Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szopenfeld - kradzież w sklepie. Złodzieje zabrali ubrania i materiały

Włodzimierz Jarmolik
Sklepy z tekstyliami były chętnie odwiedzane przez złodziei.
Sklepy z tekstyliami były chętnie odwiedzane przez złodziei. sxc.hu
Pewno dzisiejsi złodzieje sklepowi nawet nie wiedzą, że ich proceder ma od dawien dawna precyzyjną nazwę - szopenfeld. Termin pochodzi z niemieckiego, jak wiele innych złodziejskich słówek i oznacza podziałać w sklepie.

Międzywojenny Białystok, ze swoimi licznymi kramami i sklepami był polem do popisu dla szopenfeldziarzy - miejscowych i przyjezdnych. Do Białegostoku na gościnne występy chętnie udawali się złodziejaszkowie z Wilna i Grodna.

Wstępowali przede wszystkim do sklepów z materiałami i gotowymi ubraniami. Tutaj było najłatwiej zbajerować ekspedientkę, no i trafić jakiś kupon droższej tkaniny, modną spódnicę lub sweter.

Jesienią 1926 r. przybyła do Białegostoku znad Willi parka doświadczonych szopenfeldziarek: 30-letnia Fryda Kapłan i o 10 lat młodsza Sonia Lewin. W ciągu dnia kobiety obeszły szereg sklepów. Największy łup trafił im się u tekstylarza Jakuba Łoszczyńskiego przy Rynku Kościuszki 6. Jak później ocenił właściciel na posterunku policji, strata wyniosła 350 zł. Zdobycz wilniczanek udało się jednak odzyskać. Miała je na przechowaniu paserka Rywka Segeł z ulicy Surażskiej 12.

Lepiej obłowił się Józef Zuzel z Grodna, który w listopadzie 1926 r. zawitał do składu sukiennego kupca Margolisa przy Sienkiewicza 15. Korzystając z nieuwagi właściciela skradł 12-metrowy kupon materiału o wartości 500 zł. Uciekał z nim tak nieostrożnie, że na ul. Zamenhofa wpadł w ręce czujnego policjanta. Margolis, którego nagminnie okradali szopenfeldziarze, tym razem odzyskał swoją stratę.

Wczesną wiosną 1935 r. zawitała z kolei do Białegostoku solidna ekipa specjalistów od podbierania ze sklepowej lady i półek, m.in. Boruch Gittis z Łodzi i małżeństwo Symche i Chai Segałów z Wilna. A pomagała im w robocie miejscowa "sklepikarka" Fryda Dukat z ul. Wersalskiej. W ciągu tygodnia ofiarami złodziei padło kilkanaście sklepów z manufakturą.

Kasetkę z pieniędzmi schował pod palto

Wśród nich był oczywiście nieszczęsny Margolis z Sienkiewicza, a poza tym Ch. Kaszniewski (Rynek Kościuszki 15), Rafałowska (Giełdowa 2) czy też Sznajder (Kupiecka 5). Tym razem jednak policja i sąd grodzki stanęły na wysokości zadania. Złodzieje zainkasowali od 1 do 2 lat pobytu za kratkami. Nie tylko tekstylia leżały w kręgu zainteresowań złodziejaszków sklepowych. Handlowcom ginęły także buty, papierosy, wyroby cukiernicze. Korzystając z tłoku szopenfeldziarze, a przy okazji i doliniarze sięgali po rzeczy cenniejsze, jak choćby złote zegarki, papierośnice czy nawet pieniądze. I tak w czerwcu 1922 r. w sklepie tytoniowym przy ul. Sienkiewicza, jakiś porządnie odziany młodzian zażyczył sobie 5 pudełek drogich papierosów. Eleganckie palto położył na stole, obok kasetki z pieniędzmi. Gdy wyszedł, właściciel trafiki zobaczył tylko puste miejsce po swoim utargu.

Innym sposobem na dokonanie przestępstwa było zdobycie zaufania właściciela stojącego za ladą. Wystarczyło zaproponować sprzedaż za niską cenę pakunku herbaty, pudełka z pończochami czy kilku nielegalnych zapalniczek. Kiedy kupiec wychodził na zaplecze z trefnym towarem, klienci znikali, a z nim wszystko to, co można było zagarnąć ze sklepu w parę minut.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny