"Syberiada polska" przede wszystkim nie trzyma w napięciu. Każde polskie dziecko zna słowa wiersza, "pod drzwiami staną, i nocą kolbami w drzwi załomocą" i wie - co dalej. Ale w scenariuszu według powieści Zbigniewa Domino zaskoczeni Polacy poddają się bez szemrania. Nawet nie zadają pytań. I tylko, kiedy docierają do pięknego drewnianego obozu z nagłośnieniem, kilka trupów wypada z sań. Emocji jednak w i w tej scenie brak. Za to już przed napisami, montażystka ukazuje tak piękne zdjęcia krajobrazów autorstwa Andrzeja Wolfa, że aż dech zapiera w piersiach.
Polskim przesiedleńcom żyje się nieźle. Mają co jeść, ba, w łagrze-niełagrze funkcjonuje nawet szpital, a w nim pracuje przepiękna sanitariuszka, której z miejsca wpadnie w oko główny bohater tej opowieści. Romans na ekranie rozkwitnie, a dzielna i urodziwa Valeria Gouliaeva (nazwijmy ją dla ułatwienia Marusią) podobnie jak w Czterech pancernych ofiarnie będzie ratowała swojego polskiego ukochanego przed śmiercią.
Jest też obowiązkowy karykaturalny enkawudzista, który rodzinę naszego bohatera będzie prześladował niemal przez cały czas pobytu w Sowietach. Niemal zawsze występujący w nienagannym mundurze, gładko wygolony, wzorem wodza Rzeszy, przemawiający z wysokości i korzystający z nagłośnienia.
Jest też w filmie matka-suka. W tej roli jak zwykle wyborna Sonia Bohosiewicz, która bez żenady twierdzi, że "szybciej jej d..a pęknie, a nie da dzieciom umrzeć z głodu". Ale w końcu i ona zdobywa się na czyn tak niezwykły, że ze względu na całkowitą bezkarność, graniczący z bajką.
Od czasu do czasu pojawia się najlepszy aktor tego filmu, bogaty kapral - ojciec rodziny. Fantastycznie skupiony i oszczędny w gestach Adam Woronowicz jest chyba jedynym bohaterem, którego pojawienie się na ekranie wywołuje żywsze emocje. On także stanie przed dylematem, zmuszony do nadzoru i żyłowania swoich pobratymców. Ale tego wątku akurat reżyser nie drąży, podobnie jak nie odpowiada na pytanie, jakim cudem biedni sowieccy żołdacy pozwolili mu przez rok chodzić w prawdziwych oficerkach - symbolu zamożności i znienawidzonej pańskiej Polski. Jeśli do tego dodamy śliczną Żydówkę z krzyżykiem, która zamiast bezpieczeństwa w Sowietach, wybiera niepewny los obywatelki Polski, a w dodatku cudownie przeżywa łagier - ilość nieprawdopodobieństw gwałtownie wzrasta.
Trudno też powiedzieć czemu służy scena, w której zły enkawudzista organizuje wieczornicę, gdzie każe bić brawo po słowie Stalin, a potem wyświetla Polakom "Świat się śmieje". Bo klasyk światowej komedii z genialną muzyką Dunajewskiego broni się po latach, a "Syberiada polska" wygląda jak kolorowy blog z podróży po Związku Sowieckim. I to muzyka Dunajewskiego zostaje po wyjściu z kina w pamięci, a nie łzawe nuty Krzesimira Dębskiego, jakoś dziwnie przypominające "Dumkę na dwa serca".
W tym filmie nie ma głodu, jest ciężka praca, kilka śmierci z powodu tyfusu i międzynarodowe romanse. Gdyby nie piękna sanitariuszka "Marusia" i genialny Adam Woronowicz, nie bardzo byłoby na co patrzeć. Szkoda. Na szczęście świadectwa, które zbiera białostockie Muzeum Sybiru są bliższe prawdy niż piękna fikcja Janusza Zaorskiego. I teraz, tym bardziej wiadomo, jak potrzebna jest historyczna prawda o czasach II wojny światowej.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?