Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studzieniczna - Wycieczka połączona z prezentacją zakupową. Są chętni

Janka Werpachowska
Kaplica na wyspie w Studzienicznej.
Kaplica na wyspie w Studzienicznej. w:pl:User:Blueshade/CC by 1.0
Oferta krajoznawczo-zakupowa połączona z odwiedzaniem miejsc kultu religijnego adresowana jest do konkretnego odbiorcy. Jak się ma niecały tysiąc złotych emerytury, takie okazje są kuszące.

Zimny i pochmurny czerwcowy poranek. Kwadrans przed szóstą na umówionym z organizatorem wycieczki miejscu zbiórki jest kilkanaście osób. Autokar ma przyjechać o godzinie 5.50.
- Mało nas - mówi pan Zygmunt.

- Uzbiera się więcej, nie ma strachu - uspokaja pani Hania. Ona już nie wiadomo który raz bierze udział w takiej wycieczce, więc wie co mówi.

Autokar przyjeżdża z kilkuminutowym opóźnieniem. Jest już w nim kilkoro pasażerów - wszyscy, podobnie jak ci, którzy teraz wsiadają w Białymstoku, wyglądają na emerytów.

Do Augustowa przez Tykocin

- Kierowca nietutejszy, chyba drogi nie zna - w autokarze powstał niepokój, kiedy uczestnicy wycieczki zauważyli, że zamiast prostą drogą w kierunku Augustowa jadą najwyraźniej do Warszawy.

- Wszystko w porządku - to bywała pani Hania. - Zawsze tak jedzie. Ludzi po wioskach zbiera.
Rzeczywiście. Z kilkoma krótkimi postojami po drodze, między innymi w Tykocinie i Knyszynie, autokar, już prawie pełny, kontynuuje podróż znaną wszystkim dobrze trasą do Augustowa.

- Kochani - rozlega się przez głośniki głos kierowcy. - Kto na ochotnika przejdzie się po autobusie i zbierze pieniążki za wycieczkę? Bo jak dojedziemy do Augustowa, będę musiał zatankować, a tam już nie będzie czasu na zbieranie pieniędzy.

Wyrywa się kilka rąk do góry. - Ja! Ja! - to ci, co przed laty w szkole pierwsi się wyrywali do wytarcia tablicy lub przyniesienia kredy.

Kierowca wybiera panią Zosię. Kiedy już pieniądze są zebrane, w autokarze zapada cisza. Jedni drzemią, inni jedzą kanapki, bo w domu nie zdążyli zjeść śniadania.

Pani Hania półgłosem opowiada sąsiadce z fotela obok, jakich atrakcji może się spodziewać na wycieczce.

- Tyłek rozboli od siedzenia na prezentacji. Ja już kilka razy byłam, to wiem. Specjalnie dzisiaj jadę, żeby maść kupić. Droga, ale cudowna. Na gojenie ran i blizn, na migrenę, na korzonki, na alergie, na suche pięty. Mówię pani, warto zapłacić. Specjalnie po to jadę, bo nigdzie tej maści kupić nie można, tylko na tych pokazach.

Sąsiadka słucha uważnie, jeszcze się dopytuje o cudowne właściwości maści. Dziwi się trochę, że prezentacja trwać ma tak długo, że aż tyłek rozboli. Bo ona myślała, że najwięcej czasu spędzi w Sanktuarium Matki Boskiej Studzieniczańskiej. Pomodli się, wody nabierze ze studni. Bo woda też cudowna, prawie jak ta maść. Głównie na oczy pomaga, ale inne choroby podobno też leczy.

Pani Hania uspokaja:

- Zdążymy i w Studzienicznej pobyć. Krótko, ale wody weźmie pani, ile chce. Dla całej rodziny.

Kochani, nie rozchodzić się

Znów zatrzeszczały głośniki w autokarze. Odzywa się kierowca:

- Kochani, już jesteśmy w Augustowie. Za chwilę zatrzymamy się przed lokalem, w którym odbędzie się prezentacja. Ale zanim wysiądziemy, to poproszę panią Zosię, żeby jeszcze raz zrobiła zbiórkę pieniędzy. Kto chce przepłynąć statkiem ze Studzienicznej do Augustowa, niech szykuje 25 złotych.

Zgłasza się kilkanaście osób chętnych na mini rejs. Pani Zosia sprawnie zbiera od nich pieniądze na bilety.

Autokar parkuje przed lokalem. Do środka wskakuje młodzieniec z dużą ilością żelu na głowie, w białej koszuli z logo organizatora wycieczki.

- Kochani, mam na imię Grzesiek! Dzień dobry! Jak się jechało?

- Dzień dobry! Bardzo dobrze! - chórem odpowiadają uczestnicy wycieczki.

