Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sybiracy. Nie umiera ten, kto pozostaje w naszej pamięci (zdjęcia)

Alicja Zielińska
Halina Kuczyńska (babcia Pawła, z lewej) z koleżankami na ul. Lipowej, gdzie mieszkała, jeszcze przed wojną
Halina Kuczyńska (babcia Pawła, z lewej) z koleżankami na ul. Lipowej, gdzie mieszkała, jeszcze przed wojną Archiwum prywatne
Sybiraków jest już coraz mniej, odchodzą. Żeby pamięć o nich przetrwała, my musimy ją kultywować - mówi Paweł Tupalski, przewodniczący stowarzyszenia Wspólnota Wnuków Sybiraków. Jego dziadkowie i babcia żony Marty byli wywiezieni przez NKWD w 1940 roku na sześć lat w głąb Związku Radzieckiego.

Przez wiele lat w PRL temat zesłania był zakazany. Ale w naszym domu, dzięki babci wiedzieliśmy o wywózkach, o Katyniu - mówi Marta Tupalska. - Byłam w wieku swoich córek, miałam 10 lat i babcia już przemycała mi pewne fakty. Nie wszystko oczywiście, bo nie chciała mnie przestraszyć. Jak dziś o tym myślę, to jestem przekonana, że życie mojej babci Haliny Olszewskiej mogłoby posłużyć za scenariusz do filmu.

Jej ojciec, Jerzy Szrodecki, właściciel majątku Kożany koło Juchnowca został aresztowany w pierwszych miesiącach okupacji sowieckiej. Dostał wyrok 25 lat więzienia, trafił do obozu w Kozielsku. Cudem przeżył. Walczył w armii Andersa. Nie powrócił do Kożan. Po wojnie został w Anglii.

Natomiast moją babcię, wtedy 12-letnią, jej młodszą o rok siostrę, matkę i babcię zesłano do Kazachstanu. W tym Zielonym Gaju, gdzie trafiły, jak na ironię nie rosło ani jedno drzewko, ani jeden krzaczek. Wszędzie jak okiem sięgnąć ciągnął się step. Sześć długich lat o głodzie i chłodzie. Kazali im przyjąć obywatelstwo sowieckie. Mama babci nie chciała, to otrzymała dokument z wpisem bez prawa wyjazdu. Dla wszystkich. To było straszne. Z tego wszystkiego mama babci zapadła na zapalenie opon mózgowych i umarła. Miała zaledwie 32 lata.

Babcia jako jeszcze dziewczynka musiała przejąć obowiązki dorosłej osoby. Pracowała w kołchozie. Ileż ona musiała się wycierpieć, to aż trudno sobie wyobrazić. Do Polski wróciła dopiero w 1946 r. Majątek w Kożanach przejęło państwo, nie mogła z siostrą nawet zamieszkać w domu rodzinnym. Musiała wszystko zaczynać od nowa.

Podziwiałam babcię, że zdobyła wykształcenie. Kiedy jeździła do swego ojca do Londynu, za każdym razem przemycała z Anglii książki z drugiego obiegu. Narażała się, ale jak mówiła, to było silniejsze. Dawała je później czytać nam i wielu ludziom.
W 1988 r. postanowiła pojechać na grób matki, żeby postawić jej pomnik w stepie. W ambasadzie radzieckiej, kiedy zwróciła się o wizę do Kazachstanu, urzędnicy byli zszokowani. Usłyszała, że jest pierwszą Polką, która chce jechać w te strony, tam przecież niczego nie ma. Ale babcia się uparła. Wcześniej poprzez redakcję gazety w Nowosybirsku nawiązała kontakt z pewną rodziną, od której dowiedziała się, że Zielony Gaj jest w tym samym miejscu, co dawniej, 150 km od miasta Kokczetaw. Wiza była na 17 września - znamienna data, jak podkreślała.

Pamiętam, że z mamą bardzo przeżywałyśmy ten jej wyjazd. Sześć tysięcy kilometrów. Przesiadki, oczekiwania na połączenia, noclegi w obcych domach. Babcia dopięła jednak swego. Mało tego, po powrocie postanowiła, że musi coś zrobić, by przywrócić pamięć o zesłańcach. Zorganizowała zebranie. To był styczeń 1989 r. W gazecie ukazało się małe ogłoszenie, a przyszły tłumy, przyjechali ludzie nawet z Łodzi i Warszawy. Babcia mówiła wzruszona, że to wyglądało jak manifestacja. Po latach strachu i milczenia te osoby raptem się ujawniły, chciały działać. Babcia z werwą ruszyła do pracy. Powstał Związek Sybiraków.

Dziadkowie Pawła Tupalskiego - Halina i Czesław Kuczyńscy byli oboje wywiezieni na Syberię. Ich ojcowie, milicjanci zostali zamordowani w obozie w Ostaszkowie.

- Babcia miała 18 lat, dziadek 20, kiedy się poznali w bydlęcym wagonie, którym 13 kwietnia 1940 r. jechali na zsyłkę. Dziadek akurat dostał się na Politechnikę Warszawską - opowiada Paweł. - Pracowali przy czyszczeniu obory, przy budowie magistrali kolejowej łączącej Karagandę z Magnitogorskiem. Pokochali się, wzięli ślub, było im łatwiej znosić te trudy. Wrócili 29 maja 1946 r. Rodzina jednak została rozdzielona. Na zesłaniu zmarła mama dziadka i 14-letni brat babci, a drugi brat wstąpił do armii Andersa i po wojnie wyjechał do Stanów.

- Syberia zahartowała moich dziadków, dożyli sędziwego wieku. Bardzo się kochali, do końca swoich dni pozostali pogodni, chociaż ich młodość przypadła na tak straszne czasy - podkreśla Paweł. Jest przewodniczącym stowarzyszenia Wspólnota Wnuków Sybiraków, włączył się w przygotowanie Marszu Polskiego Sybiru. - Musimy kultywować pamięć o zesłańcach. Sybiracy odchodzą, naszym obowiązkiem jest przejąć po nich to zadanie - mówi Paweł Tupalski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny