[galeria_glowna]
Kurier Poranny: 11 września w warszawskiej Wizytującej Galerii będzie Pani miała wernisaż autorskiej wystawy "Syszczyk". Co to za słowo?
Aleksandra Czerniawska, białostocka malarka:
- To jest słówko lokalne i bardzo nieoficjalne, a oznacza donosiciela. Był on jedną z postaci w mojej pracy dyplomowej u Leona Tarasewicza "We wsi".
Skąd wziął się pomysł na malarstwo, które opowiada o doświadczeniach mieszkańców małej wioski koło Białegostoku w czasie II wojny światowej?
- Było to we mnie od zawsze. Mój dziadek opowiadał różne rzeczy o czasach wojny. Tak straszne, że aż niewyobrażalne. W swoim malarstwie odwołuję się do sposobu wyobrażania, jaki był w Średniowieczu.
I do ikony?
- Na moich obrazach nic nie jest dosłowne. Na przykład są pokazywane jednocześnie wydarzenia, które następują po sobie albo w różnych miejscach przestrzeni. Kiedy coś jest bardzo ważne, jest większe niż inne. Mam wrażenie, że wojenna rzeczywistość była zmącona, u mnie też coś jest wykrzywione, do góry nogami.
Czyli wojna w opowieściach dziadka zburzyła dotychczasowy porządek?
- Z opowieści dziadka wynika, że wojna we wsi wszystko zmieniła. Sąsiad stał się wrogiem.
Dlaczego?
- Nie da się ukryć, że konflikty przebiegały po linii narodowościowo-religijnej. To była wioska, w której mieszkali katolicy i prawosławni. Przedwojenna choroba nacjonalizmu w czasie wojny się nasiliła. Niektórzy musieli albo odejść, albo zginąć.
A więc to prawda, że po wojnie katolicy przychodzili do prawosławnych, Białorusinów i mówili żeby wyjeżdżali do Związku Sowieckiego?
- Tak, jak najbardziej. To nie skończyło się wraz zakończeniem wojny. Niemcy byli inną kategorią zła. A inne jest zło, które wyzwala się w społeczności i nagle coś co jest znane staje się obce, groźne.
Pani pokolenie jako pierwsze odważyło się opowiedzieć o konfliktach wyznaniowych i to w dodatku w sztuce. Nie żyjecie w PRL-owskim strachu.
- Myślę, że tak. Rodzice nic mi nie mówili, a dziadek dopiero niedawno zaczął opowiadać o swoich wojennych losach.
Cieszy się Pani, że będzie mogła pokazać różnorodność naszego regionu w Warszawie?
- Perspektywa reszty Polski jest zupełnie inna niż Podlasia. To co u nas jest ciągle żywym, zaognionym problemem, w świadomości reszty kraju w ogóle nie istnieje. Na wernisażach zaczynam najpierw od tłumaczenia że tu mieszkają prawosławni, Białorusini. Często interpretacje moich prac są całkowicie odwrotne od tego, co chciałam opowiedzieć.
Jest pani młodą malarką z misją?
- Nie da się totalnie zmienić świata, ale jeśli jest coś, co dla mnie jest ważne, to chcę o tym opowiedzieć.
Dziękuję za rozmowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?