- Kochani, za chwilę rozpocznie się prezentacja bardzo atrakcyjnych produktów. Mamy napięty program wycieczki, dlatego proszę prosto z autokaru iść do sali na górze. Nigdzie się nie rozchodźcie. Na papierosa nie zostawać. Nie ma czasu, kochani.

Kilka osób w biegu zaciąga się kilka razy głęboko papierosem. Inni patrzą na to z oburzeniem.

- Przecież Grześ mówił, że nie ma czasu. Szybciej, bo już tam pewnie czekają.
W sali na górze, z dekoracjami weselnymi na ścianach, trwają ostatnie przygotowania do prezentacji.

- Jeszcze można było popalić - mówi jakiś pan, zły, że wyrzucił połowę niedopalonego papierosa.

- Siadać, zajmować miejsca, kochani - pogania Grzesiek. - Zaczynamy.
Marysia nic nie kupi

Przy stole, na którym wyeksponowane są produkty, które będą dziś reklamowane pojawia się prezenter w koszuli z logo firmy. Starszy od Grześka.
- Dzień dobry, kochani!
- Dzień dobry.
- No nie, co to ma znaczyć? Ja się witam z wami wszystkimi, a słyszę odpowiedź tylko od kilku osób. Jeszcze raz: dzień dobry, kochani!
- Dzień dobry! - teraz już karnie i donośnie skandują uczestnicy wycieczki.
- Mam na imię Marek. Bardzo mi miło, że skorzystaliście z naszego zaproszenia. Szybciutko opowiem wam o tych wspaniałych produktach, które tu widzicie. Kochani, czy mogę zwracać się do was po imieniu?
- Tak!
- To się cieszę. Bo przecież chodzi o to, żeby miło spędzić razem czas. Jak się jedzie na wycieczkę, trzeba zły humor zostawić w domu. Prawda?
- Tak!
- Kochani, macie tu druki umowy na ubezpieczenie. Zanim zaczniemy prezentację, wypełnijcie je i połóżcie przed sobą.

Na kilka minut zapada cisza. Wszyscy ze skupieniem wypełniają druczki. Marek chodzi, zagląda piszącym przez ramię. Za chwilę okaże się, po co to robi.

- Agatko, pierwszy raz jesteś na naszej wycieczce? - zwraca się do starszej pani z końca stołu.
Kobieta ze zdumienia otwiera szeroko oczy.

- Co, Agatko, dziwisz się, skąd znam twoje imię? Zobaczyłem na tej umowie, którą wypełniłaś. Bo ja mam fenomenalną pamięć. Już znam imiona was wszystkich.

I udowadnia, że nie kłamie:

- Tam z lewej strony siedzi Zbyszek, a tutaj Alinka, a tam dalej Krysia - bezbłędnie wymienia kolejne imiona. Ludzie są oczarowani.
- Nie oszukuję was. Bo chodzi o to, żebyście mieli do mnie zaufanie. Kochani, ufacie mi?
- Tak! - wykrzykują zebrani.
- Musicie mi ufać, bo za chwilę zacznę opowiadać wam o niesamowitych produktach.

Jest kilka minut po 9. Zaczyna się prezentacja.

Na pierwszy ogień idzie kuchenka indukcyjna. Marek dwoi i się troi, żeby jak najbardziej wiarygodnie przedstawić jej zalety. Kątem oka zauważa, że dwie panie wymieniają szeptem jakieś uwagi. Przerywa swój reklamowy monolog.

- Marysiu, co tam szepczesz do koleżanki? Jak chcesz coś powiedzieć, to ładnie poproś o głos i mów tak, żeby wszyscy słyszeli. No proszę, słuchamy. Co masz do powiedzenia?

Marysia - tak na oko koło siedemdziesiątki, elegancka starsza pani, najpierw przeprasza za niesubordynację, a potem oznajmia nieśmiało:

- Mówiłam tylko, że kuchenka indukcyjna mnie nie interesuje akurat.

- No popatrzcie, kochani, na Marysię - wykrzykuje Marek. - Kuchenka indukcyjna jej nie interesuje. Bo Marysia woli stać nad gazem. Marysia jest zacofana. Ma okazję kupić po wyjątkowo atrakcyjnej cenie kuchenkę indukcyjną, ale nie. Ona z niej nie skorzysta. Ona woli zakopcone palniki, zalaną kuchenkę gazową. A ciekawe, czy Marysia pomyślała kiedykolwiek, że może całą rodzinę w powietrze wysadzić tym gazem. Na pewno nie. Bo Marysia nie lubi nowości. Właściwie, to nie wiadomo po co Marysia tu przyjechała. Wiadomo, że nic nie kupi.

