Moje dziecko od początku roku szkolnego, co kilka tygodni przynosi do domu wszy - skarży się mama jednego z uczniów SP nr 32 w Białymstoku.
- To naprawdę duży problem. Co z tego, że ja i inni rodzice dbamy o to, aby nasze dzieci wszy nie miały, jak cały czas znajdują się tacy, którzy je do szkoły przynoszą. I kółko się zamyka.
Według kobiety, szkoła nie podejmuje skutecznych działań, aby tę sytuację rozwiązać.
- Wiadomo, że już nie ma takich obowiązkowych sprawdzianów głów uczniów, jak kiedyś, ani obowiązkowego odwszawiania, ale chyba tak tej sytuacji zostawić nie można - denerwuje się.
Dyrektor szkoły Lech Szargiej przyznaje, że co jakiś czas otrzymuje sygnały, że pojawia się wszawica w którejś z klas. Takich sytuacji w tak dużym skupisku dzieci nie da się uniknąć.
- Ale reakcja z naszej strony jest od razu, pielęgniarka sprawdza głowy, instruuje rodziców, co robić - zapewnia. - Nigdy nie zostawiamy tego bez reakcji. Od bardzo dawna nie było też już u nas takiej sytuacji, aby rodzice nie dostosowali się do zaleceń i trzeba było interweniować w opiece społecznej.
Zgodnie bowiem z wytycznymi ministerstwa zdrowia, jeśli rodzice czy opiekunowie dziecka nie reagują na zalecane działania, można zawiadomić ośrodek pomocy społecznej. Brak reakcji z ich strony może bowiem rodzić podejrzenie zaniedbywania dziecka.
Wszawica od wielu lat nie jest już objęta zakresem działania sanepidu.
- Mimo że nie mamy żadnych instrumentów prawnych, aby jej przeciwdziałać, staramy się wspierać dyrekcje placówek w walce z tymi pasożytami - zapewnia Zbigniew Zwierz, powiatowy inspektor sanitarny w Białymstoku. - Ale skuteczność walki zawsze zależy od najbliższego otoczenia takiego dziecka.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?