Jeżeli w nocy jest cisza, ale nie widać osadzonego, to nie ma potrzeby alarmować dowódcę. Mógł przecież wyjść do kącika sanitarnego - uważa Jarosław G., były strażnik z białostockiego aresztu. - Nie przypominam sobie, żeby ktoś z pawilonu D., kiedykolwiek zadzwonił do dowództwa w takiej sprawie.
Dzisiaj w sądzie rejonowym odbył się kolejny proces Dariusza B., strażnika z białostockiego aresztu. To właśnie na jego zmianie w kwietniu 2008 roku powiesił się świadek koronny. Teraz prokuratura oskarża go o nieumyślne spowodowanie śmierci Andrzeja Ł. ps. Gruby.
- Chcą ze mnie zrobić kozła ofiarnego - uważa Dariusz B. - Chociaż postępowanie dotyczące prokuratora cenzurującego listy wykazało nieprawidłowości, to nie siedzi on na ławie oskarżonych. Do mnie zastrzeżeń nie było, a mimo to tu siedzę.
Sąd wezwał na świadka między innymi Jarosława G. W czasie wypadku ten, były już strażnik, pełnił funkcje zastępcy dowódcy zmiany. To on pobiegł do celi, kiedy Dariusz B. zawiadomił, że nie widzi osadzonego.
- Nie było go na łóżku, więc sprawdziliśmy kącik. Tam go znaleźliśmy. Ja go odciąłem, a dowódca sprawdzał tętno. Nie wyczuł oznak życia - opowiadał w czasie śledztwa mężczyzna.
Strażnikowi grozi do pięciu lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?