Oczarowane Markiem audytorium z potępieniem spogląda na Marysię. I tak będzie już do końca pokazu. Marek przy każdym kolejnym produkcie znajdzie sposobność, żeby ten nastrój podtrzymać.

Odkurzacz o kosmicznych kształtach: - Marysia na pewno nie kupi, ona woli kurze szmatą wycierać a podłogi pewnie miotłą zamiata.

A sala się śmieje.

Garnek, który sam gotuje i sam się myje: - Każdy chciałby mieć go w domu, tylko nie Marysia. Ona lubi szorować przypalone rondle.

Wszyscy konają ze śmiechu.

Marysia coraz bardziej kurczy się za stołem. Ma coraz ciemniejsze wypieki na policzkach. Ale bez słowa sprzeciwu znosi tę sytuację.

W pewnym momencie jakaś starsza pani podnosi do góry dwa palce - tak jak uczyli w szkole.

- O co chodzi, Krysiu?
- Czy mogę do toalety?
- Krysiu, biegnij, oczywiście. Kochani, nie musicie mnie pytać o pozwolenie, jak chcecie do ubikacji. Tylko nie chodźcie wszyscy na raz. Najwyżej dwie osoby jednocześnie, bo tam i tak więcej nie wejdzie.

Ufajcie mi

Trwająca około czterech godzin prezentacja przebiega bez większych zakłóceń. Marek co jakiś czas woła:

- Kochani, ufacie mi?

A sala głośno odpowiada:
- Taaak!

Największe emocje czekają wszystkich na zakończenie prezentacji. Jest losowanie.

Szczęśliwcy mogą dokonać zakupu wymarzonego sprzętu na bardzo atrakcyjnych warunkach i jeszcze dostać niesamowity prezent. Ci, do których uśmiechnęło się szczęście nie posiadają się z radości. Pozostali patrzą na nich z zazdrością. Później, kiedy już są pewni, że Marek ich nie usłyszy, wymieniają między sobą uwagi, że na pewno wszystko było z góry ukartowane. No bo czemu akurat tamci wygrali szczęśliwy los, a nie oni.

W ulotce, zapraszającej do udziału w wycieczce, organizator obiecywał, że każdy jej uczestnik dostanie na zakończenie prezent: panie ekspres do kawy, panowie walizeczkę z narzędziami samochodowymi. Niektórzy więc domagają się spełnienia tej obietnicy. Okazuje się, że owszem, prezent się należy, ale tylko tym, którzy coś kupią. Nie trzeba wydawać wielkich pieniędzy. Można wybrać sobie coś tańszego, na przykład maść "na wszystko" lub płyn do prania.

Ludzie kupują. Grześ biega z nieprzypalającym się garnkiem i zbiera pieniądze. Za chwilę przed każdym stawia paczkę z wymarzonym prezentem. I cały czas pogania, żeby szybciej jeść obiad, bo trzeba pędzić do Studzienicznej.

- Przecież chcecie się pomodlić przed cudownym obrazem Matki Boskiej Studzieniczańskiej, kochani. Prawda?

- Tak, tak, chcemy.

Autokar, statek, autokar

Obiad - czyli drugie danie: filet z kurczaka a`la schabowy, tłuczone kartofelki, surówka, woda z sokiem - zjedzony błyskawicznie. Pędem do autokaru. Kilka minut jazdy i wycieczka jest w Studzienicznej.

- Niech Zosia biegnie z tymi pieniędzmi, co zebrała w autokarze i kupi bilety na rejs statkiem - pogania kierowca. - Tylko szybciutko, bo on zaraz odpływa. Ci, co płyną, niech idą z Zosią, a reszta do kościoła.

Konsternacja, bo ci co płyną, też chcieli się pomodlić i uzdrawiającej wody nabrać ze studni. Ale nie ma czasu. Zostawiają plastikowe butelki na cudowną wodę tym, co nie płyną. W ostatniej chwili wbiegają na stateczek. Nawet pomnika papieża, stojącego na brzegu jeziora nie zdążyli obejrzeć.

Rejs trwa niecałą godzinę. Jest zimno i wietrznie. Najwytrwalsi zostają na pokładzie, żeby napawać się widokami. Pozostali siedzą w barze na dole.

Na parkingu w Augustowie już czeka autokar. Nie wszyscy odnajdują swoje butelki z cudowną wodą. Ale kierowca ma jej kilkulitrowy baniak, chętni mogą sobie od niego przelać do własnych naczyń.

Wszyscy są zadowoleni. Pieniędzy za dużo nie wydali, a mają i maść na wszystko, i prezent, i jeszcze uzdrawiającą wodę. Obiad zjedli. I kawał świata zobaczyli.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny