Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szantażowali, zastraszali i bili miejscowych sklepikarzy

Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Jarmolik archiwum
Szantażowali, zastraszali i bili miejscowych sklepikarzy oraz wszystkich, którzy wchodzili im w drogę. Na czele gangu stał Chaim Sarowski, który w 1925 roku powrócił zza oceanu. I szybko zyskał miano króla Chanajek.

W pierwszym dziesięcioleciu XX wieku z zachodnich terenów Imperium Rosyjskiego wyjechało do Ameryki wiele rodzin żydowskich. Było to spowodowane pogromami z inspiracji ochrany carskiej, a także powszechną biedą. Żydzi trafiali zwłaszcza do Chicago i Nowego Jorku, gdzie były już znaczne ich skupiska. Wśród swoich było znacznie łatwiej przystosować się do amerykańskiej rzeczywistości. Me, żydowskie chojraki szybko zaczęły trafiać na ulicę i schodzić na drogę występku. Nie widzieli dla siebie innych, korzystnych możliwości.

Do chicagowskich gangów trafiali też młodzieńcy z Białegostoku. Nie byli w nich liderami, ale zawsze mieli jakieś zajęcie. Zwłaszcza kiedy na początku lat 20. wprowadzono w Stanach Zjednoczonych prohibicję, czyli zakaz produkcji i sprzedaży alkoholu, nawet niskoprocentowego piwa.

Wtedy to zawrotną karierę zaczął robić gangster al Capone i wielu innych wytwórców i przemytników zakazanych trunków. W połowie lat 20 banda al Capone walczyła o wpływy w Chicago z irlandzko-żydowskim gangiem Diona O'Baniona. Po obu stronach ginęli zarówno zwykli cyngle, jak też ich bossowie. Ofiarą porachunków gangsterów padali też niewinni ludzie.

Niektórzy przestępcy, którzy nieco się dorobili, albo nie chcieli ryzykować życia w dalszej wojnie bimbrowników, uciekali do swoich europejskich krajów. Tak postanowiło również zrobić dwóch mało znaczących, ale wciąż bojowych gangsterów z Białegostoku. Pierwszy powrócił w 1925 roku Chaim Sarowski, który był za oceanem na tyle długo, że dorobił się amerykańskiego obywatelstwa. Na bruku białostockim szybko zyskał sobie miano króla Chanajek, gdyż w tej biednej, żydowskiej dzielnicy założył swoją kwaterę. Dobrał sobie na towarzysza Jankiela Kapickiego, chanajkowskiego zakapiora i razem grasowali po ulicach i zakamarkach Chanajek. Stosowali praktyki iście gangsterskie. Szantażowali, zastraszali i bili miejscowych sklepikarzy i wszystkich tych, którzy wchodzili im w drogę. Nie ustępowali nawet stróżom prawa.
22 września 1926 roku Sarowski i Kapicki stanęli przed obliczem sędziego Rybałtowskiego, przewodniczącego Sądu Okręgowego. Oskarżenie wynikało z artykułu 142 kodeksu karnego, mówiącego o stawianiu oporu policji. Szczególnie wyróżniał się w tym samozwańczy król Chanajek. M.in. poobrywał on przodownikowi Zadrożnemu dystynkcje, wyrwał szablę oraz chwycił go za gardło i zaczął dusić. Kapicki starał się mu pomagać. Chaim Sarowski nie skorzystał z pomocy adwokata. Bronił się sam. Za walki z policjantami sędzia skazał go na dwa miesiące bezwzględnego aresztu. Kapicki, którego bronił z urzędu mecenas Lipko (ten sam, którego niegdyś reprezentował Urke Nachalnika, oskarżonego o napad bandycki), wywalczył dla swojego klienta jeden miesiąc. Nim Chaim Sarowski znalazł się za kratkami, w kilka dni po wyroku wdał się w bójkę nożową z niejakim Wacławem Cieślukiem i został mocno pokłuty. Wylądował więc w szpitalu, a jego pogromca w areszcie.

Innym powracającym w rodzinne strony gangsterem był Josel Gelberg. Było to na początku 1927 roku. Przed dwudziestu laty wyruszył wraz ze starszym bratem Szymonem do amerykańskiej ziemi obiecanej. Wrócił w rodzinne strony, czyli Chanajki, ze sporą ilością dolarów. Część przeznaczył na zakup domu przy ul. Pieszej, nieco chciał zainwestować w jakiś bezpieczny interes, a resztę schował na czarną godzinę. Oczywiście bogatym sąsiadem zaraz zainteresowali się chanajkowscy złodzieje. Nie zważali na jego gangsterską biografię. Zaczęły się sprytne podchody. W końcu znany włamywacz i szuler Szmul Gorfinkiel trafił Gelberga na tysiąc dolarów i złoty zegarek. Poszkodowany nie darował. Sam odszukał złodzieja i zgłosił to policji. Gorfinkiel poszedł na dwa lata do celi.
W 1932 roku Josela Gelberga doszła wiadomość, że w porachunkach bandyckich zginął w Nowym Jorku jego brat Szymon. Cały swój majątek, 90 tys. dolarów, zapisał młodszemu bratu. Ten natychmiast wysłał do Stanów Zjednoczonych plenipotencję do przeprowadzenia sprawy spadkowej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny