal miejscy decydenci od kultury zamierzają oprzeć ją o teatr klasyczny i niezależny, to będzie to działanie nie tylko spóźnione, ale utopijne. Jeśli jednak nie teatr, to co?

Pole manewru nie jest zbyt duże. Na pewno nie film czy literatura. W pierwszym przypadku Białystok na tle innych miast nadal jest ubogim krewnym. Z kolei słowo literacko krzewione chyba najlepszy czas ma już za sobą. Co prawda nadal tli się nieustająca nostalgia za "Kartkami", ale coraz bardziej zracjonalizowana przekonaniem, że tak na dobrą sprawę nikomu już chyba w Białymstoku nie jest potrzebne pismo literackie. Z drugiej strony od lat miasto nie potrafi wypromować nagrody im. Wiesława Kazaneckiego nie tylko w kraju, ale wśród białostoczan. Niby są takie oddolne akcje jak Festiwal Zebrane, poniekąd Przeczytać Białystok, ale też i osiem osób na promocji książki białostocko-śląskiej poetki wydanej dzięki stypendium prezydenta Białegostoku czy mniej więcej tyle samo na spotkaniu z Tomasem Venclovą. Co prawda na kwietniowych targach książki w operze pojawiło się 15 tys. osób, ale w tym przypadku możemy mówić o syndromie znanym z Nocy Muzeum. Wszak na co dzień galerie i wystawy już tak bardzo nie wzbudzają zainteresowania, a przecież wśród nich mamy kilka białostockich perełek.

Jeśli nie teatr, film, galerie, literatura, to może muzyka? Tu też nie brakuje paradoksu. Z jednej strony bardzo dobra praca z młodzieżą, później często podparta solidnym dokształceniem instrumentalno-pedagogicznym w uniwersytecie muzycznym. Sukcesy na swoim koncie mają filharmonicy podlascy, stąd wywodzi się bluesowa Kasa Chorych. Natomiast nie doczekaliśmy się w szeroko rozumianej muzyce rozrywkowej zespołów czy artystów, którzy jednoznacznie byliby kojarzeni przez masową opinię publiczną z Białymstokiem (Lublinowi możemy jedynie pozazdrościć). Co prawda w ostatnim czasie zaroiło się od różnego rodzaju kapel, ale na razie nie są one wyznacznikiem nowego zjawiska, na którym da się budować promocję kultury. Chyba, że odniesiemy to do disco polo, przed którym tak bardzo wzbraniają się miejscy decydenci. Skoro jednak goszczący niedawno w Białymstoku ambasador amerykański nie miał żadnych oporów przed dostrzeżeniem w tym rodzaju muzyki waloru marketingowego, to może przyszła pora na zmianę?. Tym bardziej że po rozbracie z Pozytywnymi Wibracjami widoki na promowanie miasta przez ogólnopolską imprezę rozrywkową stopniały niemalże do zera. Co prawda, po tegorocznej niezwykle udanej edycji "maratonu" Halfway można zaryzykować stwierdzenie, że Białystok jest na dobrej drodze do własnego festiwalu. Tyle że nadal będzie to impreza z niszy muzycznej. Podobnie jak wrześniowy, mający już swoją uznaną markę, festiwal na Węglowej - Original Source Up To Date.

Być albo nie być

Czy disco polo powinno być tym kanonem, na którym miasto zacznie kształtować swój promocyjno-kulturalny wizerunek? Nie przesądzam, choć nie da się ukryć, że w dzisiejszych czasach im prościej i bardziej melodycznie, tym większe szanse na dotarcie do szerszego audytorium. Co nie oznacza, że w myśl zasady: śpiewajta, jak chceta. Bo jak powiedziała w jednym z telewizyjnych show muzycznych pierwsza dama polskiego rocka lat 80. nawet disco polo może być walorem. Pod warunkiem, że będzie wykonane z zasadami muzycznego rzemiosła.

Wiem natomiast, że akcja Twój Pomysł Białystok 2020 jest najlepszym momentem do rozpoczęcia dyskusji, jak za kilka lat ma wyglądać miejska kultura. Nadal w mezaliansie z promocją czy może już po rozwodzie?. Jakie wartości stałe będą determinowały spojrzenie na białostocką przestrzeń kulturalną?. Ile powinno być w niej obywatelskości i spontaniczności, a ile klasycznego biurokratyzmu? A może potrzeba odnowienia systemu miejskich instytucji kulturalnych poprzez dokooptowanie do nich - w miejsce tych najmniej efektywnych - najlepszych z grona niezależnych? Albo wrócić do strategii ESK 2016 i całkowicie uwolnić kulturę spod skrzydeł samorządu, by mogła w końcu zaistnieć cyganeria artystyczna?

Bez tego dyskursu problem o kulturze w mieście będzie zawsze sprowadzał się do hamletowskiego być albo nie być. Rzecz jasna w kontekście pieniędzy. Być może z każdym rokiem coraz mniejszych.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny